Promienie słońca wdarły się przez okno do niewielkiego pokoju na piętrze, budząc dziewczynę. Clarissa ziewnęła przeciągle i odwróciła się na drugi bok, przykrywając głowę poduszką. Jej starania na nic się zdały. Nie mogła ponownie zasnąć. Wstała więc z łóżka, podeszła do okna i oparła się o parapet, wyglądając na zewnątrz. Znajome widoki. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że przez ten cały czas spędzony w Atlancie, brakowało jej nawet widoku z okna rodzinnego domu.
Po dłuższej chwili oderwała wzrok od podwórka i przeciągnęła się. Spojrzała na zegar i gdy zdała sobie sprawę, że wybiła godzina dziesiąta przewróciła oczami. Nie była już dzieckiem, ale naprawdę lubiła długo spać. Najlepiej całe przedpołudnie. Nie było to oczywiście dobrym rozwiązaniem, bo zdarzało jej się wyłączać budzący ją do pracy telefon i zasypiać na kolejne minuty, a nawet godziny. W tamtym momencie życia miała ten komfort, że Zoe zawsze stała na posterunku i gdy tylko zauważała, że przyjaciółka nie pojawia się na śniadaniu, wpadała do jej pokoju jak huragan i krzykiem wyrywała ją ze snu.
Clarissa zeszła po schodach do salonu. Usłyszała brzdęk talerzy dochodzący z sąsiadującej z nim kuchnią. Skierowała tam swoje kroki. Miała nadzieję, że zobaczy już całą rodzinę szykującą śniadanie.
Zdziwiła się, gdy zobaczyła tam tylko matkę. Miała ochotę odwrócić się na pięcie i wyjść z pomieszczenia, tak szybko, jak tam weszła. Nie było jej to niestety dane, ponieważ Barbara usłyszała kroki i spojrzała na stojącą w progu córkę.
- Dzień dobry - rzuciła niechętnie Clarissa.
- Cześć - wychrypiała kobieta.
Dziewczyna nie ruszała się z miejsca, podobnie, jak jej mama. Barbara stała z talerzem w ręce i przyglądała się starszej córce, jak jakiemuś nadzwyczajnemu zjawisku.
- Pomóc ci? - westchnęła dziewczyna. Miała ochotę spytać o to od razu, bo zawsze robiła to, gdy była młodsza. Wbiegała rano do kuchni i oferowała pomoc rodzicielce.
- Jeśli chcesz - odparła zaskoczona kobieta i odsunęła się kilka kroków w lewo, aby zrobić córce miejsce przy zmywarce, z której właśnie wyjmowała naczynia. Obie zaczęły robić to w ciszy. Nie oddzywały się do siebie ani słowem. Clarissa na pamięć otwierała szafki, bo znalazła ich układ doskonale, a Barbara podawała jej do rąk talerze, sztućce i garnki.
Po minucie Clarissa odwróciła się gwałtownie na dźwięk tłuczonego szkła. Zauważyła, że jedna ze szklanek leży roztrzaskana na ziemi. Jej matka stała nad nią i zakrywała twarz dłońmi, wydając z siebie ciche odgłosy płaczu.
- Wszystko okej? - zapytała Clarissa, nie mogąc powstrzymać się przed tym zwykłym ludzkim gestem.
- Nie, nic nie jest okej. Ja już tak dłużej nie mogę - odpowiedziała kobieta i wytarła policzki brzegiem fartucha.
Clarissa uniosła brwi i zrobiła krok w przód. Od rodzicielki dzieliło ją kilka centymetrów, które bała się pokonać.
- To wszystko mnie przerasta - odezwała się w końcu Barbara. - Nie wiem, dlaczego wtedy to powiedziałam, ale wiem jedno, żałuję, bardzo tego żałuję. Nie chciałam, żeby tak to wszytko zabrzmiało. To był błąd. Nigdy nie powinnam tego powiedzieć. Przepraszam cię.
- Mamo... - dziewczyna nie potrafiła wydusić z siebie nic więcej. Barbara spojrzała na nią wyczekująco. - Ja też cię przepraszam - wyszeptała. Po kilku sekundach była już w objęciach matki, która ściskała córkę tak mocno, jakby bała się, że ta będzie chciała ją odepchnąć.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam...
- Mamo, udusisz mnie! - zaśmiała się przez łzy Clarissa.
*
- Dziecko, błagam, zejdź z blatu! - Barbara machnęła ścierką w stronę córki.
- Skądś to znam - zaśmiała się dziewczyna i zeskoczyła na podłogę.
- Wiele razy przekonywałaś się, że tego nienawidzę.
- Och, no dobra.
Kobieta uśmiechnęła się do córki i zaczęła zastanawiać się nad kolejnym pytaniem jakie mogłaby jej zadać. Przez godzinę, jaką spędziły w swoim towarzystwie, w kuchni zrobiła jej coś na kształt przesłuchania. Barbara Evans nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo tęskniła za plotkowaniem ze starszą córką. Gdy ta była młodsza potrafiły spędzać całe wieczory na obmawianiu irytujących koleżanek z klasy, rozmawianiu o szkolnych wydarzeniach z danego dnia i chłopakach. Chłopakach...
- Jak tam sprawy miłosne? - zapytała kobieta, biorących kubek herbaty do ręki.
Clarissa przełknęła ślinę i odchrząknęła. Spojrzała na matkę niepewnie i zaczęła się zastanawiać, co mogłaby w tamtym momencie opowiedzieć kobiecie. Po wszystkim, co między nimi zaszło nie czuła się w stu procentach pewnie i coś jej mówiło, że nie powinna się obnażać do końca.
- Jeśli nie chcesz, to nie musimy o tym rozmawiać! - kobieta zauważyła zmieszanie córki i uniosła wolną dłoń w górę.
- Nie...to znaczy... To naprawdę skomplikowana sprawa - wychrypiała.
- Rozumiem.
- Wydarzyły się rzeczy, których do końca nie potrafię do siebie przyjąć i nie potrafię ich także wyjaśnić i odkręcić - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.
Barbara odłożyła kubek na blat i podeszła do córki. Złapała ją za ramię, a drugą reką uniosła jej podbródek.
- Wiem, że po tym wszystkim nie mam prawa mówić ci, co masz robić i na pewno bym tego nie chciała, ale pragnę ci tylko coś poradzić. Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa. Powinnaś porozmawiać z tą osobą i wszystko wyjaśnić. Nie musisz robić tego, co ci sugeruję, ale uwierz, że to może być naprawdę najlepsze rozwiązanie. Jak widzisz bez rozmowy można żyć skłóconym nawet kilka miesięcy - zaśmiała się cicho i wytarła pojedynczą łzę spływającą po policzku córki. - Dasz sobie radę, jesteś silna.
- Dziękuję - wyrzuciła z siebie dziewczyna.
- Nie masz za co - kobieta przytuliła ją mocno.
Po chwili usłyszały trzaskące drzwi. W koryarzu można było rozpoznać głosy Davida i Olivii. Oboje przekomarzali się. Po kilku sekundach pojawili się w progu kuchni, roześmiani i obładowani torbami pełnymi zakupów.
- Cześć? Co tu się dzieje? - zapytała Olivia.
David prędko trącił nastolatkę w bok, próbując ją uciszyć i odezwał się równie szybko:
- Wszystko gra?
Clarissa i Barbara spojrzały na siebie z uśmiechem, a dziewczyna odezwała się do ojca:
- Jak najbardziej. Wszystkiego najlepszego tatusiu!
David Evans uśmiechnął się szeroko i odłożył zakupy na blat, aby móc przytulić córkę.
- Dziękuję córciu. Wyjaśnisz mi może co się tutaj właśnie wydarzyło? - dopytywał.
- Może zaraz. Muszę skoczyć na górę po prezent! - dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo i puściła ojca, aby już po chwili wybiegać na piętro po schodach.
David Evans i młodsza z córek spojrzeli na siebie zdziwieni tym, co zastali w kuchni. Olivia wzruszyła ramionami i rzuciła:
- Chyba wszystko wraca do normalności.
CZYTASZ
ɪ ᴡɪsʜ ғᴏʀɢᴇᴛ ᴛʜɪs ᴇᴠᴇʀ ʜᴀᴘᴘᴇɴᴇᴅ || ғ.ᴡᴏʟғʜᴀʀᴅ
Fanfiction'Może w rzeczywistości, nie chciał przyznać się przed samym sobą do tych cholernych motylków w brzuchu, które pojawiały się ilekroć rozmawiał z Clarissą? Może nie chciał się przyznawać do ciepła, które towarzyszyło widokowi jej promiennego uśmiechu...