Samolot z Atlanty wylądował na lotnisku w stanie Luizjana dokładnie o szesnastej dwadzieścia. Clarissa ruszyła prosto w stronę wyjścia, mając ze sobą tylko bagaż podręczny. Tak, jak się umówili - czekała na nią siostra i ojciec.
- Cześć - rzuciła, puszczając rączkę małej walizki i przytuliła się do taty.
- Cześć Lissa, tęskniłem - David Evans uśmiechnął się szeroko, czego nie mogła zobaczyć.
- Ja za wami też - szepnęła dziewczyna i puściła ojca, tylko po to, aby przytulić Olivię.
- Witaj w domu! - pisnęła młodsza.
David Evans podniósł walizkę córki i zdjął z niej plecak. Dziewczyna zrobiła oburzoną minę i skomentowała zachowanie ojca:
- Poradziłabym sobie z tym tato.
- Nie marudź - wzruszył ramionami. - Chodźcie do samochodu, w domu szykuje się obiadokolacja.
- Obiadokolacja powiadasz? Co się takiego wydarzyło, że matka coś dla mnie gotuje? - Clarissa zaśmiała się ironicznie.
- Mnie o to nie pytaj - pan Evans wzruszył ramionami. - Mam do ciebie jedną prośbę.
- Tak? - dziewczyna uniosła brwi.
- Wiem, że jesteście pokłócone i wcale jej w tym momencie nie bronię, ale chociaż spróbujcie porozmawiać. A jeśli nie, to błagam, nie kłóćcie się. Chciałbym, żeby była w miarę znośna atmosfera. Nie rób tego dla niej, zrób to dla mnie, proszę - pan Evans spojrzał na córkę błagalnym wzrokiem.
- Jasne tato, nie musiałeś nawet o to prosić. Nie mam zamiaru psuć ci twojego święta - Clarissa uśmiechnęła się i objęła ojca.
- Dziękuję - powiedział cicho.
*
- Zmieniłaś się skarbie.
- To znaczy? - Clarissa uniosła brwi zdziwiona.
- Genialnie się na ciebie patrzy, wyglądasz na tak bardzo szczęśliwą - odparł pan Evans.
Nie mógł wiedzieć, że nie była. Relacje z pewnymi osobami odbierały jej to uczucie.
- To miłe - skomentowała dziewczyna. Ojciec często ją komplementował, ale tym razem wyczuła, że miał w planach coś więcej, poza często wypowiadanym: "kocham patrzeć, jaką mam piękną córkę". Jasnym było, że próbował wywołać reakcję Barbary, która od początku kolacji wypowiedziała jedynie dwa zdania. Siedziała tylko i przysłuchiwała się żywej rozmowie pozostałych członków rodziny. David Evans chciał zasugerować, jak bardzo jego żona pomyliła się i jak bardzo praca służy ich córce. Spotkał się jednak z brakiem reakcji.
- Taka to pożyje. Dobre pieniądze i tyle poznanych sław. Zazdroszczę ci tego siostra - rzuciła Olivia, wycierając usta serwetką.
- Nie mam prawa narzekać - zaśmiała się starsza.
W jadalni nastała chwila ciszy. Każdy, prócz Barbary, myślał nad tym, co mógłby powiedzieć, żeby rozładować atmosferę. W końcu Olivia podjęła się tego zadania i rzuciła, wstając od stołu:
- Chodź Lissa, posprzątamy po kolacji i pójdziemy do mojego pokoju, żeby poplotkować. Cholernie za tym tęsknię.
- Uwierz mi, że ja też - starsza z sióstr poszła w ślady młodszej i zaczęła zbierać naczynia ze stołu.
CZYTASZ
ɪ ᴡɪsʜ ғᴏʀɢᴇᴛ ᴛʜɪs ᴇᴠᴇʀ ʜᴀᴘᴘᴇɴᴇᴅ || ғ.ᴡᴏʟғʜᴀʀᴅ
Fanfiction'Może w rzeczywistości, nie chciał przyznać się przed samym sobą do tych cholernych motylków w brzuchu, które pojawiały się ilekroć rozmawiał z Clarissą? Może nie chciał się przyznawać do ciepła, które towarzyszyło widokowi jej promiennego uśmiechu...