Clarissa otworzyła oczy czując, że ktoś łapie ją za ramię. Spojrzała w górę, wyjmując słuchawkę z ucha.
- Przepraszam panią bardzo, prawie się przewróciłam i po prostu musiałam się czegoś złapać. - Starsza pani spojrzała na nią przepraszająco.
- Nie ma sprawy - odparła Clarissa i wstała z siedzenia. - Niech pani sobie usiądzie.
- Nie trzeba, naprawdę...
- I tak zaraz wysiadam. - Uśmiechnęła się i chwyciła mocniej stojącą obok walizkę. Kobieta odpowiedziała jej uśmiechem i usiadła na miejscu, które dziewczyna jej zwolniła. Clarissa przeszła kilka kroków i chwyciła się drążka przy drzwiach. Za moment miała dojechać na swój przystanek.
Powrót do Atlanty okazał się ciężki. Rodzina Evansów przeżyła ciężki okres, ale wszystko wróciło do normalności, więc Clarissa z bólem serca opuszczała dom w Nowym Orleanie.
Nie fatygowała Zoe, aby odebrała ją z lotniska. Przyjaciółce oczywiście się to nie spodobało, ale w końcu zgodziła się, aby Clarissa wróciła autobusem. Potrzebowała tego. Samotna jazda, w towarzystwie jedynie muzyki, była dla niej momentem, w którym mogła odpocząć. Nikt nie absorbował jej myśli. Wyciszyła się. Była pewna, że gdyby Zoe ją odebrała, to nie dałaby jej spokoju i zamęczyłaby ją pytaniami. Nie było w tym niczego złego, ale nie miała siły. Jeden problem został rozwiązany - rodzina się pogodziła, ale to nie był koniec zmartwień, jakie posiadała Clarissa. Chciała odetchnąć.
- Nareszcie! - usłyszała w progu. Zoe objęła ją delikatnie, aby nie dotknąć jej brudnymi dłońmi.
- A z twoimi rękami, to co się stało? - Clarissa uniosła brwi.
- Gotuję.
- Gotujesz? - Clarissa nie dowierzała.
- Gotuję, gotuję. Czy to takie dziwne? - zapytała Zoe.
- Odrobinę, ale dobrze, dobrze, co takiego gotujesz?
- Spaghetti.
- I dlatego masz takie brudne ręce? - zaśmiała się Clarissa, ponieważ wygląd jej przyjaciółki wydawał się komiczny, zważając na to, że robiła tylko spaghetti.
- Znowu jakiś problem? - Zoe zdążyła wrócić już do kuchni i jej głos był coraz gorzej słyszalny.
- Żaden. - Clarissa podążyła za nią i usiadła przy stole. Do jej nosa dotarł naprawdę przyjemny zapach. - Jaka to okazja, że wzięłaś się za gotowanie?
- Uczcimy twój powrót przy świecach - odparła Zoe.
- Serio? - Clarissa zdziwiona uniosła brwi.
- Nie?
Clarissa uderzyła się w czoło, karcąc się w myślach za naiwność. Znała już Zoe jakiś czas, ale zdarzało jej się jeszcze nabierać na ironię i sarkazm przyjaciółki. Zoe była z tego znana nawet na planie, ale robiła to tak dobrze, że każdy tracił czujność.
- Nie obrażaj się, to tylko taki żarcik.
- Jasne - westchnęła. - To, co się dzieje?
- Diego zaprosił swojego chłopaka dzisiaj na kolację. - Zoe klasnęła w dłonie.
- O kurde! Harry'ego? - Clarissa nie dowierzała.
- A niby kogo? Nie rób z Diego śmiecia, który zmienia partnerów, jak rękawiczki.
- Nawet tak nie pomyślałam, po prostu mnie zaskoczyłaś.
- Sama jestem zaskoczona. Gdy mi to powiedział, zakrztusiłam się herbatą. Podejrzewam, że chciał, abym kopnęła w kalendarz, ale na jego nieszczęście, tajny plan się nie udał - powiedziała Zoe z powagą.
CZYTASZ
ɪ ᴡɪsʜ ғᴏʀɢᴇᴛ ᴛʜɪs ᴇᴠᴇʀ ʜᴀᴘᴘᴇɴᴇᴅ || ғ.ᴡᴏʟғʜᴀʀᴅ
Fanfiction'Może w rzeczywistości, nie chciał przyznać się przed samym sobą do tych cholernych motylków w brzuchu, które pojawiały się ilekroć rozmawiał z Clarissą? Może nie chciał się przyznawać do ciepła, które towarzyszyło widokowi jej promiennego uśmiechu...