-On będzie spał teraz do rana-mówi Igor, wchodząc do sali.-Może powinnaś iść do domu, przespać się, odpocząć, zjeść coś normalnego i wrócić rano?
-Nie mogę-odpowiadam cicho.
-Dlaczego?-pyta ich tata.
Krzysiek przez sen splata razem nasze palce i przyciąga moją dłoń jeszcze bliżej.
-Dlatego-patrzę na nich ze śmiechem.-Nie mogę go zostawić. Jest przerażony. Prosił mnie, abym została.
-Myślę, że by zrozumiał-uśmiecha się
-Obiecałam mu-mówię cicho.
-Igor, nie namówisz jej-pan Stanisław staje za mną i kładzie swoją dłoń na moim ramieniu.
Monika przynosi torbę Krzyśka. Są w niej ubrania i inne takie rzeczy, więc nie musimy się o to martwić.
Krzysiek się budzi po godzinie. Nie powiem, ręka mnie trochę boli, ale jest to do wybaczenia. Zalewski całuje wierzch mojej dłoni i puszcza ją.
-Lepiej?-pytam z delikatnym uśmiechem.
-Trochę-odpowiada i kicha.-Cześć, tato. Cześć, Igor.
-Cześć, brat-Igor puszcza mu oczko z uśmiechem.
-Pójdę do pielęgniarki. Poproszę o jakieś leki na przeziębienie-mówię i wstaję z łóżka.
W tym samym momencie do sali wchodzi lekarz. Pyta Krzyśka o to jak się czuje. Zalewski odpowiada, że jest trochę przeziębiony. Doktor mówi, że powie pielegniarce, że ma coś przynieść i wychodzi.
-No i widzisz?-Krzysiek patrzy na mnie.-Nie musisz nigdzie iść.
-Muszę-uśmiecham się do niego.-Do toalety.
Wychodzę z sali i kieruję się do łazienki. Załatwiam swoje potrzeby i wracam do sali. Kiedy wchodzę, jest dziwnie cicho. Jakby przerwali rozmowę na mój widok.
Siadam na łóżko obok Krzyśka, który siedzi jeszcze trochę zaspany. Wyciąga do mnie ręce. Przybliżam się do niego, a on od razu się we mnie wtula. Nie do końca rozumiem, o co chodzi, ale obejmuję go.
-Wszystko w porządku?-pytam cicho.-Co się dzieje?
-Coś ta pielęgniarka tych leków nie przynosi-wtrąca Igor.-Pójdę zobaczę, o co chodzi.
Do pana Stanisława dzwoni telefon. Oboje wychodzą, zostawiając nas samych.
-Krzysiek...-zaczynam cicho, odsuwając go od siebie.-Odpowiesz mi?
-Tata z Igorem opowiedzieli mi, jak byłaś tu cały czas. Że w ogóle nie odchodziłaś ode mnie-mówi ze łzami w oczach.-To cudowne. Kocham cię.
-Ja ciebie też, Krzysiu-kładę dłoń na jego policzku i gładzę go kciukiem.
-Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem?-pyta cicho, patrząc mi w oczy.
-Przestań-uśmiecham się.
-Nie, naprawdę. Jesteś zaidealna dla mnie. Mogłabyś mieć każdego, a siedzisz tu, ze mną, teraz-mówi, a po jego policzkach pojawiają się łzy.
-Jak chcesz mogę stąd wyjść. Ale wtedy mnie już więcej mnie nie zobaczysz-patrzę na niego lekko zła, za te głupoty, które mówi.
-Przecież wiesz, że nie chcę, ale...
-No właśnie. Dlatego przestań pieprzyć takie głupoty. Może i mogłabym mieć każdego, ale nie każdy jest tobą. Więc po co mi ktoś inny?
-Kocham cię-szepcze, wtulajac się we mnie.
Przyciągam go do siebie, przy okazji dotykając jego czoła policzkiem.
-I co z tymi lekami?-pytam.-Przecież ty masz gorączkę.
-Zimno mi-skarży się.
Wreszcie przychodzi pielęgniarka wraz z Igorem. Mierzy Krzyśkowi temperaturę. Miałam rację-ma wysoką gorączkę. Podaje mu leki i wychodzi.
-Pójdę po jakąś wodę, coś do jedzenia-wstaję z łóżka i ubieram się.-Chcesz coś konkretnie?
-Nie, dziękuję-Krzysiek kręci głową.
Pytam tatę i brata Krzyśka, czy coś chcą. Oni również odmawiają.
Kiedy już zamykam drzwi od sali, słyszę, jak pan Stanisław mówi "taka dziewczyna to skarb. Dbaj o nią".To miłe.
Z uśmiechem wychodzę ze szpitala. Idę do najbliższego sklepu. Robię niewielkie zakupy dla Krzyśka i wracam do niego.
-Ula?-zaczyna, gdy rozkładam zakupy.
-Tak?
-Wiesz, że nie musisz cały czas tu siedzieć? W ogóle, nikt z was nie musi. Jakby... mam trzydzieści lat i umiem o siebie zadbać. Owszem, wcześniej nie chciałem, żeby Ula odchodziła, ale to dlatego, bo nie rozumiałem, co się dzieje. Teraz możecie iść. A nawet nalegam, żebyście poszli, wyspali się i wrócili rano.
Nic nie robię sobie z tego, co mówi i siadam na łóżku z uśmiechem.
-Ula, ja naprawdę mówię-patrzy na mnie.
-Tak, rozumiem. Chcesz, żebyśmy poszli stąd. Coś jeszcze?-uśmiecham się złośliwie.
-Ulaa-jęczy zły.
-No co? Nie wyjdę stąd, nie ma szans-wzruszam ramionami.
-Proszę?-unosi brwi, a ja kręcę głową na boki.-Dobra, sama tego chciałaś. Będę musiał powiedzieć pielęgniarce, że ma was wygonić.
-Co? Jak to? Nie zrobisz tego-mrugam pare razy.
-Chcesz się przekonać?-posyła mi wredny uśmiech.
-Chyba gorączka ci już przeszła-wzdycham.-Dobra, pójdę stąd, ale przyjdę z samego rana.
-My tak samo-dodaje pan Stanisław.
-No i dobrze. Chociaż na chwilę się was pozbędę.
-Aha?-patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami.-Mogę jutro nie przychodzić, jak chcesz.
-Nie no, żartuję. Przyjdź, przyjdź-szybko łapie mnie za dłoń.
-No ja myślę.
Siedzimy jeszcze trochę, po czym żegnamy się z Krzysiem i wychodzimy ze szpitala.
Igor i pan Stanisław oferują, że mnie podrzucą do domu. Chętnie korzystam i już po kilkunastu minutach jestem u siebie.
Witam się z Kosmosem, po czym od razu biorę gorący prysznic.
Uspokajam się. Najlepszy sposób, aby się odprężyć. Już nie martwię się tak o Krzyśka.
Po umyciu się, ubieram bieliznę i szlafrok. Idę do kuchni. Przygotowuję sobie moje ulubione danie, czyli płatki z mlekiem.
Po kolacji idę do sypialni. Kładę się do łóżka w samej bieliźnie. Postanawiam jeszcze napisać do Krzyśka.
Do: Krzysiek
I jak tam się czujesz?
Od: Krzysiek
Jest dobrze. Już nie mam gorączki.
Do: Krzysiek
Ooo, to dobrze. A zaśniesz beze mnie?
Od: Krzysiek
Nie wiem, ciężko będzie. Postaram się.
Do: Krzysiek
Dobrze, dobranoc!
Od: Krzysiek
Dobranoc, Skarbie.
Podłączam telefon do ładowarki i natychmiast zasypiam.
Następnego dnia budzę się około szóstej. Ubieram się, piję kawę, daję jeść Kosmosowi i zbieram się do wyjścia.
Jestem tam przed ósmą. Krzysiek śpi, ale się budzi, gdy wchodzę do sali.
-Hej-mówi cicho, przecierając twarz dłonią.
-Hej. Śpij jeszcze-patrzę na niego, zdejmując kurtkę.
-Wiesz, jakie te ich jedzenie jest paskudne? Masakra...-wzdycha.
-Już miałeś śniadanie?-pytam, na co ten przytakuje głową.
-Co ty tu robisz tak wcześnie?-pyta.
-Mówiłam, że przyjdę z samego rana-uśmiecham się.-Pośpij sobie jeszcze.
-Obudź mnie za pół godziny-zamyka oczy, ale po chwili patrzy na mnie.-Połóż się do mnie.
-Co?-śmieję się.-Nie mogę.
-Oj no chodź-łapie mnie za dłoń i ciągnie w swoją stronę.
-Oh, no dobrze-wzdycham.
Zdejmuję buty i kładę się powoli obok niego. Ten od razu kładzie się w swojej ulubionej pozycji, a ja wplatam palce w jego włosy.
-Dobranoc-mówi cicho.
-Jest rano-przypominam.
-Oj tam, nieważne. Wiesz, "siódma rano to dla mnie noc"-śpiewa, po czym ziewa.
-Ale na nas nakrzyczą za to-śmieję się.
-Trudno. Dobranoc.
-Dobranoc-całuję go w czubek głowy.
-No teraz będzie dobra-śmieje się cicho.
Jak dobrze, że nic mu nie jest. Nie wiem, co bym zrobiła. Albo sobie albo Oldze.
***
Dobry wieczór!
Jakby, mamy 6 tysięcy wyświetleń! Jeeej! To dlatego, bo ktoś, nie powiem kto, zrobił tak, że mamy teraz te 6 tysięcy. Wiecie, pierdyliard kont i te sprawy. Więc, w tym tygodniu będzie 6 rozdziałów. W sumie to już 4. Nieważne. W każdym razie, bardzo, ale to bardzo, Wam dziękuję za tak dużą aktywność. Nie spodziewałam się tego! Kocham Was, naprawdę!
A, i zapomniałabym. Wpadnijcie do KochamZboza Naprawdę, fajny profil, osoba, która go prowadzi itd. Nieważne dlaczego.
![](https://img.wattpad.com/cover/197807692-288-k749468.jpg)
CZYTASZ
Zboża//Krzysztof Zalewski
Fanfiction"Tempo zmienne, gdy zbyt blisko tej, co włosy ma barwy zboża" ~ Krzysztof Zalewski "Zboża" Akcja zaczyna się na przełomie 2011 roku a 2012. Zapraszam do czytania!