XV. Czasem słońce, czasem deszcz

466 30 93
                                    

W tym rozdziale nie miało być deszczu - będzie głównie o Brianie i Susan, dlatego szukałam na tumblr jego zdjęć i znalazłam to. Automatycznie zaczęło padać w akcji opowiadania 😂😂

Susan

Nie wiem co mną pokierowało, kiedy pół godziny później, zasiadłam w jego samochodzie.

Jechaliśmy w milczącej ciszy, czułam jak cała się spinam, kiedy czułam na sobie jego spojrzenie.

To one mnie do tego przekonały- kto inny jak nie moje przyjaciółki, a potem również chłopaki abym po prostu z nim pogadała. Usiedliśmy przy innym stoliku, a ja chamsko jadłam przy nim moje jedzenie, mimo że w tamtym momencie wolałabym zwymiotować na jego widok.

Udawałam twardą i nieugiętą, ale w środku rozpierał mnie smutek, kiedy po kilku minutach jego monologu, zauważyłam tą rozpacz w jego oczach. W tamtym momencie te wszytkie złe rzeczy jakie mi wyrządził, przestały mieć dla mnie znaczenie.

Postanowiłam jednak jeszcze tego nie pokazywać i dalej udawać obojętną i wściekłą - sama nie wiem czemu, poczułam że tak będzie lepiej. Jak jeszcze trochę poczeka. Jak ja wymęcze go, tak jak on wymęczył mnie.

Ale na pewno mniej.

Jest też druga rzecz, która kompletnie nie daje mi spokoju - co Victoria właściwie, ma zamiar zrobić z Ericem, który oczywiście wielce zszokował się tym jak zachowałam się w stosunku do Briana. Przecież sama mówiła, że relacji nie buduje się na kłamstwie.

- Nie za zimno ci? - głos Briana wyrywa mnie z zamyślenia. Odwracam głowę i siadam prosto.

- Nie - wbijam wzrok w moje buty i ze zdenerwowania przygryzam wargę. - Powiesz mi, gdzie mnie właściwie zabierasz?

Udało mu się mnie przekonać, abym pojechała z nim w jego sekretne miejsce - szczerze powiedziawszy, zaintrygowała mnie ta nazwa, lecz to był moment kiedy udawałam złą, więc nie dałam po sobie tego poznać.

Wewnętrznie, gdzieś w sercu, nadal cierpię i wakacyjne wydarzenia czasami wracają, lecz są zatarte, już mniej bolą.

Może jest tak, bo zawsze uważałam że człowiek zasługuje na drugą szansę i próbuje wyprzeć to z pamięci.

- To ma być niespodzianka, już zapomniałaś? - uśmiecha się do mnie, więc patrzę na niego. Serce bije mi szybciej.

- Uważaj na drogę- rzucam, czując jak robię się czerwona. Wracam do poprzedniego zajęcia, czyli oglądania widoku za oknem, jak gdyby nigdy nic.

Ale przed oczami nadal mam jego piękna twarz, rozjarzoną w uśmiechu i muszę się powstrzymywać, aby znów na niego nie spojrzeć.

Po dziesięciu minutach, docieramy na miejsce i jest to jakaś polana obtoczona lasem. Może to zwykła polana, ale skąpana w słońcu wygląda pięknie, a kiedy wyostrzam wzrok dostrzegam na niej białe punkciki - to stokrotki. Natychmiast wybiegam z auta i patrzę jak pięknie to wygląda.

- Wow - mówię, szeroko się uśmiechając.

- Nieźle, co? - Brian również wychodzi i nagle cała złość do niego ulatuje, jak za pomocą magicznej różdżki - Chciałem zrobić piknik, ale... no, sama wiesz - odwracam się i widzę jak się śmieje.

Czuje nagłą chęć zbliżenia się do niego, więc nie opieram się i obejmuje go w pasie. Kładę głowę na jego piersi i zamykam oczy. Rozkoszuje się tą chwilą.

Przyciąga mnie do siebie. Po chwili słyszę jak pociąga nosem. Mam ochotę wziąć głowę i na niego spojrzeć, kiedy on mówi:

- Przepraszam, tak bardzo cie przepraszam - mówi przez szloch i umacnia uścisk - Ja naprawdę cię...

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz