MOON & SNOW : 16/2.

2K 180 33
                                    

Ogarniała, powoli własne myśli

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ogarniała, powoli własne myśli. Ten ostatni czas, był trudny. Po weselu Gabby i Venoma, po dobrych wieściach, bo znowu mieli mieć dziecko. Przyszły, te złe. Trudny czas. Nadchodził mrok, czy tego chciała czy nie.

Jutro, miał być pogrzeb jej rodziców. Była zdruzgotana, jej serce krwawiło. Potarła, wystający brzuszek modląc się, żeby stres nie zaszkodził dziecku. Moon był na czuwaniu, sam z Ryderem zajął się wszystkim, jej nakazując odpoczynek. Patrzyła na, zachodzące nad jeziorem słońce. Rozumiała ojca, sama zastanawiała się, jak by przetrwała śmierć Moona. Zabiło, by ją to . Więc, mogła tacie wybaczyć jego decyzję. Mama był jego życiem, jego wszystkim. Ale im nie łatwo, było się z tym pogodzić. Jej szczególnie, bo w ostatnich latach bardzo się zbliżyli. Wiele rozmawiali, o jej krzywdzie, o jej braku otwartości, o graniu spokoju po to, żeby to cała reszta czuła się lepiej.

Opowiedziała, im o wszystkim, o trudnych latach po odejściu z domu. O tym jak krzyczała nocami, o tym nawet jak po raz pierwszy przespała się z Moonem, o jej wyjeździe. O ciąży, porodzie o wszystkim. Rodzice w końcu ją zrozumieli, i zaakceptowali jej nową osobowość.

Pokochali Moon W, znali ich wszystkich. O dziwo Gringe, postanowił do nich wrócić z żoną. Niedaleko, kupili mały domek. Razem z dwójką dzieci, psem i kotem tworzyli na nowo swoje życie. Grupa była kompletna, i szczęśliwa. Snow usłyszała szelest za sobą, odwróciła się, widząc Nicole, która z córeczką niedaleko siedziała na pomoście.

 Były zapłakane. Ella nie rozumiała, pojęcia śmierci. Nie była maluchem, ale żyła w szczęśliwym świecie, gdzie ludzie byli dobrzy, a nieszczęścia się nie zdarzały. Ta okolica, te wszystkie domy należące do ich najbliższych, to było miejsce idealne, dające poczucie bezpieczeństwa, ich mały oddzielny świat.  Ale gdy tu uderzała śmierć, rozpacz zabijała chyba bardziej. Bo szczęśliwa bańka pryskała. I wdzierała się, smutna rzeczywistość. Bo żadne pieniądze, żadne dobro nie uchronią cię od śmierci bliskich. Chciała podejść do Nicole, ale tamta pokiwała przecząco głową na wymigane pytanie. Więc, wzięła chustę z ziemi i poszła na spacer, starym szlakiem po jeżyny. Usiadła na rozwidleniu drużek, tam w miejscu które pojawiało się w jej jaźni, w śpiączce. Potarła brzuszek, nadal nie wiedzieli, kto jest w środku. Uśmiechnęła się czule.

- Kochanie chciałabym, być zła na twojego dziadka, a nawet nie potrafię być smutna, bo wiem, że jest szczęśliwy tam gdzie jest z twoją babcią. Kochał ją, najbardziej na świecie. Szkoda tylko, że oni nie poznają ciebie. - Otuliła się chustą. Moon wynurzył się z cienia. Podszedł do niej siadając za jej plecami. Ucałował jej czoło. Jego ciepło, ogrzało ją. 

- Jak się czujesz? - zapytał czule. 

- Jest w porządku. Staram się, odprężyć. I widzieć, dobre strony tego. Owszem jestem smutna, ale nie mam zamiaru poddawać się rozpaczy i stresować naszego malucha. To nie wskazane. - Powiedziała wtulając się plecami w niego. - Oni się kochali tak bardzo, że jedno nie umiało funkcjonować bez drugiego. Rozumiem to, bo ja kocham ciebie taką samą miłością. I mam nadzieję na długie lata z tobą. Więc lepiej dbaj o siebie. 

EVA. - Odrodzenie. MW tom II.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz