8. Koniec gipsu!

214 33 1
                                    

Czytałam książkę, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
-Halo?-odbieram, niepatrząc kto dzwoni.
-Cześć!-wita się Natalka.
-No hej.
-Co tam?
-Dobrze-odpowiadam, kładąc się na kanapie.
-A jak...?-wiem, o co chce zapytać. A raczej o kogo.
-Też dobrze. Był u mnie wczoraj-nie mam zamiaru mówić jej, że nocował u mnie.
-Ooo... Czyli wywiązuje się z umowy?
-Jak najbardziej-unoszę wolną dłoń do góry i przyglądam się jej.-A jak ty się czujesz?
-Wyśmienicie! Niedługo wracam. Przez tydzień nie ruszę się z łóżka. Wojtek już na mnie krzyczy, że się przemęczam.
-I ma racje. Ty i Paulina musicie o siebie teraz dbać.
-No i dbamy. A na pewno ja-przewracam oczami.-A jak twoja noga?
-Jeszcze dwa tygodnie i kooonieeec!-krzyczę z uśmiechem.
-Wtedy będę w Warszawie i razem pojedziemy na zdjęcie gipsu. No i oczywiście z Krzysiem.
Wzdycham tylko. Rozmawiamy gdzieś jeszcze godzinę, po czym dalej czytam książkę.
I tak mniej-więcej mijają mi te dwa tygodnie. Krzysiek regularnie mnie odwiedzał. Dwa dni temu wróciła Paulina.
Wczoraj, w przed dzień zdjęcia gipsu, do Warszawy wracilaw Natalia. Razem z Paulinką, Natalią i Krzyśkiem mamy zamiar jechać na zdjęcie gipsu.
Siedzę w kuchni i kończę pić kawę zbożową. Boże, jak się cieszę, że już dzisiaj pozbędę się tego cholerstwa!
Nagle słyszę pukanie do drzwi. Powoli i spokojnie idę otworzyć.
Kiedy otwieram drzwi, na szyję rzuca mi się Natalia.
-Jak ja cię dawno nie widziałam!-krzyczy mi prosto do ucha.
-Po pierwsze, moje uszy. Ciszej proszę. Po drugie, tracę równowagę. Po trzecie, dusisz.
Puszcza mnie momentalnie.
-Wybacz-uśmiecha się niewinnie.
-I po czwarte, ciebie też miło widzieć-posyłam jej szeroki uśmiech.
Do środka wchodzi jeszcze Krzysiek i Paulina.
Witam się z każdym. Oczywiście, kiedy przytulam Zalewskiego, widzę jak moje siostry wymieniają między sobą znaczące spojrzenia.
Zabieram potrzebne rzeczy, zakładam kurtkę i buty (znaczy buta), i ślimaczym tępem wychodzimy z mieszkania.
Wsiadamy do samochodu Krzyśka i jedziemy.
Na miejscu jesteśmy po dwudziestu minutach. Na lekarza czekam kolejne dwadzieścia. W końcu mogę pozbyć się tego cholernego gipsu! Moja radość jest nie do opisania.
Powoli, aby się przyzwyczaić do grutnu, wychodzę z gabinetu.
-Dziękuję i do widzenia!-krzyczę na odchodne do lekarza i zamykam drzwi.
-I jak?-pyta Krzysiek.
-Super! Mogę normalnie chodzić!-krzyczę szczęśliwa. Chłopak się tylko cicho śmieje i mnie mocno przytula.
-To ekstra. Jedziemy na jakiś obiad, czy coś? Zgłodniałem od tego czekania.
-Jasne! Też jestem głodna. Wy też idziecie, prawda?-patrzę na dziewczyny.
-Ja nie, mam wizytę u ginekologa-mówi Natalia.-Zaraz się spóźnię.
-Ooo... Szkoda-wykrzywiam usta w podkowę.-A ty Paulina?
-Ja w sumie nie...-zaczyna, ale przerywa. Natalia, niezbyt niezauważalnie, staje na stopę Pauliny.-...AŁA. Ja w sumie też nie mogę.
-Boo?-unoszę brwi do góry.
-Boo...-patrzy na Natalię.
-Bo miała iść ze mną!-krzyczy Nati.
-O właśnie!
-Też masz wizytę?-pyta Krzysiek.
-Nie-mówi Natalka.
-Tak-mówi w tym samym czasie Paulina.-Znaczy Natalka ma wizytę, a jaaa...
-Paulina ma się zapisać.
-O tak! Dokładnie.
-Niech wam będzie-wzdycham ciężko.
Żegnamy się z nimi i wychodzimy.
-Szczęśliwa, że nie masz tego gipsu?-pyta Krzysiek ruszając.
-Nawet nie wiesz jak bardzo!-uśmiecham się.-A mogę mieć prośbę?
-Ty - zawsze.
-Wskoczymy do mnie? Chciałabym wziąć normalny prysznic. Tak na minutkę, dobrze?-patrzę na niego.-Proooszę...
-Jasne, nie ma problemu-posyła mi uśmiech.
-Dziękuję!
Kiedy już jesteśmy na miejscu, zdejmuję szybko kurtkę i buty i biegnę do łazienki. W połowie drogi przypominam sobie o Krzysiu. Wracam do przedpokoju, gdzie Krzysiek najzwyczajniej w świecie zdejmuje kurtkę.
-Rozgość się-mówię i biegnę do łazienki.
Biorę szybki prysznic. Ubieram się w czarne spodnie i granatową bluzę. Zaplatam warkocza. Zakładam jakieś kolczyki i bransoletkę i jestem gotowa. Nie robię makijażu, nie czuję takiej potrzeby.
-Już!-wchodzę do salonu, gdzie Krzysiek przegląda moją kolekcję książek.
-Już?-unosi brwi ze zdziwienia.
-Tak jest-uśmiecham się.
-To idziemy.
Ubieramy kurtki i buty i wychodzimy.
Wsiadamy do samochodu Krzyśka i jedziemy w nieznanym mi kierunku.
-A gdzie jedziemy na ten obiad?-pytam, obracając twarz w jego stronę. -Zobaczysz-mówi. Jest skupiony na drodze, widzę to po jego twarzy.
-Oj no powiedz-nalegam.
-Nie-mówi zdecydowanym tonem, chociaż kąciki jego ust unoszą się lekko do góry.
-Ale jesteś, wiesz?-siadam normalnie, udając obrażoną.
-No jaki?-patrzy w moją stronę.
-Już wolę nie mówić.
-Tak? A kto cię odwiedzał przez dwa tygodnie, kiedy nie mogłaś wychodzić z domu, a twoich sióstr nie było? Hmm?-patrzy na mnie z lekkim uśmiechem, przez co wiem, że żartuje.-A teraz jedzie z tobą na obiad?
-No dobra, dobra... Jesteś fajnym, cudownym, miłym, inteligentnym, kulturalnym-zaczęłam wymieniać na palcach.-Jakim jeszcze?
-Przystojnym. I to wszystko-puszcza mi oczko.
-No i przystojnym facetem-kończę moją poprzednią myśl i całuję go w policzek.
-Jesteśmy-odzywa się po chwili.
Wychodzimy z samochodu i idziemy do restauracji.
-Dlaczego akurat tu?-pytam, siadając przy stoliku.
-Lubię tu przychodzić i jest w miarę blisko, od twojego mieszkania.
Wybieramy dania. Ja decyduję się na spaghetti, a Krzyś na jakiś gularz. Kiedy zamawiamy dania, dzwonię do szefa, żeby powiedzieć, że mogę wrócić do pracy.
-Halo?-odzywa się pierwszy
-Cześć, Marek!-witam się z nim.-Zdjeli mi gips i mogę wrócić do pracy!
-Żartujesz?!
-Nie rozmiem...
-Musisz odpocząć-mówi, a ja przewracam oczami.
-Odpoczywałam przez ostatnie trzy tygodnie-mówię i uśmiecham się do Krzyśka.
-Ale mój najlepszy fotograf ma być wypoczęty, dlatego masz jeszcze dwa tygodnie wolnego.
-No nie no! Ja chcę do pracy!-krzyczę zdenerwowana.
-Dobrze, będziemy ci wysyłać zdjęcia innych fotografów, a ty je będziesz obrabiać i tak dalej, żeby choć w połowie wyglądały, jak twoje.
-No ale...-zaczynam, ale Marek mi przerywa.
-Nie ma "ale". Zakończmy tę dyskusję. Muszę kończyć, mam spotkanie. Pa.
-Cześć.
Rozłączam się i zrezygnowana patrzę na telefon.
-Co tam?-pyta Krzysztof.
Mówię mu, o co chodzi.
-Masz jeszcze dwa tygodnie wolnego. Ciesz się.
-Ale ja lubię chodzić do pracy.
Kelnerka przynosi nam nasze jedzenie.
-Minie szybciej, niż się spodziewasz.
Po obiedzie Krzysiek odwozi mnie. Potem sprzątam w domu i idę spać.

Zboża//Krzysztof Zalewski Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz