59. Kolacja i zdjęcie.

248 35 7
                                    

Spotkanie z Sarą skończyło się o czternastej. Po krótce opowiedziałam jej ogólne zachowanie Krzyśka. To, co mówi, że tęskni. Jego przytulanie czy to, że rozumie mnie w wielu kwestiach. Sara stwierdziła, że musi być niezłym słodziakiem.
Po spotkaniu wróciłam do domu. Nakarmiłam i pobawiłam się z Kosmosem, po czym poszłam wziąć długi prysznic.
Stałam przy szafie i myślałam, co założyć, kiedy przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do chłopaka.
-Hej-witam się z nim.-Miałam zadzwonić.
-To już czwarta?-pyta zdziwiony.
-Noo-śmieję się.-Pisanie tekstu cię tak pochłonęło, że straciłeś poczucie czasu, artysto?
-Zdecydowanie-śmieje się.-Dobra, lecę się szykować. Przyjadę po ciebie. Jak będę pod twoim blokiem, napiszę. Pa, kocham cię.
-Zawsze to powtarzasz-chichoczę, wyjmując sukienkę, którą miałam na wspólnej wigilii z Krzysiem.
-Bo cię kocham najmocniej na świecie. Dobra, pa.
-Papa-rozłączam się.
Ubieram właśnie tę sukienkę. Czeszę włosy i zostawiam je rozpuszczone, przypominając sobie, jak kiedyś Krzyś powiedział, że ładnie mi w takiej fryzurze. Zakładam łańcuszek, który dostałam od Krzyśka na święta. Robię delikatny makijaż. Wkładam do małej, czarnej torebki najpotrzebniejsze rzeczy i jestem gotowa.
Siadam na kanapie i czekam, aż Krzysiek napisze.
Po dwóch minutach dostaję od niego wiadomość.
Od: Krzysiek
Już jestem.
Do: Krzysiek
Już wychodzę.
Ubieram czarne botki, czarny płaszcz, otulam się szalikiem i wychodzę.
Kiedy jestem na zewnątrz, widzę Krzyśka, opierającego się o samochód. Pali papierosa, na co reaguję przewróceniem oczami. Nie lubię, gdy to robi.
-Hej-wita się ze mną. Chce mnie pocałować w policzek, ale odsuwam go od siebie.-Co jest?
-Śmierdzisz papierosami-na mojej twarzy pojawia się grymas.-Jedziemy?
-Daj mi spalić do końca-pokazuje szluga.
Zakładam ręce na piersi, chowam nos w szalik i patrzę na niego zła.
-Zimno mi-skarżę się.
-Chciałem cię przytulić, ale "śmierdzę papierosami"-mówi, po czym zaciąga się dymem.
-Bo śmierdzisz-wzruszam ramionami.
Kończy papierosa z uśmiechem i rozkłada przede mną ręce.
-Zapomnij-mówię i podchodzę do drzwi.-Dalej śmierdzisz.
-Czyli nie będzie buziaka na przywitanie?-pyta zawiedziony.
-Jak przestaniesz śmierdzieć to wtedy, ale teraz nie ma szans.
Wchodzę do auta. Zaraz po mnie wsiada Krzysiek. Zapinam pasy.
Zalewski bierze głęboki wdech i rusza przed siebie.
-Krzysiek-zaczynam.
-Hmm?-kurczowo trzyma kierownicę, wzrok ma utkwiony przed sobą.
-Nie w tę stronę-mówię.
-Co?-marszczy brwi.
-Nie w tę stronę pojechałeś-tłumaczę.
-Cholera-szepcze i zawraca.
-Krzyś-mówię, jednak ten nie reaguje. Łapię go za dłoń i splatam razem nasze palce.-Misiek.
-Tak?-spogląda na mnie i od razu odwraca wzrok na drogę.
-Nie denerwuj się tak-śmieję się.
-Łatwo ci powiedzieć-mruczy.
-Naprawdę-ściskam mocniej jego dłoń.-Oni cię lubią. A nawet jeżeli, to ja tam będę, spokojnie.
Widziałam po jego twarzy, że jest niesamowicie zdenerwowany. To urocze, że tak się boi, że moi rodzice go nie polubią, jako chłopaka.
-Krzysiek, zatrzymaj się tutaj-mówię z uśmiechem i pokazuję na parking przy sklepie.
-Już-wzdycha i zatrzymuje się na parkingu.
