Był piątek, dzień badania. I od rana miała pecha. Najpierw okazało się, że musi zabrać ze sobą Rory, nie było to problemem, w klinice był kącik malucha. Po dobrych wynikach szczęśliwa, miała pędzić do domu. Zadzwoniła, do męża informując go radośnie, że jest zdrowa. Oboje byli szczęśliwi. Zapięła małą w foteliku, kiedy jej telefon zadzwonił. Amanda prosiła, o wybranie razem z nią, karimat i obrazków do sali jogi. Żeby sprawić, że sala będzie przytulna. Zeszło dobre trzy godziny. Potem Amanda zaprosiła ją na lunch. Nie odmówiła, bo nie wolno jej było podkopywać świeżo nabytej pewności siebie żony Neo. Więc zjadły lunch, plotkując i śmiejąc się jak typowe kobiety. Mała drzemała, w nosidełku. Zmiana pieluchy, butelka i była gotowa ruszyć do domu. Pech chciał, że Neo zadzwonił. Poprosił o przyjazd. Wysłała, Moonowi sms, że trochę jeszcze jej zejdzie. Neo miał ciekawy pomysł, żeby na czerwonej cegle namalować mural, zamiast inwestować w neon, lub inną reklamę. Nawiązał, połączenie konferencyjne. Faceci prześcigali się w pomysłach. Ale Snow uznała, że najlepszą reklamą z nazwą, będą ich sylwetki. Najlepiej, przy motorach, w skórzanych spodniach, z gołymi klatami i w okularach pilotkach. Nie ma co oszukiwać właściciele, byli idealną reklamą. Najpierw się śmieli, potem drapali po głowach. Nie wierząc, że ktoś będzie chciał ich oglądać. Założyła się z nimi, że jeżeli w ciągu dwóch tygodni, siłownia nie będzie miała pełnego obłożenia, sama zapłaci za inny mural. Poszukała chwilę w necie. Znajdując młodą fotografkę. Miała czas. Dzisiaj, za dwie godziny. Nie było sensu, wracać do domu. Zadzwoniła po męża, żeby ubrał swoje skórzane spodnie. I zjawił się w siłowni. Reszcie facetów, wysłała ten sam sms. Wzięła małą, i poszła do sklepu z ładną bielizną, żeby zabić czas. Jakaś przyjemność, kobiecie się należy, a nowe jedwabne fatałaszki zawsze sprawiają frajdę, szalała wybierając co bardziej odważne wzory. Wróciła, na czas, żeby nakarmić małą. Ta radośnie fikała nóżkami, widząc swoich wujków, tylko jej tatuś się spóźniał. Ale, nie zawiódł. Znajomy Chopper, wjechał na parking siłowni. Młoda kobieta, lekko ekscentryczna, o ciemnofioletowych włosach, w makijażu Gotki, i ciężkich skórzanych butach i fantazyjnej jedwabnej koszuli, którą traktowała jak sukienkę, bo sięgała jej do kolan, przewiązała ją wojskowym pasem. Stała i chłonęła widok. Snow, aż jej współczuła niespełnionych fantazji. Chociaż, chłopcy lubili znajdować nowe zabawki, któryś mógł ją na chwilę zabrać do domu. O dziwo Madd, wydawał się być zainteresowany. Zerkał na nią, co chwilę. Była urocza, może około trzydziestki. Panowie, zdjęli koszule. Moon za to przypadł do boku Snow, czule szepcząc, że tęsknił. Reszta już ustawiła swoje motocykle i usiadła według wskazówek, artystki. Snow, pchnęła Moona lekko w pierś, mówiąc że pora się ustawić do zdjęcia. I ściągaj koszulkę mężu. A sama ustawiła się z Aurorą za fotografką. Moon siedział, na ziemi plecami oparty o koło choppera. Slade i Venom byli z tyłu za nim. Lux, Madd i Fury, ustawili się bokami. Ukazując grube uda, obleczone w skórę. Wszędzie lśniły muskuły, barwne tatuaże. I okulary pilotki. Każdy z nich miał włosy ścięte w podobny sposób. Wygolone boki, lekko dłuższa góra. Różnili się sposobem uczesania, lub rozczochrania. Okulary, pilotki tajemniczo zasłaniały ich oczy. Fotografka, wpadła pomiędzy ten zestaw czystego testosteronu, przesuwając lekko ich twarze, lub czochrając zbyt gładkie fryzury. Neo, stał z boku wyprostowany, z ramionami splecionymi na piersi. Blackie, w ten sam sposób po drugiej stronie. Nie było Gringe, Redsona i Węgla. Ale to musiało, wystarczyć. Węgiel wyjechał, tuż po ich ślubie, zostawiając krótką notkę, że wróci. On zawsze trzymał się z boku, nigdy za bardzo nie zaprzyjaźniał się z nikim. Wiedzieli, tylko że jest duchem, jak większość z nich. Redson, odmówił, nawet wklejenia w obraz, miał kompleksy, poraniona sylwetka i brak dłoni. Swoje robiło. A Gringe, obiecał wysłać swoją sylwetkę na zdjęciu. Wystarczyło, dostarczyć to artyście. Zdjęcia, całymi sekwencjami cykane. Potem, każdy z nich zrobił pojedyncze. Snow, podała swoją kartę artystce, mrucząc po cichu, które fotki chce dostać podwójnie. Kobiety, zasługiwały, na prezenty. A taka fota ich faceta, to skarb. Zamierzała, wizerunek swojego męża, nanieść na płótno, i powiesić w sypialni. Pokazała jej, że chce to na tle koła motocykla. Artystka zrozumiała, ją w locie, zmuszając Moona do kolejnego zdjęcia. Snow, aż westchnęła na swoje plany. Zapytała, czy nie zna kogoś kto maluje murale. Znała. Podobno, kobieta ukończyła dobrą szkołę artystyczną. Ale malowała tylko nocą. Snow, wzięła jej dane. Myśląc dlaczego kobieta, uprawiała sztukę, tylko nocą. Skinęła, dłonią na Blackiego, który był najbardziej wyluzowany, z nich wszystkich, pytając czy przypilnuje nocami artystki. Zgodził się. Na nowa misję wyjeżdżali tylko Venom, Lux, Slade i o dziwo Fury. Powiedział jej, że kobieta więziona jest w elektronicznie zabezpieczonym bunkrze, który nie miał żadnego zdalnego dostępu. Nie wymagała strażników, bo bunkier wystarczał. Kimkolwiek, był porywacz, emitował jej obraz, jako eksperyment naukowy. Doktor Smith, nie miała rodziny. Więc, gdy uczelnia otrzymała jej rezygnację z pracy, uznała, że kobieta zaczęła gdzieś nowe życie. Dopiero, gdy jej dobry znajomy zobaczył transmisję, i to, że układała słowo pomocy, z żywności. Uznał, że pora poszukać kogoś, kto zbada sprawę. Fury, namierzył dane kamery. Ale zanim, mogli cokolwiek zrobić, transmisja zniknęła. Jechali jutro. Snow, zadzwoniła do Kristin, malarki, żeby ustalić szczegóły. Umówiły się po dwudziestej. Teraz była piętnasta. Mleko małej się kończyło. Obie były wykończone. Podeszła, do męża, cicho prosząc.
- Wracajmy do domu, zanim tu padnę. To był ciężki dzień.
- Dobrze, kochanie. Już. - Potem, popatrzył na resztę. - My spadamy. - I wsiadł, na motor. Odjeżdżając w tumanie kurzu. Ona wsiadła, do samochodu bezzwłocznie. Marzyła o ciepłej kąpieli, i godzinie dla nóg w górze. Potem będzie musiała, znowu tu wrócić. Kochała urządzać, i nadawać nowe życie wszystkiemu, ale i ona miała czasami dość. Nie oglądając się, odjechała. Był w domu, dużo przed nią. Gdy weszła do domu, czekał z kawą dla niej w dłoni. Zabrał jej dziecko, podając małej mleko. Wyszedł do, jej pokoju, obok salonu. Słychać było, jak cicho jej nuci. Snow, opadła na kanapę. Chłonąc spokój. Oparła nogi na stoliku. Wzdychając. Moon pojawił się, kilka minut później.
- Śpi, Brandon jest u Gabby, i tam dzisiaj zostaje, bo zrobili sobie z dzieciakami Furego noc gier. - Podszedł do niej, zabierając jej pusty kubek. Podniósł ją w górę. Zaśmiała się cicho. Szczęśliwa mimo zmęczenia. - Czy ja widziałem nowe zakupy? - Zamruczał.
- Tak, - wyszeptała.
- Ja też mam dla ciebie niespodziankę. - Otworzył drzwi do ich łazienki. Okno było przysłonięte. Ciepła woda parowała, na jej powierzchni pływały płatki róż. Obok stał szampan, dwa kieliszki. Truskawki, pyszniły się na kryształowym półmisku. A aromatyczne świece płonęły na gzymsach. - Dlatego, tak szybko odjechałem.
Postawił ją na ziemi, rozbierając, spokojnie. Weszła do wanny, patrząc z przyjemnością jak pozbywał się swojej odzieży. Zbliżył się nagi, i pobudzony. Przesunęła się do przodu, robiąc mu miejsce. Szczęśliwa oparła się o niego, wzdychając z przyjemności. To było cudowne. Leżeli chwilę, cicho rozmawiając. Opowiadając sobie swój dzień. A potem, zaczęły się czułe pieszczoty, czułe mycie. Popijali, szampana pomiędzy pocałunkami. Czy był lepszy moment, żeby cieszyć się wspólnym życiem. To takie chwile, cementowały małżeństwa. Czas, dla siebie wzajemnie. I czuła miłość cielesna. Mieli dla siebie góra dwie godziny, i wykorzystali ten czas co do sekundy. Kochając się w wannie, potem w łóżku, delikatnie nieśpiesznie. I gdy, ich córeczka, zabrzmiała w elektronicznej niani. Moon ubrał szlafrok na nagie ciało, schodząc na dół. Odprężona Snow, ubrała tylko bieliznę i koszulkę pachnącą mężem, schodząc na dół, żeby zrobić im kolację. Miała tylko dwie godziny, żeby wyjechać na spotkanie, więc prosta pasta czyli makaron z ziołami i sosem pomidorowym, musiał im wystarczyć. Lubili dania, bezmięsne. Poszukała, w lodówce odkrywając krewetki. Więc, szybko je ugotowała, dodając masło czosnkowe, na końcu. Pyszne zapachy, unosiły się w domu. Moon wrócił ubrany, z Rory na ręku. Pytając czy ma zrobić sałatkę. Przejęła małą, gdy on czynił magię, z sałatą w roli głównej. Usiedli, do posiłku. Prawie kończyli, gdy zabrzmiał dzwonek do drzwi. Redson, stał w progu. Przepraszając, że nie zadzwonił. To co im powiedział, zwaliło ich z nóg.
Polsat :P Gwiazdki, komentarze mile widziane. Miłego wieczoru. Buziaki Iza.
CZYTASZ
EVA. - Odrodzenie. MW tom II.
RomanceOPOWIADANIE DLA DOROSŁYCH 18+ W trakcie edycji. Zawiera sceny dla dorosłych, wulgaryzmy, brutalne sceny gwałtu. Nie wyrażam zgody na kopiowanie treści moich opowiadań i wykorzystywanie moich pomysłów. Wszystkie prawa zastrzeżone.