chapter thirty-four: we are not kids anymore

512 40 6
                                    

Samolot z Atlanty wylądował na lotnisku w stanie Luizjana dokładnie o szesnastej dwadzieścia. Clarissa ruszyła prosto w stronę wyjścia, mając ze sobą tylko bagaż podręczny. Tak, jak się umówili - czekała na nią siostra i ojciec.

- Cześć - rzuciła, puszczając rączkę małej walizki i przytuliła się do taty.

- Cześć Lissa, tęskniłem - David Evans uśmiechnął się szeroko, czego nie mogła zobaczyć.

- Ja za wami też - szepnęła dziewczyna i puściła ojca, tylko po to, aby przytulić Olivię.

- Witaj w domu! - pisnęła młodsza.

David Evans podniósł walizkę córki i zdjął z niej plecak. Dziewczyna zrobiła oburzoną minę i skomentowała zachowanie ojca:

- Poradziłabym sobie z tym tato.

- Nie marudź - wzruszył ramionami. - Chodźcie do samochodu, w domu szykuje się obiadokolacja.

- Obiadokolacja powiadasz? Co się takiego wydarzyło, że matka coś dla mnie gotuje? - Clarissa zaśmiała się ironicznie.

- Mnie o to nie pytaj - pan Evans wzruszył ramionami. - Mam do ciebie jedną prośbę.

- Tak? - dziewczyna uniosła brwi.

- Wiem, że jesteście pokłócone i wcale jej w tym momencie nie bronię, ale chociaż spróbujcie porozmawiać. A jeśli nie, to błagam, nie kłóćcie się. Chciałbym, żeby była w miarę znośna atmosfera. Nie rób tego dla niej, zrób to dla mnie, proszę - pan Evans spojrzał na córkę błagalnym wzrokiem.

- Jasne tato, nie musiałeś nawet o to prosić. Nie mam zamiaru psuć ci twojego święta - Clarissa uśmiechnęła się i objęła ojca.

- Dziękuję - powiedział cicho.



*


- Zmieniłaś się skarbie.

- To znaczy? - Clarissa uniosła brwi zdziwiona.

- Genialnie się na ciebie patrzy, wyglądasz na tak bardzo szczęśliwą - odparł pan Evans.

Nie mógł wiedzieć, że nie była. Relacje z pewnymi osobami odbierały jej to uczucie.

- To miłe - skomentowała dziewczyna. Ojciec często ją komplementował, ale tym razem wyczuła, że miał w planach coś więcej, poza często wypowiadanym: "kocham patrzeć, jaką mam piękną córkę". Jasnym było, że próbował wywołać reakcję Barbary, która od początku kolacji wypowiedziała jedynie dwa zdania. Siedziała tylko i przysłuchiwała się żywej rozmowie pozostałych członków rodziny. David Evans chciał zasugerować, jak bardzo jego żona pomyliła się i jak bardzo praca służy ich córce. Spotkał się jednak z brakiem reakcji.

- Taka to pożyje. Dobre pieniądze i tyle poznanych sław. Zazdroszczę ci tego siostra - rzuciła Olivia, wycierając usta serwetką. 

- Nie mam prawa narzekać - zaśmiała się starsza.

W jadalni nastała chwila ciszy. Każdy, prócz Barbary, myślał nad tym, co mógłby powiedzieć, żeby rozładować atmosferę. W końcu Olivia podjęła się tego zadania i rzuciła, wstając od stołu:

- Chodź Lissa, posprzątamy po kolacji i pójdziemy do mojego pokoju, żeby poplotkować. Cholernie za tym tęsknię.

- Uwierz mi, że ja też - starsza z sióstr poszła w ślady młodszej i zaczęła zbierać naczynia ze stołu.

ɪ ᴡɪsʜ ғᴏʀɢᴇᴛ ᴛʜɪs ᴇᴠᴇʀ ʜᴀᴘᴘᴇɴᴇᴅ || ғ.ᴡᴏʟғʜᴀʀᴅOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz