41. Koszmar.

185 32 8
                                    

   Ostatni miesiąc to istne piekło. Sąd, praca, sąd, praca i tak w kółko.
   Ostatecznie jednak Wiktor trafił do więzienia i dostał zakaz zbliżania się do mnie.
   Sara rozwiodła się z Michałem. Podzielili się opieką na Jasiem.
   Znalazłam pracę w pobliskim zakładzie fotograficznym. Może i nie jest to szczyt moich marzeń, ale na razie wystarcza mi. W końcu za coś muszę zapłacić czynsz czy kupić jedzenie.
   Często mam koszmary. Radziłam sobie, przez branie leków uspokajających i nasennych. Znaczy, było tak do momentu, gdy Krzysiek nie znalazł tych leków i nie zabrał mi ich. Powiedział, że jak coś się będzie działo mam albo dzwonić albo przyjechać do niego, a nie "truła się lekami".
   Dzisiaj jest pierwsza noc bez leków. Boję się, że znowu będę miała koszmary i nie poradzę sobie.
   Ubrana w piżamę, z włosami związanymi w koka, kładę się do łóżka. Kosmos od razu przybiega i kładzie się mi na biuście.
   Drapię go za uchem. Przypomina mi się, jak Krzysiek uwielbia się układać do spania, gdy razem śpimy. Głowę układa dokładnie tu, gdzie leży Kosmos.
   Z uśmiechem na ustach zasypiam.
   Stoję w kuchni w redakcji. Tak jak zwykle, robię kawę.
-Oj Ula, Ula...-odwracam się w stronę Wiktora.
   Podchodzi do mnie. Chcę odejść, ale on mnie zatrzymuje.
   -Dokąd idziesz?-pyta szeptem.
-Nie wiem, jak najdalej od ciebie-mówię, patrząc mu prosto w oczy.
-Jesteś niegrzeczna.
-Zostaw mnie w końcu!-krzyczę, na co Wiktor uderza mnie w twarz.
   Łapię się za piekący policzek. Do moich oczu napływają łzy. Łzy spowodowane bólem i uczuciem poniżenia. Czuję się nic nie warta. Traktuje mnie, jak śmiecia.
   Znowu patrzę na chłopaka, ale zamiast Wiktora, widzę Daniela.
   -Tak bardzo cię kochałem... Byłaś dla mnie taka ważna, Ula. Najważniejsza-szepcze.
-Daniel... Przecież...-zaczynam, ale przerywa mi kolejny męski głos.
-Ula, tak bardzo cię przepraszam-mówi Krzysiek, ale go nie widzę. Jego głos odbija się echem w mojej głowie.-Przepraszam. Nie mogę ci pomóc, a dzieje ci się taka krzywda.
-Krzysiek!-krzyczę i rozglądam się po kuchni. Nie ma nikogo. Stoję tam sama-Daniel! Wiktor! Krzysiek!
   Budzę się z jego imieniem na ustach. Po moich policzkach płyną łzy. Jestem cała zlana potem.
   Nie mogę uspokoić płaczu. Dłonie mi drżą. Nie potrafię złapać oddechu.
   Powoli wstaję z łóżka. Ubieram czarną bluzę, a krótkie spodenki od piżamy zmieniam na szare dresy. Zakładam skarpetki i dzwonię po taksówkę. Zabieram najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak portfel, telefon, i zakładam buty, i kurtkę. Wychodzę na zewnątrz.
   Zaraz podjeżdża taksówka i po chwili stoję pod drzwiami mieszkania Krzyśka.
   Pukam cicho, aby nie obudzić sąsiadów Zalewskiego.
   W końcu muzyk otwiera mi drzwi. Ubrany jest tylko w dresy. Włosy ma roztrzepane. Przeciera zaspane oczy.
   -Ula?-marszczy brwi, kiedy mnie widzi. Wpuszcza mnie do środka.-Co się stało?
-Śniło...-zaczynam, ale głos mi się łamie.-Śniło mi się, że... że...
   Nie daję rady i wybucham głośnym płaczem. Nie sądziłam, że kiedy już będzie po wszystkim, mój stan psychiczny się jeszcze pogorszy. Cały czas płaczę, mam koszmary, jestem poddenerwowana.
   -No już, już-Krzysiek przyciąga mnie do siebie i przytula.
   Pomaga mi zdjąć kurtkę. Zdejmuję buty i idziemy do salonu.
   Siadamy na kanapie, po czym od razu wtulam się Zalewskiego.
   Głaszcze mnie po plecach i szepcze uspokajające słowa.
   Zmęczona zasypiam w ramionach chłopaka. Po chwili czuję, że mnie podnosi. Otwieram lekko oczy i patrzę na niego.
   -Śpij. Jutro porozmawiamy.
   Idzie ze mną do sypialni. Kładzie mnie na łóżku i chce wyjść, ale go zatrzymuję.
   -Połóż się ze mną-proszę.-Inaczej znów coś mi się przyśni.
-Niech ci będzie-uśmiecha się i kładzie się obok mnie.
   Od razu się w niego wtulam. Czuję się bezpiecznie. Wiem, że przy nim żadna krzywda mi się nie stanie.
   Natychmiast zasypiam.
   Kiedy się budzę następnego dnia, Krzyśka nie ma obok mnie. Siadam na łóżku i rozglądam się.
   Zalewski siedzi przy biurku i coś w skupieniu pisze w jakimś zeszycie.
   Powoli wstaję i staję za nim.
   -Co piszesz?-pytam tuż nad jego uchem, na co ten podskakuje.
-Jeju, Ula-odwraca się do mnie przodem.-Nie strasz.
-Wiem, że nie mam makijażu i jestem ubrana w worek, ale mógłbyś być milszy-zakładam ręce na biodrach i uśmiecham się do niego.
-Wiesz, że nie o to chodzi-mówi.-Wyglądasz przepięknie. Mam na myśli to...
-Wiem przecież, żartuję-śmieję się, a on ze mną.-To co piszesz?
-Kolejny tekst-odpowiada.
-Ooo...! Mogę spojrzeć?-zaglądam mu przez ramię.
-O nie, nie, nie!-zamyka zeszyt.-Zaśpiewam ci jak będzie gotowy i jak będę miał melodię.
-Ojejku, no dobrze-uśmiecham się.
   Cały dzień spędzam z Krzyśkiem. Dużo spacerujemy, ale również robimy razem obiad i oglądamy film.
   Zdecydowanie mogę ten dzień zaliczyć do udanych.
   Rozmawialiśmy nawet o moim śnie. Powiedział  że zawsze w takiej sytuacji mogę do niego przyjść.
   Jest naprawdę kochany.

Zboża//Krzysztof Zalewski Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz