Każde wspólne doświadczenie zbliża. Ale obserwowanie, szczęścia i fascynacji na twarzy Moona, gdy po raz pierwszy, obserwował swoją córeczkę, na ekranie, to coś na co, nigdy nie była przygotowana. Ten wyraz radości, oczy pełne łez, oszołomienie. Wyłączył się zupełnie, na inne bodźce, gdyby obok wybuchła bomba, mógłby nie zareagować. Nigdy sobie tego nie wyobrażała, po skończonym badaniu ucichł, jakby był gdzieś daleko. Więc spokojnie się ubrała, i czekała. Siedział tam, patrząc się w okno. Nagle wstał, zgarnął jej dłoń w swoją i pociągnął do wyjścia. Nie złościła się, nawet gdy zbyt szybko się poruszał. Otworzył jej drzwi samochodu, władował bezceremonialnie, do środka i błyskawicznie zamknął drzwi. Usiadł na miejscu kierowcy. Złapała jego dłoń.
- Wszystko z tobą, dobrze? - zapytała zatroskana. Posłał jej oszałamiający uśmiech. Taki, jakim topił zawsze jej każdy opór. Nawet nie zdawał sobie sprawy, na jak wiele by się zgodziła, gdy tak się uśmiechał. I lepiej żeby tego nie wiedział.
- Tak, tylko wiesz przytłoczyły mnie emocje. Wiem, że pewnie powinienem się, tam odzywać. Ale jedno co widziałem i czułem to ona. - Odetchnął głęboko. - Muszę, z tobą porozmawiać, więc może weźmiemy coś na wynos, i znajdziemy ustronne miejsce na piknik.
- Dobrze. Dzieje się, coś złego? - Spojrzał na nią czule.
- I tak, i nie. Ale nie musisz się denerwować. Na co masz ochotę? - Zapytał włączając się do ruchu. - Stek? Jakaś sałatka? Sok? Może do tego jakiś deser?
- Może być. - Zaczynała odczuwać lekki stres. Zaparkował, pod restauracją, i praktycznie biegiem ruszył do środka. Usiadła wygodniej, przekonana, że chwilę poczeka. I zaskoczył ją wracając po dwóch minutach.
- Szybko. - stwierdziła.
- Zamówiłem, gdy się kąpałaś. Gdzie jedziemy? Ty znasz lepiej to miasto.
- Cztery przecznice dalej, jest stary park. Mało ludzi, tam bywa. O tej porze, powinno być pusto. - powiedziała.
Znalezienie cichego miejsca, troszkę im zajęło. Usiedli wygodnie, jedząc swój posiłek.
- Mów, bo stres zaczyna mnie zjadać. - Eva miała dość czekania.
- Ok. Ta sprawa z Gringe, jest dziwna. Bo ta suma, jest w cholerę mała. Durne sto tysięcy, większość rodziny Andrei, nie żyje. Zostało, dwoje staruszków. I nastolatek mieszkający z nimi. Mamy niezłą zagadkę. Bo tego zlecenia, nie ruszy nikt poważny. Ale z drugiej strony, świeżak usiłujący się wybić w zawodzie, może się połaszczyć. Ci dziadkowie, są zmęczeni życiem. A może, to tylko moje wrażenie. Nie wiemy, jak tą bajkę rozegrać. Gringe i jego zona zawiesili, swoje życie na kołku.
- Ten nastolatek, czyim jest dzieckiem? Jakie miał życie, przed utratą rodziców. Dziadkowie, wychowują go od zawsze? - Popatrzył na nią, zaskoczony. Wyjął telefon i połączył się z Furym.
- Rett, Eva sugeruje, żeby sprawdzić młodego tam. Skąd jest, kto był jego ojcem, z kim mieszkał. Daj mi znać. A i sprawdź jaką kasą dysponuje, może rodzice zostawili mu spadek. Czyń swoją magię. - Rozłączył się. - Czasem zapominam, że masz policyjne wykształcenie. Może, na coś wpadłaś.
- Moon, nie mów o mnie Eva. Wiem, że ciężko ci się przestawić, ale Eva, to przeszłość. Jestem Snow. - Zamrugał oczami, wyrwany z zamyślenia.
- Wiem, zwyczajnie Eva jest moja. Snow jeszcze nie całkiem, ale możemy zawrzeć układ, o którym pogadamy na końcu. - Telefon, rozdzwonił się. - Szybko stwierdził cicho.
- Mów. - Milczał rzucając jej zdziwione spojrzenia. - Boże. - jęknął. - Ok. Będę, za dwie godziny. Zapytam ją. Ok.
Odłożył telefon, i uśmiechnął się jakby był z niej dumny.
CZYTASZ
EVA. - Odrodzenie. MW tom II.
RomanceOPOWIADANIE DLA DOROSŁYCH 18+ W trakcie edycji. Zawiera sceny dla dorosłych, wulgaryzmy, brutalne sceny gwałtu. Nie wyrażam zgody na kopiowanie treści moich opowiadań i wykorzystywanie moich pomysłów. Wszystkie prawa zastrzeżone.