Lekarz twierdzi, że około dwudziestej Krzysiek powinien się obudzić. Czyli do ósmej siedzę w tej sali i się nie ruszam.
Jak na razie jedynie zmienili mu kroplówkę.
-Może coś zjesz?-pyta Igor.
-Nie-mówię cicho i kręcę głową.-Dzięki.
-Od której tu jesteś?-odzywa się pan Stanisław.
-Od czternastej.
-Jadłaś coś w domu?-Igor siada na łóżku, gdzie ja wcześniej siedziałam.
-Tak-uśmiecham się lekko.
-O której?-unosi brwi do góry.
-Coś koło dziesiątej-uśmiecham się na wspomnienie ranka spędzonego z Krzyśkiem.
-Jest szesnasta-Igor pokazuje mi zegarek na nadgarstku.
-Powinnaś coś zjeść-mówi pan Brejdygant.
-Nie jestem...-myślę przez chwilę. Na myśl o jedzeniu, mój żołądek się odzywa.-...dobra, jednak jestem głodna.
-Chodź, ja pójdę sobie po kawę, a ty coś zjesz-tata Krzyśka wstaje z krzesła i wychodzi z sali.
-No leć-śmieje się Igor, gdy nie ruszam się.-Tata cię nie zje, a Krzyśkowi nic się nie stanie przez ten czas.
Lekko przerażona wstaję z krzesła i wychodzę z sali, wcześniej zabierając torebkę. Na korytarzu czeka już pan Stanisław. Uśmiecha się delikatnie i idziemy na dół, gdzie jest bufet.
-Co ci zamówić?-pyta, kiedy stoimy przy ladzie.
-Hmm...-przyglądam się tablicy, gdzie napisane jest, co dzisiaj podają.-Może tę zupę krem z dyni?
-Jak sobie życzysz-uśmiecha się do mnie i staje w kolejkę.-Ty idź usiądź, a ja ci przyniosę.
-Dobrze-posyłam mu życzliwy uśmiech i odchodzę w stronę wolnego stolika.
Siadam i czekam na moją zupę. Dopiero teraz czuję, jak jestem głodna. Po chwili przychodzi pan Stanisław z moją zupą i swoją kawą.
-Ile muszę panu oddać?-pytam, sięgając do torebki.
-Przystań, na mój koszt-śmieje się.
-Oh, no dobrze. Dziękuję zatem-mówię i zaczynam jeść.
-Dziwna sprawa z tą pigułką gwałtu.
-Zgadzam się. Po co Olga miałaby to robić?-mówię, po czym analizuję swoje słowa.
Cholera, powinnam myśleć, co mówię, a nie gadać, co ślina na język przyniesie!
-Jaka Olga?-patrzy na mnie zaciekawiony.
Opowiadam mu o sowich podejrzeniach i o tym, co robiła Olga.
-Myślisz, że to ona?-pyta.
-Jestem tego prawie pewna.
-Trzeba będzie powiedzieć o tym policji-mówi i upija łyk, zapewne zimnej już, kawy.
-Oczywiście-kiwam głową, po czym kończę zupę i wracamy do sali.
Nic się nie zmieniło. Krzysiek nawet nie poruszył palcem. Igor siedzi na łóżku i przegląda coś w telefonie.
-Zjadłaś coś?-pyta, gdy wchodzimy.
-Zjadła, zjadła-śmieje się aktor.
Usiadłam na krześle, a pan Brejdygant na przeciwko mnie.
Zaraz siedemnasta. Jeszcze około trzy godziny... Już niewiele.
Rozmawiam z bratem i ojcem Krzyśka. Od czasu do czasu do sali zajrzy ktoś z zespołu Brodki.
Dochodzi ósma, a Krzysiek dalej się nie obudził. Zaczynam się martwić. Zresztą, nie tylko ja, ale pan Stanisław i Igor również.
-Idę do lekarza, zapytam o co chodzi-mówi Igor i wychodzi.
-Oj Krzysiek, Krzysiek-wzdycha aktor.-Ile my się strachu najemy przez ciebie, to się w głowie nie mieści.
Po chwili wraca Igor.
-Nie musi się obudzić o dwudziestej. Może później-informuje nas.
-Na to wygląda, że później się obudzi-mówię cicho i łapię go za dłoń.
-Ważne, żeby się obudził-dodaje brat Krzyśka.
-A jest w ogóle szansa, że się nie obudzi?-pytam zdenerwowana.
-Nie wiem-wzrusza ramionami.-Ale z pigułką gwałtu jest tak, że każdy organizm inaczej może zareagować. Jedni mogą spać dziesięć godzin, a dla innych taka sama dawka... może być śmiertelna.
Przełykam niespokojnie ślinę. Mrugam parę razy, aby odgonic napływające łzy.
Śmiertelna...
Ale Krzysiek się obudzi. Nie ma szans, aby się nie obudził. Nie zgadzam się na inną opcję.
Siedzimy tak jeszcze pół godziny, kiedy do sali wchodzi Monia z Olgą.
-Możemy?-Monika zagląda do nas.
Ty tak, ona nie.
-Jasne, proszę-mówi Igor.
-I co? Coś wiadomo?-pyta.
-Niestety nic-tata Krzyśka wypuszcza głośno powietrze.
-Musieliśmy odwołać dzisiejszych koncert-odzywa się Olga.-A przed nami jeszcze pięć. Musimy znaleźć zastępstwo za niego.
Gdy słyszę te słowa, coś we mnie pęka i nie wytrzymuję. Wstaję z łóżka i podchodzę do niej. Staję przed nią i krzyżuję ręce na piersi.
-Poważnie?!-krzyczę zła.-Krzysiek się nie budzi, nie za bardzo wiadomo, co mu dokładnie jest, a ty gadasz o pracy?! O tym, że trzeba go zastąpić?! Jesteś żałosna! Serio, idealny moment sobie znalazłaś na takie rozmowy. Nas średnio interesuje, że macie przed sobą jeszcze jakieś koncerty. Najważniejsze jest zdrowie Krzyśka! Nie rozumiem, co ty tu jeszcze robisz? Powinnaś szukać kogoś za niego, nie sądzisz?!
Olga otwiera usta, żeby coś mi odpowiedzieć, ale ktoś ją wyprzedza.
-Ula...?-odwracam się w stronę Krzyśka. Mruga parę razy oczami i obraca głowę w moją stronę.
-Jezus Maria, Krzyś!-krzyczę z uśmiechem i podbiegam do niego. Siadam na łóżku i łapię go za dłoń.
-Cześć, braciszku-odzywa się Igor.-A jednak przeżyłeś-śmieje się.
-Gdzie ja jestem?-Zalewski pyta cicho, mrużąc oczy.-Co się stało? Dlaczego nic nie pamiętam?
Krzysiek zadaje jeszcze raz te same pytania. Widzę po nim, że jest przestraszony, zdezorientowany oraz lekko poddenerwowany. Jego tata też chyba to zauważa, bo patrzy na mnie w taki sposób, jakby prosił mnie, aby go uspokoiła.
-Krzysiu, popatrz na mnie-mówię cicho.
-Ula-szepcze. Kieruje na mnie swoje przerażone spojrzenie.-Co się dzieje?
Po raz kolejny widzę w Krzyśku zagubionego, bezbronnego chłopca.
-Spokojnie-kładę jedną dłoń na jego policzku i gładzę go kciukiem.-Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Ale najpierw się uspokój.
-Dlaczego...?
-Csiii-przerywam mu. Patrzę prosto w jego oczy.-Wszystko jest dobrze. Zaraz ci wszystko opowiem, tylko musisz się uspokoić.
-Ale...
-No już, spokojnie-nachylam się nad nim i składam na jego czole długi pocałunek. On w tym czasie zamyka oczy i bierze głęboki wdech.-Nic się nie dzieje, tak? Wszystko jest w porządku.
-Skoro tak mówisz...
Do sali wchodzi lekarz z pielęgniarką. Ktoś musiał ich zawołać.
-Ooo, obudził się pan?-doktor się uśmiecha.-Bardzo dobrze, bardzo dobrze.
-Czy ja jestem...?-Krzysiek marszczy brwi.
-W szpitalu-podpowiada pielęgniarka.
-Co? Ale... dlaczego?
-Zaraz wszystko panu wytłumaczę, ale prosiłbym, aby w sali została tylko rodzina-mówi lekarz, patrząc na mnie.
Wzdycham cicho i wstaję, jednak Krzysiek mocno łapie mnie za nadgarstek.
-Nie, Ula-szepcze.-Ty zostań.
-Nie mogę-odpowiadam równie cicho. Do moich oczu napływają łzy, kiedy widzę go w takim stanie.
-Ale ja nie chcę, żebyś mnie zostawiała.
-Wrócę, obiecuję-próbuję wyplątać dłoń z jego uścisku, ale jest jednak zbyt mocny. Zaraz zrobi mi siniaka.
-Nie-mówi prawie niesłyszalnie.-Nie, proszę.
-Krzyś...-patrzę na niego rozpaczona.
-Jeśli pacjent chce, może pani zostać-odzywa się lekarz.
Szczęśliwa spoglądam na Krzyśka, po czym siadam na łóżku i łapię go za dłoń. Gładzę jej wierzch kciukiem. Próbuję dać, jak największe wsparcie Krzyśkowi. Widzę, że go potrzebuje.
-Otóż...-zaczyna lekarz.-Ktoś podał panu pigułkę gwałtu.
-Co? Kto? Po co?-pyta zdziwiony.
-Nie wiem, to jest sprawa dla policji. Z tego, co mi wiadomo, przewrócił się pan i rozbił sobie łuk brwiowy. Szycie nie było konieczne, ale opatrunek musi pan nosić przez kilka dni. Mam obowiązek zawiadomić policję.
-A...-wtrącam się.-Czy mógłby pan to zrobić jutro? Widzi pan w jakim on jest stanie. Policja przyjedzie tu i zaraz pojedzie, bo niczego się nie dowie.
-Ma pani rację-uśmiecha się do mnie.-Zrobię to jutro.
Lekarz świeci Krzyśkowi malutką latarką w oczy, pyta go o coś, mówi pielęgniarce coś o kolejnej kroplówce i wychodzą.
Igor i pan Stanisław patrzą po sobie, uśmiechają się i wychodzą. Chcieli zostawić nas samych. To miłe.
-Ula-odzywa się cicho Krzysiek.
-Tak?-poprawiam mu kosmyki opadające na czoło.-Co się dzieje?
-Zimno mi-skarży się tonem małego dziecka.
-No tak, wychodząc ode mnie byłeś przeziębiony, zapomniałam. Pójdę do pielęgniarki i poproszę o termometr i jakieś leki-mówię i wstaję, jednak od razu Krzysiek łapie mnie za nadgarstek.
-Nie, nie odchodź-mówi.
-Misiek, wrócę za minutę-uśmiecham się delikatnie.
-Nie chcę zostawać sam. Nie wiem, co się dzieje. Nic nie pamiętam. Boję się...
-Krzysiek-siadam obok niego. Kładę dłonie na jego policzkach, zmuszajac go, aby spojrzał mi w oczy.-Wszystko jest dobrze, hmm? Jestem tu i nigdzie się nie wybieram. Spokojnie, nic złego się nie dzieje, tak?
Krzysiek patrzy na mnie przez chwilę, po czym próbuje podnieść się, aby usiąść. Pomagam mu w tym. Kiedy już siedzi, wtula się we mnie. Obejmuję go, przyciągając bliżej do siebie. Co chwila całuję go w skroń, próbując uspokoić go.
-Nic złego ci nie grozi-szepczę.
-Wiem, Ula, wiem...-mówi cicho.-Mimo wszystko, boję się, bo...
-Bo nie wiesz, co się dzieje?-przerywam mu.
Odsuwam go od siebie na niewielką odległość. Kiwa delikatnie głową na znak, że mam rację.
-Spokojnie, opowiem ci wszystko, jak odpoczniesz, dobrze?-mówię i całuję go w czoło.
-Dobrze.
Znów się kładzie. Patrzy na mnie. Nic nie mówi, tylko patrzy.
-Jak pójdę spać, będziesz tu ciągle?-pyta. Bierze moją dłoń i przyciąga ją do siebie, przytulając się do niej.
-Cały czas. Nie ruszę się stąd nawet na sekundę-mówię z delikatnym uśmiechem.
Krzysiek, już spokojniejszy, zamyka oczy i szybko zasypia. Jakby mój dotyl go uspokajał. Może tak jest? Kiedyś mówił, że lepiej mu się śpi z myślą, że jestem obok.
![](https://img.wattpad.com/cover/197807692-288-k749468.jpg)
CZYTASZ
Zboża//Krzysztof Zalewski
Fanfiction"Tempo zmienne, gdy zbyt blisko tej, co włosy ma barwy zboża" ~ Krzysztof Zalewski "Zboża" Akcja zaczyna się na przełomie 2011 roku a 2012. Zapraszam do czytania!