Przeciera twarz dłonią i patrzy na mnie zrezygnowany.
-Krzysiek, naprawdę, nie masz czym się martwić.
-Ta, yhm-mruczy i odwraca głowę ode mnie.
-Krzysiu-kładę dłonie na jego twarzy, po czym ciągnę go tak, żeby znów na mnie patrzył.-Nawet jeżeli coś będzie im przeszkadzało to nie ma znaczenia.
-Na pewno. I jak ci mama powie "nie spotykaj się z nim", to będziesz miała to w dupie, tak?
-Tak, dokładnie tak-uśmiecham się do niego.
-Już to widzę-wzdycha i zabiera moje dłonie z twarzy, i spuszcza wzrok.-Tego się boję. Że coś się im nie spodoba, powiedzą tobie coś złego o mnie, i ty się będziesz tym kierowała.
-Krzysiek, do cholery, patrz na mnie i słuchaj-mówię, na co ten niepewnie spogląda na mnie.-Gdyby powiedzieli mi coś takiego zanim zostaliśmy parą, to i owszem, kierowałabym się tym. Ale teraz? Teraz to nie ma znaczenia, skoro wiem, że ty czujesz to samo. Mimo, że jesteśmy króciutko razem to wiem, że nie mogłabym przeżyć bez ciebie. Za bardzo cię kocham. Jeszcze kiedy byliśmy przyjaciółmi, to wyglądało to inaczej, bo nie sądziłam, że mam u ciebie szanse. Ale jesteśmy razem. I nie mogłabym przetrwać bez ciebie, bez przutulania, czy bez tego-mówię to, patrząc mu prosto w oczu, po czym całuję go w usta.
Jest to chyba najczulszy nasz pocałunek, poza tym pierwszym. Teraz chcę mu drugi raz pokazać, jak bardzo go kocham. On to rozumie i w równie żarliwy sposób, odwzajemnia pocałunek.
-Rozumiesz już?-uśmiecham się, gdy odsuwamy się od siebie na kilka centymetrów.
-Hmm...-na jego usta wkrada się tajemniczy uśmiech.-Chyba nie.
-Naprawdę?-pytam z delikatnym śmiechem. Widzę, że żartuje.-I co teraz zrobimy?
-Musisz mi jeszcze dokładniej wytłumaczyć, o co ci chodziło. Ale w taki sam sposób, jak teraz-mówi, po czym przybliża się do mnie.
Znów się całujemy, tym razem z inicjatywy Krzyśka. Po chwili odrywa się ode mnie.
-Możemy jechać-mówi z uśmiechem i rusza do moich rodziców.
-Zabawny jesteś-śmieję się.
Reszta drogi mija nam spokojnie. Krzysiek już nie denerwuje się tak bardzo, albo dobrze to ukrywa.
W końcu wjeżdżamy na posesję rodziców.
Z uśmiechem wychodzimy z samochodu. Jakie jest moje zdziwienie, gdy Krzysiek zabiera z tylnego siedzenia kwiaty, czekoladki i wino
-Co to jest?-pytam, marszcząc brwi.
-Kwiatki i czekoladki twojej mamie, i wino twojemu tacie-tłumaczy.-Bo twój tata lubi wino?
-Uwielbia, mam to po nim-śmieję się. Wyciągam do niego dłoń, a on ją łapie i ściska.-Wystarczyłaby czekolada.
-Weź przestań-całuje mnie w skroń i idziemy do drzwi.
Dzwonię dzwonkiem i od razu drzwi się otwierają.
-O-mówi mama zdziwiona.
-Hej, mamuś-uśmiecham się do niej.
-Dzień dobry-wita się Krzysiek zdenerwowany.
-Ale... Miałaś przyjechać z chłopakiem, a nie...-mówi mama, ale chyba zaczyna rozumieć, o co chodzi, bo otwiera szeroko oczy i uśmiecha się.-O mój Boże, nie spodziewałam się!
-Możemy wejść?-pytam z uśmiechem.
-Oh, no przecież-otwiera szerzej drzwi i wpuszcza nas do środka.
-To dla pani-Krzysiek daje mamie czekoladki i kwiatki.
-Ojej, nie trzeba było-uśmiecha się do niego.
-Mówiłam-zauważam, zdejmując buty.
Rozbieramy się i zdejmujemy buty, po czym idziemy do salonu, gdzie siedzi tata na kanapie.
-Ula!-krzyczy uradowany, gdy mnie widzi. Wstaje z kanapy i rozkłada ręce.
-Cześć, tato-uśmiecham się i przytulam go.
-Cieszę się, że cię widzę, córeczko-odsuwa mnie od siebie i całuje mnie w czoło, po czym patrzy za mnie, gdzie stoi Krzysiek.-Hmm...
-Muszę ci to tłumaczyć, tato?-pytam ze śmiechem.-Mama od razu zrozumiała.
-Ja też rozumiem-uśmiecham się do mnie, po czym podaje rękę Krzyśkowi.-Witam.
-Dzień dobry-odpowiada Zalewski, ściskając dłoń taty. Po przywitaniu się daje wino.
-Skąd widziałeś, że lubię wino?-pyta tata z uśmiechem.-I skąd wiedziałeś, że moje ulubione to czerwone?
-Kierowałem się tym, co lubi Ula-mówi Krzysiek z wyraźną ulgą. No tak, rodzice nie wyrzucili go z domu, sukces.
-Jasne, rób ze mnie alkoholiczkę-śmieję się, a oni ze mną.
Idziemy do kuchni, gdzie mama kończyła nakrywać do stołu.
-Trzeba było zawołać, bym ci pomogła-mówię, zabierając od niej dwa ostatnie talerze.
-Wiesz, że wszystko wolę robić sama.
-Niestety wiem.
Po chwili siadamy do stołu. Kolacja mija w bardzo przyjemnej atmosferze. Krzysiek się nieco rozluźnił, jednak cały czas trzyma moją dłoń pod stołem.
Wszystko było naprawdę dobrze. Do czasu...
-A więc, Krzysztofie-zaczyna tata. Wszyscy patrzymy na niego zainteresowani.-Mówisz, że kochasz naszą córkę?
Co? Tata nigdy nie robił "przesłuchania" żadnemu chłopakowi. A Krzyśka poznał już wcześniej, więc tym bardziej nie powinien.
-Jak najbardziej-odpowiada Krzysiek bez wahania, jednak ściska troszkę bardziej moją dłoń.
-To odpowiedź z kategorii "idealne odpowiedzi"-uśmiecha się tata.
-Emm...-wzdycham.-Tato, możesz mi wyjaśnić...
-Żartowałem-śmieje się.
-Co?-marszczę brwi.
-Nie będę cię przepytywać-mówi, patrząc na Krzyśka.-To bez sensu.
-Jezu, tato-śmieję się z nim, a Krzysiek rozluźnia uścisk na mojej dłoni.
Reszta kolacji mija w spokoju, bez żartów taty, dzięki czemu, Krzysiek nie zejdzie mi na zawał.
Całą czwórką sprzątamy po posiłku. Mama proponuje kawę lub herbatę, na co przystajemy z miłą chęcią.
-Dobrze, to wy idźcie do salonu, a my z Ulą ukroimy sernika i zrobimy kawkę i herbatkę-mówi mama z uśmiechem.
-Sernik?-pytam szczęśliwa. Mama robi najlepszy sernik na świecie!
-Specjalnie dla ciebie upiekłam-mama puszcza mi oczko.
Patrzę na Krzyśka. Widzę w jego oczach przerażenie. No tak, na pewno "to wy idźcie do salonu", tak na niego zadziałało.
Uśmiecham się do niego pokrzepująco i zaraz razem z tatą wychodzą z kuchni.
-Nie sądziłam, że chłopak, który ci się podoba, to jest ten Krzysiek-mówi mama półszeptem.
Teraz będzie gadała, jaki to Zalewski nie jest super, a on tam pewnie przechodzi stan przedzawałowy.
-No widzisz? Ale co, to chyba dobrze, że z nim się spotykam?-pytam, wstawiając wodę na herbatę i kawę.
-No oczywiście!-krzyczy. Może trochę za głośno.-Nawet tata go lubi.
-Wiem, dlatego nie zwlekałam z powiedzeniem wam o nas. Chociaż Krzysiek nie chciał.
-Dlaczego?
-Bał się, że jako mój chłopak nie spodoba się wam-śmieję się lekko. Jestem okropna, że mówię o tym mamie.
Kroimy ciasto, robimy ciepłe napoje i idziemy z tym do salonu. Krzysiek siedzi na kanapie, tata w fotelu i żywo o czymś dyskutują. Nie powiem, cieszę się, że Krzysiek już się nie stresuje tym spotkaniem.
-O czym rozmawiacie?-pytam, stawiając kubki na stoliku obok.
-O planach Krzyśka-mówi tata.
-O planach względem mnie?-siadam obok mojego chłopaka i delikatnie się w niego wtulam.
-A ty byś chciała, żeby wszyscy mówili o tobie-śmieje się tata.
-No pewnie-puszczam ojcowi oczko.-A tak serio, o jakich planach?
-O płycie dokładnie-wyjaśnia Krzysiek.
-Powiem ci, Ula-zaczyna tata.
-No, dajesz-uśmiecham się.
-To jest twój pierwszy, normalny chłopak. W końcu da się z nim o czymś ciekawym porozmawiać, jest dojrzały i poważny, no i co najważniejsze, zasługuje na ciebie-wylicza na palcach.
-A z tamtymi się nie dało porozmawiać?-unoszę brwi do góry.-Mateusz na przykład...
-Jezu, nie przypominaj mi o nim-przerywa mi mama.-Matematyk od siedmiu boleści!
-Co?-śmieje się Krzysiek.-Matematyk?
-Tak, Ula spotykała się z chłopakiem, który wygrał olimpiadę matematyczną-mówi tata.
-Między klasową. W szóstej klasie-dodaje mama.-I z tym poważnym i dojrzałym to też prawda. Żaden nie był jakiś taki... dorosły.
-Ile ja miałam lat, kiedy przeprowadziłam swojego pierwszego chłopaka? Osiemnaście?
-No, coś koło tego-przytakuje rodzicielka.
-No właśnie, to czego wy oczekiwaliście?
-No wiesz, po dwudziestopięciolatku można czegoś oczekiwać-mówi tata.
-Dwadzieścia pięć?-pyta Krzysiek.-Siedem lat starszy?
-Nie powiedziałabym, że to był mój chłopak-rumienię się.-Raczej, że zaczynał nim być.
-Oj Ula, Ula-wzdycha rozbawiony Krzysiek.
-I pierwszy to był właśnie Mateusz. Drugi to był Łukasz, ten stary-przypominam im.
-A faktycznie-tata przytakuje mi.-A pamiętacie...
-Dobra, dobra-przerywam im.-Skończmy ten temat.
-Dlaczego?-pyta Krzyś.-Bardzo ciekawych rzeczy się dowiaduję.
-Zamknij się-patrzę na niego i wybuchamy śmiechem.
Po wypiciu herbaty, żegnamy się i wychodzimy z domu.
-I co? Było źle?-pytam, podchodząc do auta.
-Na początku owszem. Potem było dobrze, ale twój tata zapytał, czy cię kocham-otwiera drzwi i wysiadamy do samochodu.-I wtedy myślałem, że nie wiem, co zrobię. No ale potem było super. Do monumentu, w którym twoja mama nie wygoniła mnie i twojego tatę do salonu. Myślałem, że umrę. Ale ogólnie, to było bardzo dobrze.
-No i widzisz? Było czego się bać?-uśmiecham się.
-Powiedzmy, że nie-Krzysiek odpala samochód.-Jedziemy do mnie? Zostaniesz na noc, rano zrobisz mi śniadanko...
-Nic z tego-kręcę głową na boki.
-Oj no weź-jęczy.
-Kosmos-przypominam.
-Ahh no tak-wzdycha i rusza w stronę mojego mieszkania.-Uwielbiam tego kota, ale czasem mam go ochotę...
-Oj, uważaj, bo zaraz powiesz jedno słowo za dużo.
-Fakt, dziękuję-uśmiecha się do mnie.
-Ale skoro tak bardzo chcesz, żebym zrobiła ci śniadanko to mogę rano do ciebie wpaść na trochę-proponuję.
-"Na trochę" znaczy na ile?-pyta.
-Hmm... No nie wiem-wzruszam ramionami.-Jakbym przyszła, to byś jeszcze spał, więc byśmy położyli się na trochę... Tak z dwie, trzy godzinki, od momentu, w którym wstaniemy z łóżka, dobrze?
-Mi pasuje. Znaczy, wolałbym dłużej.
-Wiem, ale nie chcę cały czas Kosmosa samego zostawiać-tłumaczę.
-Rozumiem.
-Cieszę się.
Jedziemy przez chwilę w ciszy, ale Krzysiek się pierwszy odzywa.
-Naprawdę kręcił cię matematyk?-pyta ze śmiechem, który trochę udziela się też i mi.
-Oj no wiesz... Był mądry, przystojny... Dlaczego by nie?
-No dobra, powiedzmy, że rozumiem.
Krzysiek odwozi mnie pod same drzwi.
-To do jutra-mówię i całuję go krótko w usta.
-A o której przyjdziesz?-pyta.
-Hmm... ósma?-proponuję.
-Ojoj, wcześnie. Ale może być-składa na moim czole czułego całusa.-To pa.
-Pa-mówię i wychodzę.
W mieszkaniu przebieram się w piżamę, zmywam makijaż, daję jeść Kosmosowi, ustawiam budzik i kładę się do łóżka. Od razu przybiega Kosmos. Wtula się we mnie i oboje zasypiamy.
Następnego dnia budzi mnie budzik. Niechętnie wstaję. Przebieram się w dresy, włosy zwiazuję w koka i dzwonię po taksówkę. Kosmos ma jeszcze jedzenia w misce, więc nie daję mu. Zakładam buty, kurtkę, zabieram najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzę na zewnątrz.
Tak mi się chce spać. Po co ja mu to zaproponowałam? Teraz żałuję.
W końcu podjeżdża taksówka. Wsiadam do auta, podaję adres i jedziemy. Zasypiam po dwóch minutach, co oczywiście nie jest mądre. Ale co zrobię, jak siedzę na pół przytomna?
Dojeżdżamy pod blok Krzyśka. Płacę i wychodzę. Dzwonię domofonem i prawie od razu mogę wejść. Po chwili stoję i pukam do drzwi mieszkania Krzyśka.
-Hej-mówi, kiedy otwiera mi drzwi. Jest w samych bokserkach i ma uroczo potargane włosy.
-Cześć-wchodzę do środka. Zdejmuję buty i kurtkę, po czym ciągnę go do sypialni.-Spać. I to koniecznie.
-Ja też-śmieje się, ale po chwili ziewa.
Rzucam się na jego łóżko, a on zaraz po mnie. Kładzie się tak, jak lubi najbardziej, a ja wplatam palce w jego włosy.
-Dobranoc-mruczy.
-Jest dzień-zauważam.
-Ósma, to jak noc.
Po chwili zapadam w głęboki sen.
Budzę się po trzech godzinach. Próbuję wyślizgnąć się z jego objęć. W końcu się udaje. Gdy wstaję z łóżka, Krzysiek mruczy coś pod nosem i wtula się w poduszkę.
On jest naprawdę uroczy.
Chcę wyjść z sypialni, ale gdy odwracam się, coś przykuwa moją uwagę.
Na regale stoi ramka ze zdjęciem. Wcześniej jej tu nie było...
Podchodzę do regału i biorę ramkę w dłonie. Zdjęcie przedstawia uśmiechniętą, młodą, piękną kobietę z dzieckiem na rękach. Ta pani nie może mieć więcej niż trzydzieści lat. Ma długie, prawie czarne, delikatnie kręcone włosy i piękne ciemne oczy. Chłopiec jest chyba synem tej pani, bo mają taki sam kolor oczu. No, może on trochę jaśniejsze. Chłopiec może ma dwa, trzy latka.
To trochę nieładnie z mojej strony, ale wyjmuję zdjęcie z ramki i odwracam je. Wszystko robię najciszej, jak potrafię, aby nie obudzić chłopaka.
Krzyś (3 l.) z mamą (27 l.)
Tak głosi napis na odwrocie zdjęcia.
A więc tak wyglądała mama Krzyśka. Teraz widzę uderzające podobieństwo. Te same oczy, podobny kolor włosów. Piękny uśmiech.
Wkładam zdjęcie spowrotem do ramki i kieruję się do wyjścia.
-Ula-zatrzymuje mnie zaspany głos Krzyśka.-Gdzie idziesz?
-Do łazienki-kłamię. Ale chyba jeszcze na chwilę muszę wrócić do łóżka.-I się napić.
-A, no dobra-mruczy i zamyka oczy.
Nie idę do łazienki, tylko do kuchni. Nalewam sobie wody do szklanki i upijam łyk.
Ciągle przed oczami mam to zdjęcie. Piękną mamę mojego chłopaka i młodego Krzysia.
Szkoda, że nie zdążyłam poznać kobiety, która wychowała Krzyśka na tak cudownego mężczyznę.

Zboża//Krzysztof Zalewski Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz