Łatwo powiedzieć, walcz. Walczyłam, codziennie. A on, nigdy mi nie odpuścił. Gdy próbowałam się buntować, znajdował sposób aby skanalizować moją złość. Któregoś dnia, zwyczajnie rzucił mi na nogi strój sportowy. Nie jakieś dresy. Nie jakąś koszulkę i spodenki. Stanik sportowy i majtki. Cholerny, złośliwy facet. Patrzyłam z obrzydzeniem, na te dwie szmatki. Wściekła jak osa. Chyba, mu się coś w mózgu przestawiło, że ja to włożę.
- Oszalałeś? nie założę tego. - Warknęłam.
- Założysz, jest gorąco. Idziemy ćwiczyć samoobronę. - Patrzył jej w oczy twardo.
- I do tego mam być, prawie naga? od kiedy to wymóg? - Machała tymi skrawkami, trzymając je w palcach. - Do tego wystarczą mi dresy, albo koszulka i spodenki. - Nienawidziła odkrywać swojego ciała. Nawet nóg. Było cudowne lato, a ona się nie opalała. Dziewczyny śmigały, w bikini, na zewnątrz, bawiąc się z dzieciakami. A ona zawsze była okryta, od góry do dołu. Spełniała wszystkie, jego zachcianki, pomagała, dyżurowała w kuchni, czy przy dzieciach, czy przy sprzątaniu. Odnawiała, z nim pokoje, szlifowała drewno, malowała, wybierała meble. Nigdy, nie dawał jej, wolnego czasu dla siebie. Był jej cieniem, lub bardziej ona jego. Kłócili się czasami o to. Nadal spała w jego pokoju, bo zwyczajnie, na każdą próbę odejścia słyszała twarde nie. I nawet, z nim nie dyskutuj, bo postawa samca alfa, się pojawiała. Chmurna zacięta mina, skrzyżowane napięte ramiona i twardy głos. Od dawna, nie miała myśli, żeby ze sobą skończyć. Była stabilniejsza, niż kiedykolwiek. Spojrzała, na niego wściekle.
- Moon nawet, kurwa nie myśl, że założę to badziewie. - Warknęła.
- Założysz, to nie bielizna, tylko damski strój do ćwiczeń. Opalisz trochę, te chude nogi. Przy okazji. Jesteś, biała jak duch. Lato jest, słońce to witamina D3, jest niezbędna, żeby być zdrowym.
Sam, miał na sobie tylko spodenki treningowe, i doprowadzał ją tym do szału. Wiecznie, biegał z gołą klatą. Reagowała na niego, jak kobieta. I to wściekało ją bardziej, niż coś innego. Nie chciała tego. Chciała, nadal być w hibernacji. Bez potrzeb, bez pragnień. Ale spróbuj tego uniknąć, jeśli ktoś paraduje przed twoim nosem ciągle, rozebrany. Z łazienki wracał w samym ręczniku, i nigdy nie robiąc sobie nic z jej obecności, ubierał się w pokoju, na jej oczach. Gdy odwalił, ten numer pierwszy raz, wściekła się na niego. Odwrócił się, poprawiając bieliznę, i oznajmił jej spokojnie, że on się niczego nie wstydzi. Miała wrażenie, że czekał specjalnie, żeby jej dokuczyć. Kiedy unikała czasu, kiedy się kąpał, uciekając z pokoju, znajdował inny moment żeby sobie poparadować nago. Od trzech miesięcy, tak to wyglądało. A teraz wymyślił sobie, że ona się rozbierze, niedoczekanie jego.
- Nie - warknęła, rzucając mu tym w twarz, złapał paczkę, i spokojnie rozpakował. Przekładając to w dłoniach, rozciągnął oglądając ciekawie. Proste majtki typu spodenki, jeszcze by uszły, ale wycięty dekolt stanika. Jasne, jej blizny wystawione na oczy pozostałych. To że on je widział, nie znaczy, że reszta też musi.
- Co niby z tym jest nie tak? Stanik jest dostosowany, - stał głaszcząc palcami miseczki, tak jak kochanek głaszcze czule piersi. Przełknęła ciężko ślinę. - Sprawdziłem rozmiar.
Opadła jej szczęka.
- Grzebałeś, w mojej bieliźnie?
- Ostatnio, twoje kształty wracają, do normy, nie mogłem się kierować wzrokiem, bo jesteś tak opatulona, jak zakonnica na plaży nudystów. Więc tak, sprawdziłem. Podwójne D. 85 na dole.
- Jezu, jesteś zboczeńcem. - Wyszarpnęła, mu stanik z dłoni i rzuciła przez cały pokój. - Nie wyjdę w tym.
Poszedł, spokojnie po niego.
CZYTASZ
EVA. - Odrodzenie. MW tom II.
RomanceOPOWIADANIE DLA DOROSŁYCH 18+ W trakcie edycji. Zawiera sceny dla dorosłych, wulgaryzmy, brutalne sceny gwałtu. Nie wyrażam zgody na kopiowanie treści moich opowiadań i wykorzystywanie moich pomysłów. Wszystkie prawa zastrzeżone.