XXXVIII. Narty i powroty z przytupem

308 23 151
                                    

Znowu zasztrzeżenie do medii - nie mogłam się powstrzymać :'). Tak, na drugim toja popierdzielam w stroju żyrafy na nartach. I nie, Roger nie ma jeszcze krótkich włosów, ale rozdział mówi sam za siebie.

Victoria

Dwa tygodnie później...

Ferie zimowe, to jest to. Uwielbiam je.

Gorąca czekolada, kupiona przez mamę po zjeździe ze stoku, śnieg, zapach kołaczy i gofrów i to przyjemne zimno.

W tym roku, wybraliśmy się dość dużą ekipą, dlatego musieliśmy wynająć aż cztery górskie domki. Pojechała cała nasza czwórka, wraz z rodzicami i rodzeństwem. Istne szaleństwo, które napawało mnie ogromnym szczęściem .

Alpy w zimę, zamieniają się w wręcz magiczną krainę i wszystko jest pokryte białym puchem, który przyjemnie skrzypi pod nogami i ślicznie mieni się w słońcu. Taki widok skutecznie odciąga mnie od problemów, a mieliśmy zostać tu cały tydzień więc wiedziałam że wrócę wypoczęta i zainspirowana.

Tak się jednak nie stało. A to wszystko przez jednego chłopaka...

- Czekamy tu już jakieś wieki! - Pauline po raz setny patrzy na zegarek.

Stoimy w kolejce na dwuosobowy wyciąg. Paula jest pierwszy raz w życiu, na takim wyjeździe i wybrała jednośladowca, czyli deskę - nauczyła się jazdy po dwóch dniach, ale w przeciwieństwie do nas, nie przywykła do kolejek jakie mogą się szerzyć na stoku.

- Oh, zamknij się już - mówi Susan. Również jeździ na desce, tak samo jak Juliet. Ja jedyna jestem narciarzem.

Ciąża wcale nie przeszkodziła jej w sporcie - a przynajmniej na razie, gdy w pierwszym miesiącu, nie widać jej jeszcze brzucha. Była nawet u lekarza który pozwolił jej na jazdę.

Paula już się nie odzywa, ale widzę złość wymalowaną na jej twarzy. To nawet zabawne kiedy się wścieka, szczególnie z jej wzrostem.

Po jakiś pięciu, maksymalnie dziesięciu minutach, dopycham się do bramek. Niestety, osoba obok mnie nie jest żadną z moich przyjaciółek.

- Widzimy się na górze - mówię do nich, a one tylko kiwają głowami.

Bramki się otwierają i pcham się w stronę nadjężdzających krzesełek. Kiedy się zbliża celuje jedno w nich tak nie fortunnie, że uderzam się w tyłek.

Typowe.

Macham do reszty rodziny przy płocie, oddzielającym karczmę od stoku i uśmiecham się do zdjęcia. Po chwili zamykamy z chłopakiem obok mnie, bramkę która chroni nas przed spadnięciem. Nie widzę jego twarzy czy nawet włosów, bo jest cały zakamuflowany googlami, kaskiem i innymi zimowymi fatałaszkami.

Opieram się łokciem o bramkę i patrzę na rozprzestrzeniający się przede mną widok - na dole ludzie zwinnie pokonują trasę. Jest też kilka takich co dopiero się uczy i co chwilę się wywala, wybuchając przy tym śmiechem.

W tle pełno sosen, pokrytych tysiącem małych, białych punkcików które w jedności, przypominają koc dla drzew. I oczywiście góry.

Znowu biegnę w przyszłość, jak mam to w zwyczaju robić, i wyobrażam sobie że kiedy z Rogerem będziemy już obrzydliwie bogaci, a kasa będzie wylewać nam się uszami, kupimy sobie rezydencję w górach. Będziemy się kochać na tle gór, pić szampana do upadłego w jacuzzi, również z widokiem na góry i lepić tyle bałwanów ile chcemy.

Zabawne, że myślę o seksie z nim, choć robiliśmy to tylko raz. Może dlatego że wtedy było mi tak cudownie i po prostu chcę to zrobić ponownie.

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz