Uczucie osamotnienia jest okropne, to nie podlega wątpliwości. Niemożność odezwania się do najbliższych i zaczerpnięcia porady, nie sprzyja samopoczuciu. Nawet nie chodziło o pytanie przyjaciół, co ma zrobić, ona po prostu chciała z kimś porozmawiać. Zoe wprawdzie wymieniała z nią krótkie zdania, ale czuć było między nimi napięcie. Była zła, niezaprzeczalnie. Xavier po prostu udawał, że jej nie widzi. Traktował ją, jak powietrze. A Diego, Diego przeżywał prawdopodobnie najlepsze chwile swojego życia z Harrym. Zoe przysięgała, że nigdy nie widziała go tak szczęśliwego. Tym bardziej Clarissa. Tak bardzo nie chciała niszczyć mu tego dobrego czasu i mieszać w tę chorą sytuację. Mimo, że wiele razy pytał, czy wszystko w porządku, to zawsze odpowiedziała, że w jak najlepszym. Diego widział napięta sytuację w mieszkaniu, w którym spędzał coraz mniej czasu, ale odpuszczał, widząc że Clarissa i tak niczego mu nie powie.
Ale pewnego dnia wymiękła.
- Halo? - odezwał się Diego po drugiej stronie.
- Hej - przywitała się łamiącym głosem.
- Clarissa? Wszystko w porządku? - Usłyszała, jak chłopak się przemieszcza i zamyka drzwi.
- Nie do końca - odparła.
- Co się dzieje?
- Wszystko jest nie tak, jak powinno. Wszystko mi się sypie. - Jęknęła.
- Boże... posłuchaj skarbie, jestem teraz razem z Harrym u jego rodziców...
- O to przepraszam, że przeszkadzam... - przerwała mu.
- Nie, słuchaj! Ostatnio prawie mnie nie ma w domu, ale wracam we wtorek i wszystko mi opowiesz dobrze?
- Jasne. - Pociągnęła nosem.
- Teraz przez telefon i tak nie wiele ci pomogę.
- Tak, masz rację. - Kiwnęła głową, czego nie mógł zauważyć.
- Obiecaj mi tylko, że wytrzymasz i nie będziesz robić niczego głupiego.
- Obiecuję.
- Pierwsze, co zrobię we wtorek rano, to będzie rozmowa z tobą. - Zaśmiał się.
- Jasne, będę pamiętać. - Uśmiechnęła się lekko.
- Do zobaczenia - pożegnał się ciepło.
Clarissa rozłączyła się i padła na łóżko. Nie miała mu tego za złe. Spędzał możliwie najlepsze chwile w swoim dotychczasowym życiu. Pozostawało jej tylko czekać na nadejście wtorku i powrót Diego. Miała wrażenie, że to jej ostatnia deska ratunku. Owszem, rozmawiała z siostrą, ale niewiele jej to dało. Olivia dała jej standardowe porady i obie doszły do wniosku, że pomaganie na odległość jest bardzo ciężkie. Jak bardzo jej młodsza siostra nie chciałaby pomóc, wszystko i tak leżało w rękach Clarissy, dla której propozycje "szczerych rozmów" z zainteresowanymi, brzmiały równie przerażająco, co wyrok śmierci.
*
Clarissa uniosła do ust mały, papierowy kubeczek wypełniony kawą z automatu. Ten automat miał dla niej szczególne znaczenie, gdy przypominała sobie, jak ciężkim zadaniem było dla niej zrobienie sobie pierwszej kawy i kto wtedy uratował ją z opresji. Specjalista od robienia kawy, który sam jej nie cierpiał - Finn Wolfhard. Często, gdy przypominała sobie ich pierwszą rozmowę, nachodziła ją refleksja, czemu właściwie Finn znalazł się wtedy przy tym automacie, ale dochodziła do wniosku, że zapewne chciał skorzystać z jego herbacianych zasobów, w liczbie wynoszącej jeden rodzaj tegoż napoju.
CZYTASZ
ɪ ᴡɪsʜ ғᴏʀɢᴇᴛ ᴛʜɪs ᴇᴠᴇʀ ʜᴀᴘᴘᴇɴᴇᴅ || ғ.ᴡᴏʟғʜᴀʀᴅ
Fanfiction'Może w rzeczywistości, nie chciał przyznać się przed samym sobą do tych cholernych motylków w brzuchu, które pojawiały się ilekroć rozmawiał z Clarissą? Może nie chciał się przyznawać do ciepła, które towarzyszyło widokowi jej promiennego uśmiechu...