MOON & SNOW : 2/ 1.

2.8K 243 56
                                    

Augusta Miami.

Wysoka, szczupła kobieta zmierzała, do swojego upragnionego celu. Kilka metrów dalej, znajdował się jej ulubiony bar, z ponętną zawartością. Wszelkiego rodzaju kanapkami. Na myśl, o kanapce, ze stekiem śliniła się. Jej okrągły brzuszek, podskakiwał niecierpliwie. Maleńka Aurora, domagała się jedzenia. I dawała upust, swoim żądaniom, kopiąc zażarcie. Ramiona, dziewczyny, pokrywały wielobarwne śnieżynki. Miała na sobie, koszulkę na ramiączka, krótkie spodenki, do połowy uda, na stopach motocyklowe buty. Pocierała, brzuszek, kręcąc głową. 

- Aurora, kochanie ja wiem, że jesteś głodna. I ja też. Już prawie jesteśmy. - Nieświadoma, niczego i nikogo minęła dwóch rosłych facetów, ukrytych w cieniu. Slade i Venom, mieli otwarte usta. Jedyne określenie, jakie przychodziło im do głowy, to opadły nam szczęki. 

- Kurwa, czy to Eva? - zapytał zdumiony Slade. Venom, spojrzał mu w oczy oszołomiony. 

- Tak, to maleństwo. Jezu, czy ja mam zwidy? Ona jest w ciąży? Spory ten brzuszek. - Venom, drapał się po głowie. - Kurwa, jak myślisz? Który miesiąc? 

- I ty i ja wiemy który. - Ponuro stwierdził Slade. - Ja pierdolę, co my zrobimy? Oni nadjeżdżają. Mam zgryza, obiecaliśmy Furemu, nie pomagać mu. Ale przecież, gdybyśmy byli, na jego miejscu, chcielibyśmy wiedzieć. 

Venom, wstał z ze swojego Harleya, patrząc w okno restauracji. Eva pochłaniała, kanapkę, zapijając olbrzymim sokiem. Obok czekała, sałatka owocowa. Czytała, jakąś książkę, z uśmiechem na ustach. Czy, mieli prawo jej to odebrać? Ale byli facetami. Gdyby ich dziecko miało się urodzić, chcieli by wiedzieć. Powinni wiedzieć. 

- Zostaw, to mnie. Zabierz Furego, na spotkanie z Gringe i Andreą. A ja go pokieruję. Nie powiem mu nic. Pokieruję. I niech los czyni swoją, magię. Jeżeli, z tysięcy miast, w tym kraju, oni dwoje trafiają do jednego. To coś to musi znaczyć. Prawda? - Venom stwierdził spokojnie.-  Nadjeżdzają. 

Kawalkada, motocykli, z  wielkimi napakowanymi facetami, na nich stanęła na chwilę. Slade kiwnął na Furego, wsiadając na swój pojazd. Venom, został migając do Moona. Popatrzył na niego. Facet był totalnie wycofany. Zero radości, zero dobrego spojrzenia, wyciosana z granitu twarz, martwe oczy. Kurwa. Oby się dogadali. Bo ich brat umierał wewnętrznie. Moon zaparkował, podchodząc do Venoma. 

- Co jest? - Głos, miał szorstki, jakby zbyt wiele wypił. Od dawna jedyne ciepłe nuty, jakie się w nim pojawiały, to te kiedy rozmawiał z Brandonem. Nie uśmiechał się, nie urządzał pogawędek jak kiedyś. Brak Evy, zniszczył go zupełnie. Zimny, oschły robot. Venom przestał czuć wyrzuty sumienia. Kawalkada ruszyła. 

- Powinieneś, tu usiąść, i patrzeć na te drzwi. Tak pół, godziny, może dłużej. Obiecaj, że się stąd nie ruszysz. - Powiedział spokojnie Venom. Wsiadając na swój pojazd.

- Bawisz się, w jakieś szarady? - Warknął na niego Moon.

- Nie bracie, daję ci pierdolony prezent. Gdy już go otrzymasz, zadzwoń. I podziękuj. - Venom odpalił silnik. - Serio, nie ruszaj się i patrz. Jeżeli, odjedziesz będziesz tego żałował do końca życia. Wierz mi. 

Moon, pokiwał głową, ziewając. Był wykończony, w nocy, sprawdzał nowe tropy, w sprawie Evy. Przetarł zmęczone oczy. Zerkając, niecierpliwie na drzwi. Jakaś młoda kobieta, wychodziła z baru. Dość zaawansowana ciąża. Krótkie spodenki, obcisły czarny top. W oczy, rzucały się kolorowe płatki, śniegu, Pokrywały jej, ramiona, i dekolt. Białe kręcone włosy, spływały jej na ramiona. Z jednej strony, miała kilka kolorowych pasemek. Szła w jego kierunku, czule głaszcząc brzuch. Moon odruchowo się odsunął. Nie widział, za bardzo jej twarzy, bo patrzyła, na kopnięcia dziecka. 

- Boże, Aurora, nakarmiłam cię. Mogłabyś iść spać, mama musi pracować. - Czule mówiła. Znał ten głos. Omal, nie upadł, na tyłek, z wrażenia. Eva, była w ciąży, jak do jasnej cholery. Z kim. Myśli w nim szalały. Cicho stał,  patrząc, jak idzie spokojnie. Kiedy dzieci, zaczynały kopać? Przypomnij sobie, debilu. Kurwa, szósty miesiąc. Jezu. Miał córeczkę. Ocknął się, wstając z walącym sercem. Ruszył, za nią biegiem. Białe włosy, migały mu wśród wracającego z lunchu tłumu. Dogonił ją tuż, obok wielkiego salonu tatuażu. Złapał, za ramię odwracając ku sobie. Odruchowo przyjęła postawę obronną, zaciskając i unosząc pięści. Nie dbał, że go uderzy. Jej oczy zrobiły się olbrzymie, twarz zamarła w zdziwieniu.

- O kurwa. - Wyszeptała, zaszokowana. Złapał jej twarz w dłonie, dopadając jej ust. Nic się nie liczyło, musiał ją poczuć, uwierzyć, że to ona. Zacisnęła dłonie, na jego przedramionach, szarpiąc je lekko, zasapała usiłując coś powiedzieć. Wykorzystał to. Jego język, potarł jej, wargi skubały lekko, dolną. Była tu, znajomy smak, jej zapach. Zajęczała, całował ją jakby to był jego ostatni pocałunek w życiu. Jakby świat miał odejść i się skończyć. Jej dłonie, sunęły po nim wtulając się w jego szyję.  Moja, kołatało mu w głowie, jest tu, nie dam jej odejść. Silne kopnięcie, z jej brzuszka, sprawiło, że się ocknęła. Wyszarpnęła się, z jego rąk. Odstąpiła krok do tyłu. 

- Co ty wyprawiasz? - Warknęła. 

- Szukałem cię, kochanie. - Moon pokornie patrzył jej w oczy. 

- Nie jestem, twoim kochaniem. Po co, mnie szukałeś? Chciałeś, żebym odeszła. - Stwierdziła spokojnie.

- Kiedy, się kogoś kocha, ta osoba jest jego kochaniem. - Odpowiedział. - A ja ciebie kocham. 

- Tak jasne, kochasz, a niby od kiedy. Kto ci powiedział o dziecku? Bo o nią ci chodzi prawda? Nie musisz udawać, że ja cię interesuję. Znam, twoje poglądy na swój temat. Litość. Podziękuję. Odejdź. Możesz się ze mną, skontaktować gdy urodzę. Test DNA, możemy zrobić wtedy. Ustalimy co dalej. A teraz znikaj. Już wiesz, gdzie jestem. Tutaj pracuję. Urodzę, za trzy miesiące. - Odwróciła się spokojnie. Kierując się do wejścia. Moon stał ogłuszony. Ale czego się, w końcu spodziewał. Zranił ją. Jakiś wytatuowany facet, otworzył drzwi. 

- Snow, wszystko ok? - Krzyknął do Evy.

- Tak ok. To ojciec mojego dziecka, nie martw się Ry. Już sobie  idzie. - Eva, machnęła ręką. - Wiesz, że mnie nie musisz bronić. 

Dopiero teraz Moon, dostrzegł kij bejsbolowy, w dłoni faceta. 

- Kurwa, kobieto jesteś w ciąży, nie możesz kopać, męskich tyłków. Tu jest nas pięciu, damy sobie radę z każdym.

- Ry wierz mi, z nim nawet w pięciu na raz, sobie nie poradzicie. On jest groźniejszy, niż wygląda. - Facet obciął go zimnym wzrokiem. 

- Nie wygląda, na zbyt wielkiego twardziela- podsumował. 

- Siły specjalne Ry, siły specjalne. Nie masz szans, odpuść. - Eva zaśmiała się. Moon patrzył jak oczarowany. Zmieniła się. Była zajebista. Wygadana, pyskata.  Flirtująca, grzała mu krew jak zawsze. Ale jej osobowość, kręciła go bardziej, niż zajebiste ciało. Uśmiechnął się wesoło, po raz pierwszy od miesięcy. Zdobycie, takiej kobiety, jest jak wygrana w totka. Zawsze niepewne. Ale nie, dla faceta takiego jak on. Może, jej się zdaje, że już go nie kocha. Ale, może mieć złudzenia do woli. On nie odpuści. Walka została rozpoczęta. 

Wiem pół rozdziału, ale na dzisiaj wystarczy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wiem pół rozdziału, ale na dzisiaj wystarczy. Komentujemy, dajemy gwiazdki, żeby autorka, nie czuła się nie kochana. :P Buziaki Iza.

EVA. - Odrodzenie. MW tom II.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz