W końcu nastał ten upragniony weekend. O 11 mieliśmy odwieźć Roberta do kolegi, a dopiero 9, więc jeszcze trochę trzeba się z nim przemęczyć.
- Oo nie śpisz już? - zapytał brunet wychodząc z łazienki w samym ręczniku.
- Aa już nie - zagryzłem wargę na widok chłopaka.
- Idę się ubrać i muszę obudzić Roberta, bo jakoś za 1,5 godziny jedziemy - poinformował i poszedł do garderoby.
Kiedy brunet wyszedł z garderoby, był tylko w spodniach. Pewnie koszulkę ma gdzieś rzuconą w pokoju. Zawołałem go, a on wskoczył do łóżka i mnie przytulił.
- Ukiś a podwieziesz mnie do Carrefoura? - zapytałem.
- Okej, a co potrzebujesz? - kurde co wymyślić?
- Ymm bo ten noo, soczek chciałem - wymyśliłem na szybko.
- Mamy w domu soki - zmarszczył brwi - jabłkowy, pomarańczowy, porzeczkowy, jaki tylko chcesz.
- Ee ale ja chce inny, ten multiwitamina - mam nadzieję, że to kupi.
- No okej, a iść z tobą? - no on nie może iść, panikowałem w środku.
- Nie trzeba, poradzę sobie sam - pocałowałem go, a on zaczął pogłębiać pocałunki.
Przerwał nam mój brat. Wparował do sypialni i zaczął skakać po łóżku.
- Młody no! Zajęci jesteśmy - wkurzyłem się trochę.
- Ale my musimy na 11 być, a jest już 9.20 i wy nadal leżycie - zaśmiał się i zabrał mi kołdrę.
- Robert, oddaj Markowi kołdrę, bo mu zimno będzie - zaśmiał się Łuki. No rzeczywiście, było mi trochę chłodno, bo byłem w samych bokserkach.
- Nie - zaśmiał się i pociągnął mnie za nogę - wstawać już!
- Zaraz wstanę, idź sobie - westchnąłem.
- Robert wyjdź z pokoju, ja się zajmę Markiem - puścił mu oczko, a po chwili młody wyszedł.
- Co ty kombinujesz? - zapytałem zawijając się w kulkę.
- Jaa? - przeciągnął samogłoskę - Ależ nic słonko.
- I to mnie niepokoi - zawsze gdy odpowiadał pytaniem, można było się domyślić, że coś kombinuje.
- Nie no, na serio nic - pocałował mnie - po prostu chciałem, żeby wyszedł. Ale wstawaj już skarbie.
Jak mi się nie chciało wstać, zwłaszcza, że jest weekend i powinienem spać do przynajmniej 11, ale no czasem trzeba.
Uszykowaliśmy się i o 10.27 szliśmy już do auta.
* * * * *
O 11.20 byliśmy już pod carrefourem. Wcześniej odwieźliśmy mojego brata i pojechaliśmy do sklepu.
Kiedy wjechaliśmy na parking przed sklepem, brunet stwierdził, że wysadzi mnie koło wejścia, bo znaleźć miejsce na parkingu to jakiś cud, zwłaszcza, że sklep znajdował się w centrum handlowym.
Wysiadłem z samochodu i wszedłem do centrum. Po przekroczeniu wejścia, od razu wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Błażeja.
- Ej stary, możesz wbić szybko do Carrefoura na Milczańskiej? Tam w atrium - powiedziałem idąc do właściwego sklepu.
- No spoko, akurat jestem niedaleko, a o co chodzi? - zapytał.
- Później wyjaśnię i jakbyś natknął się na Łukasza, to powiedz, że jesteś tu przelotem czy coś, byle by tylko nie mówić, że ja po ciebie dzwoniłem, ok? - oby się zgodził
CZYTASZ
Move out (KxK)
Fanfiction"Gdy usłyszałem to z jej ust, byłem w szoku... Nie wiedziałem wtedy, że te trzy słowa zmienią moje życie na zawsze" Co się stanie, gdy Marek zacznie swoje życie od nowa? Czy odkryje siebie w nowym mieście? Czy niebieskooki brunet zawróci mu w głowie...