12. Pięć sukienek.

209 33 7
                                    

Ważna informacja w notatce! Proszę przeczytać!
Umówiłam się z Krzyśkiem o siedemnastej. Przed spotkaniem z przyjacielem, przyszła do mnie Sara z Jasiem.
-Na którą wy się umówiliście?-pyta, siedząc na kanapie z synkiem.
-Na siedemnastą-odpowiadam, przeglądając zawartość mojej szafy.
-Jest trzynasta, a ty już się szykujesz?
-Nie szykuję, tylko próbuję wymyśleć, w co się ubrać-tłumaczę, machając rękami.
-Yhm... Aż tak zależy ci, żeby dobrze wyglądać?
-To źle?-patrzę na nią.
-No nie, dobrze. A nawet świetnie!
-Nie wyobrażaj sobie za dużo.
Wracam do szukania kreacji na dzisiaj.
-A tak właściwie, gdzie idziecie?
-Nie chciał mi powiedzieć. I nie wiem, co powinnam założyć.
-To poproś go, żeby przyjechał wcześniej i pomoże ci wybrać.
-A wiesz, że to nie głupi pomysł.
Podchodzę do niej i biorę Jasia na ręce.
-A jak z Michałem?-pytam.
-Hmm... Na razie zachowuje się normalnie, ale kiedy zostanie dłużej w pracy, to pojadę i zobaczę, czym on tam się zajmuje po godzinach.
-Jak uważasz-oddaję jej synka i uśmiecham się do niego.
-I wiesz co?
-No?-siadam koło niej.
-Jadę za dwa dni do rodziców z Jaśkiem.
-W sumie to dobrze. Odpoczniecie oboje.
Kiedy Sara wychodzi po godzinie, dzwonię do Zalewskiego. Odbiera dosłownie od razu.
-No hej-wita się ze mną.-Nie możesz się doczekać spotkania ze mną, że już dzwonisz?
-Masz za duże mniemanie o sobie. Przyjedź do mnie wcześniej.
Krzysiek wybucha głośnym śmiechem.
-Niby mam za duże mniemanie o sobie, a jednak tęsknisz?
-Dlaczego twierdzisz, że tęsknię?-kładę się na łóżku.
-Bo chcesz, żebym przyjechał wcześniej?
-No dobra, masz mnie. Tęsknię za tobą cholernie i dlatego chcę, abyś przyjechał wcześniej-uśmiecham się.-To jak?
-No dobra-wzdycha.
-Super! Dzięki!-zgodził się!
-O której mam przyjechać?-pyta.
Teraz kolejna ważna, trudniejsza, sprawa.
-Teraz.
-Co? Teraz?
-Noo...
-Będę za dwadzieścia minut.
-Czekam-rozłączam się.
Tak, jak Krzysiek mówił, staje w drzwiach od mojego mieszkania.
-Hej-przytulam go na powitanie.
-No siemka.
-Wchodź-zapraszam go do środka.
Idziemy do salonu. Siadamy na kanapie. Siadam w ten sposób, abym mogła go obserwować. Milczymy przez długi czas, aż w końcu Krzysiek się pierwszy odzywa.
-Nie zaproponujesz żadnej kawy ani herbaty?-unosi brwi do góry.
-Emm... Faktycznie. Chcesz coś?-nerwowo poprawiam kucyk.
-Herbatę-odpowiada ze śmiechem.
-Okej.
Wstaję i idę do kuchni. Krzysiek idzie w moje ślady. Kiedy przygotowuję dwie malinowe herbaty, Zalewski siada przy stole.
-Natalia albo Paulina się odzywały?-pyta.
-Nie, i dzięki Bogu-śmieję się cicho, a Krzyś do mnie dołączył.
-No fakt.
Po chwili stawiam przed nim kubek z herbatką. Siadam ze swim napojem na przeciwko niego.
-To teraz ci powiem, dlaczego naprawdę do ciebie zadzwoniłam.
-Czyli jednak za mną nie tęskniłaś?-udaje obrażoną księżniczkę.
-Tęskniłam, ale bym wytrzymała do tego spotkania. Chodzi o to, że mi nie powiedziałeś, gdzie idziemy i nie wiem, jak powinnam się ubrać.
-Jak najlepiej-wzrusza ramionami.
-Ha. Ha. Ha. Ależ ty zabawny-mruczę.
Wstaję od stołu i biorę go za dłoń.
-Chodź-ciągnę go do mojej sypialni.
-Nawet mi nie dałaś wypić herbaty!-skarży się.
-Oj nie narzekaj.
Wchodzimy do sypialni.
-Siadaj-wskazuję na krzesło obrotowe, stojące przy biurku.
-Tak jest-wykonuje moje polecenie.
Staję przy szafie i wyciągam po kolei sukienki.
-Idziemy w miejsce bardzo eleganckie?
Pokazuję mu długą, czerwoną sukienkę z długim rękawem i rozcięciem na lewej nodze. Góra sukienki jest z koronki. Miałam ją z dwa razy na sobie na jakichś ważnych, eleganckich uroczystościach.
-Druga opcja też jest do eleganckiego miejsca, ale już mniej.
Prezentuję również długą sukienkę, ale tym razem na grubych ramiączkach. Góra sukienki jest biała i koronkowa. Dół za to jest blado-różowy. Tę sukienkę już częściej miałam na sobie od tamtej.
-Trzecia już nie jest elegancka, ale jest ładna, ale trochę wyzywająca.
Kolejna propozycja to krótsza od tamtych, bo do połowy ud, czerwona sukienka z dołem z tiulu. Ją miałam na sobie najczęściej, ze wszystkich, jak do tej pory zaprezentownaych sukienek.
-Czwarta jest taka.
Przykładam do ciała sukienkę do kolan. Jej kolor towyblakły jasny miebieski. Jest na krótki rękaw. Z przodu, przez całą jej długość ciągnął się większe, brązowe guziki.
-Piąta, i ostatnia.
Na końcu pokazuję mu sukienkę w kolorze pudrowego różu na rękaw "trzy-czwarte". W talii ma cienki sznureczek, który zawsze zawiązuję na kokardkę.
-No, to która?-patrzę na niego.
Krzysiek siedzi z szeroko otwartymi oczami. Mruga kilka razy i patrzy na moją szafę.
-Ty tyle tego masz?-pyta w końcu.
-Sukienki rzadko zakładam. To którą mam założyć?
-Emm...-drapie się po głowie i się zastanawia.-Najchętniej to bym cię zobaczył, w którejśz tych czerwonych, ale to nie takie miejsce.
-Debil-komentuję cicho.
-Słyszałem-pokazuje na mnie palcem, a ja przewracam oczami.-Widziałem.
-Którą założyć?-zmieniam temat.
-Myślę, że najbardziej pasuje ta ostatnia.
-W końcu wybrał-biorę sukienkę.-Poczekaj na mnie.
-Oczywiście.
Biegnę do łazienki. Biorę szybki prysznic. Zakładam rajstopy i sukienkę. Włosy zaplatam w warkocza.
Wychodzę z łazienki.
-Złaź-mówię do Krzyśka.
-Już, już...-kładzie się na moim łóżku.
Siadam przy biurku i robię delikatny makijaż.
-Po co ty się malujesz?-pyta Krzysiek, obserwując każdy mój ruch.
-Żeby lepiej wyglądać.
-Jak dla mnie nie musisz się malować. Naturalnie też jesteś śliczna.
-Dziękuję, to miłe. Ale popatrz-pokazuję mu się już w skończonym, prawie niewidocznym, makijażu.-Prawie nic nie widać.
-No w sumie-wstaje z łóżka.-Lecę się przygotować. Paa...
-Do zobaczenia-uśmiecham się do niego.
Nie odprowadzam go do drzwi, bo jestem pewna, że nie potrzebuje tego. Na początku, a i owszem, ale to z grzeczności. A teraz, kiedy się przyjaźnimy, nie czujemy takiej potrzeby.
Otwieram swoją szkatułkę z biżuterią. Wybieram kolczyki drobne złote gałązki. Szukam jeszcze odpowiedniej bransoletki. Decyduję się na złotą, nie do końca oplatającą nadgarstek, bransoletkę z małymi liśćmi na obu zakończeniach.
Następnym wyzwaniem jest znalezienie odpowiednich butów. Tutaj jest zaskoczenie, bo nie mam tysiąca par butów, ale mało ich też nie jest. Przeglądam wszystkie pary. Ostatecznie wybieram zamszowe, czarne, wiązane botki na niewielkim obcasie.
Z płaszczem jest prosto, bo mam dwa. Jeden żółty i jeden czarny. Na ten drugi się decyduję.
Do małej, czarnej torebki wrzucam najpotrzebniejsze rzeczy i jestem gotowa.
W oczekiwaniu na Krzysia, siadam w kuchni i piję herbatę.
Czekam na niego dwadzieścia minut. Kiedy przyjeżdża, dzwoni do mnie. Zakładam płaszcz i wychodzę do niego.
***
Tysiąc słów, bo opisałam cały strój Uli i cztery inne sukienki. Można i tak. Ale jest w całym rozdziale jeden, wbrew pozorom, nie ważny element, który potem odegra ważną rolę. W sensie... jest to rzecz, po której będzie (a nawet już co nie co) można się czegoś domyśleć. Sorry, że ten rozdział taki słaby, ale wolałam wszystko opisać niż wstawiać zdjęcia. A jaką sukienkę Wy byście wybrały?
Ale nie to jest ważne.
Chodzi o to, że dzisiaj na historii, pomyślałam sobie, że w tym opowiadaniu będę chciała często się odwoływać do twórczości Zalewskiego.
Nie będzie to coś prostego i takiego, że od razu ogarniecie, że jest to odwołanie do piosenki np. "Otu". Ale kiedy już zobaczycie coś takiego, chciałabym, abyście napisały o tym w komentarzu. Ja wtedy wspomnę o tej osobie pod rozdziałem (chyba, że zapomnę, to wtedy przypominać). Ja też często pewnie będę coś pisała, a Wy dopiero zauważcie właśnie to, o czym teraz mówię.
Wiecie o co mi chodzi? Dam przykład.
"-Ale ty masz ładne oczy...-powiedział Krzyś."
Komentarz: o, a tu jest odwołanie do "gatunek". "Takich oczu jal Ty chyba na całej planecie nikt, nie ma".
O takie coś.
Mówię to dlatego, bo lubię swego rodzaju integrację między autorem opowiadania a czytelnikami.
To tyle.



Zboża//Krzysztof Zalewski Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz