-Śpiochy!
Budzę się, słysząc śmiech Igora. Otwieram powoli oczy i spoglądam na brata mojego chłopaka.
-Czego chcesz?-pyta Krzysiek, wtulając się we mnie jeszcze bardziej.
-Wstawać!-śmieje się pan Stanisław.
-Yhmm-mruczy.
Siadam na łóżku, przez co głowa Zalewskiego upada na łóżko.
-Ula, wróć tu-mówi.-Słyszysz?
-Wstawaj-szturcham go.
-No już, już-wzdycha.
Siada za mną i przytula się do moich pleców.
-Nie ruszam się stąd-mówi cicho.-Chociaż ty masz wygodniejsze łóżko.
-Dzięki-śmieję się, zakładając buty.
-Czyj to był pomysł?-pyta ze śmiechem pan Brejdygant.
-Oczywiście, że jego-mówię, wstając z łóżka.
-Wracaj tu-Krzysiek patrzy na mnie.-Natychmiast.
-Nie-puszczam mu oczko.
-Ale jesteś-udaje obrażonego i kładzie się.
-Też cię kocham-posyłam mu buziaka w powietrzu.
Rozmawiamy, śmiejemy się. Jest naprawdę fajnie. Aż przychodzi lekarz.
-Dzień dobry-wita się z nami.-Jak się pan czuje?
-Wyśmienicie, poza tym, że gardło mnie boli, głową, mięśnie, mam katar...-zaczyna wymieniać na palcach.
-W skrócie, jest przeziębiony-przerywam mu i patrzę na lekarza.
-Powiem pielęgnirce, aby podała panu jakieś leki-mówi.-Myślę, że jutro rano pana wypuścimy.
-Ooo, super! Dziękuję bardzo!-krzyczy szczęśliwy, po czym kaszle.-Cholerne gardło...
-Zaraz zadzwonię na policję-dodaje doktor.
-Ahh, no tak...-wzdycha.-Zapomniałem o tym całkiem. Skoro trzeba, niech pan robi, co należy.
-To tyle-uśmiecha się do nas i wychodzi.
-Brat, słuchaj-zaczyna Igor.-Ja zaraz będę musiał spadać. Mam ważne spotkanie i...
-Spokojnie, leć-Krzysiek posyła mu uśmiech.
-Przepraszam, ale sam rozumiesz.
-Jasne, nie ma problemu.
-Ja...-wtrąca pan Stanisław.-Też będę musiał jechać niedługo.
-Dobra-Krzysiek się uśmiecha.
-Wybacz, ale już dawno się umówiłem z reżyserem filmu nowego i...
-Nie musicie mi się tłumaczyć-Krzysiek wybucha śmiechem.-Mam trzydzieści lat, poradzę sobie.
-Ja z nim przecież zostaję-mówię.
-Dobra, to ja lecę-Igor przybija piątkę z Krzysiem i wychodzi.
Po chwili również tata Krzyśka zostawia nas.
Przez chwilę myślę, aby zapytać Krzyśka, co pamięta. Jednak nie chcę mu dokładać stresu, bo niedługo policja przyjedzie i będą go wypytywać.
-No i widzisz? Jesteśmy sami-mówi Krzysiek.
-I? Co z tego?-pytam, unosząc brew.
-No nic w sumie, aleee...
-Alee?
-Możemy robić teraz różne rzeczy, których byśmy nie mogli robić przy nich-uśmiecha się.
-Krzysiek, jesteśmy w szpitalu. Nawet o tym nie myśl.
-A skąd wiesz, o czym ja myślę?
-Jesteś przewidywalny-posyłam mu złośliwy uśmiech.
Do sali wchodzi pielęgniarka z niewielką tacą z lekami. Nie ta, co wczoraj. Ona jest młodą, zgrabną blondynką. Gdy wchodzi, jej wzrok pada na Krzyśku.
Czy wspomniałam, że Krzysiek nie ma na sobie koszulki? Nie? To teraz mówię.
Pielęgniarka pożera Krzyśka wzrokiem. Biorę głęboki wdech i udaję, że nie rusza mnie to. Powinnam się przyzwyczaić. Krzysiek jest przystojny i czy tego chcę czy nie, kobiety będą się za nim rozglądać.
-Dzień dobry-wita się z nami.
-Dzień dobry-Krzysiek posyła jej uśmiech. No to mi się już serio nie podoba.
-Mam leki dla pana-mówi i podchodzi do niego.
Podaje mu tabletki, a on od razu je przyjmuje. Mimo, że Krzysiek już wziął leki, ona nadal stoi i gapi się na niego. Raz może jej wzrok padł na mnie, ale totalnie mnie olała.
-Wszystko w porządku?-pyta miłym tonem.
-Tak, jak najbardziej, dziękuję-mówi Zalewski.
-Dobrze, jakby coś się działo, proszę to zgłaszać.
-Oczywiście.
-Pan doktor prosił, abym powiedziała panu, że zadzwonił już na komisariat. Zaraz powinni być-dodaje przed wyjściem.
-Dobrze, dziękuję bardzo-Krzysiek ostatni raz uśmiecha się do niej, a ona wychodzi.-Miła, co nie?
-Ta-wzdycham.-Miła i ładna.
-Co?-Krzysiek patrzy na mnie zdziwiony.
-Co "co"?-patrzę na niego lekko zła.
-Czy ty jesteś zazdrosna?-pyta z uśmiechem.
-Nie-odpowiadam pewnie. Odwracam od niego wzrok.-No może trochę...
-Trochę? Ula, spójrz na mnie.
-No co?-niechętnie wykonuję jego polecenie.
-O co chodzi? O tę pielęgniarkę? W czym problem? W tym, że się do niej uśmiechnąłem?
-Tak.
-Bo?-unosi brwi rozbawiony.
-Ty chyba nie widziałeś, jak ona na ciebie patrzyła-złoszczę się co raz bardziej.
-Masz rację. Nie widziałem. Nie patrzę na to, Ula. Dla mnie najważniejsze jest to, jak ty na mnie patrzysz-łapie moją dłoń i uśmiecha się.-Nie masz o co być zazdrosna.
-No może masz rację, ale...
-Nie-przerywa mi.-Nie może, a na pewno.
-No dobra, przesadziłam-wzdycham.-Ale się wkurzyłam, bo wiesz jak to wyglądało?!
-No już, już-kładzie dłoń na moim policzku i gładzi go.-Nic się nie dzieje.
Drzwi do sali się otwierają, a do środka wchodzi dwóch policjantów. Jeden niski, gruby z czarną brodą, a drugi wysoki i szczupły. Uzupełniają się. Przedstawiają się.
-Czy Ula może być tutaj?-pyta Krzysiek, łapiąc mnie za dłoń.
-Jeśli pan sobie tego życzy-grubszy wzrusza ramionami.-Proszę nam opowiedzieć, co się działo? Co pan pamięta?
-Hmm... no to... Mieliśmy koncert, a po koncercie pojechałem najpierw do siebie, a chwilę później do Uli. Spędziłem z nią yyy...-patrzy na mnie rozbawiony.-...noc i ranek. No a rano, około dwunastej, przyjechał bus z zespołem i musiałem wracać. Następnie, już w busie, rozmawiałem trochę z Olgą Tuszewską, managerka Moniki Brodki. Po w sumie krótkiej rozmowie, poszedłem spać. Jak się obudziłem, kierowca busa poprosił mnie, żebym pokierował busem, bo on jest zmęczony. Zgodziłem się. Po jakiś dziesięciu minutach, może piętnastu, zacząłem źle się czuć. Miałem mroczki przed oczami, chciało mi się wymiotować. Zjechałem na pobocze i wyszedłem na zewnątrz. Tam straciłem przytomność i rozbiłem sobie głowę. Potem znów zemdlałem i obudziłem się już w szpitalu.
-To wszystko?-pyta wysoki policjant, zapisując coś w małym notatniku.
-Tak, chyba tak-Krzysiek patrzy zamyślony w sufit.-A, jeszcze ten sok.
-Jaki sok?-dopytuje wysoki.
-Olag dała mi sok. Chciało mi się pić, a ona dała mi sok pomarańczowy. Po tym usiadłem za kierownicę. Czy... czy to znaczy, że to mogłaby być ona?
-Od początku ją podejrzewałam-mówię.
-Dlaczego?-niski patrzy na mnie zaciekawiony.
-Podrywała Krzyśka. Była zazdrosna, że jest ze mną, a nie z nią-tłumaczę krótko.
-To akurat prawda-wzdycha Krzysiek, po czym zakrywa twarz dłońmi.-Boże, jaki ja byłam głupi!
-O czym pan mówi?-pyta niski.
-Ona mnie przepraszała w tym busie. Mówiła, że żałuje i tak dalej.
-Ma pan jej numer?
-Tak.
Krzysiek podaje numer do Olgi. Policjanci mówią, że będą się z nami się kontaktować i wychodzą.
-Ale jestem kretynem-wzdycha i po raz kolejny zakrywa twarz dłońmi.
-Przestań-mówię. Siadam na łóżku i zabieram jego ręce.-To nic takiego. Każdemu się może zdarzyć.
-No tak, ale...
-Nie, przestań. Mogłeś jej uwierzyć. Każdy by uwierzył. Nie twoja wina, że ona jest idiotką-tłumaczę.
-Kocham cię, wiesz?-przytula się do mnie.
-Wiem, Krzysiu, wiem-całuję go w skroń.-Ja ciebie też.
-Ale...
-Nie, ty mnie nie mocniej-śmieję się.-Tylko oboje tak samo bardzo się kochamy.
***
Jest krótki i niesprawdzony, ale ja wiem, że Wy i tak się cieszycie.
CZYTASZ
Zboża//Krzysztof Zalewski
Fanfiction"Tempo zmienne, gdy zbyt blisko tej, co włosy ma barwy zboża" ~ Krzysztof Zalewski "Zboża" Akcja zaczyna się na przełomie 2011 roku a 2012. Zapraszam do czytania!