LXV. Pieprz się Winifred

258 19 70
                                    

Victoria

- Historia lubi zataczać koło - wzdycha Juliet - Znów tu jesteśmy...

Odwracam głowę w jej stronę i nasze spojrzenia się krzyżują. Na jej twarzy maluje się zmęczenie, być może nawet brak sił. Nie sądziłam że tak bardzo odbije się to na naszych przyjacielach i że każdy będzie przeżywał to na swój sposób - inni lepiej, inni trochę gorzej.

Wiem że Juliet się martwi i jak każdy, czeka na finał tej sprawy. W powietrzu wciąż wisi pasmo niedpowiedzeń, kłamstw czy wyznań. Wisi nad nami, niczym ubrania na sznurku, skutecznie zaprzątając nasze głowy, napawając nas niepokojem i obawą, smutkiem i złością. Sama nie mogę już tego znieść.

Patrzę na dom Rogera i przygryzam wargę. 

- Zostaniesz w samochodzie? To dla waszego dobra... - spuszczam wzrok na jej brzuch, za który się trzyma. Ma rodzić już w listopadzie, zostały nie całe trzy miesiące, a ona musi się jeszcze tak męczyć.

- Victoria, ja i moje dziecko i tak przeżywamy stanowczo za dużo... - kręci głową.

- Przepraszam... - mówię, choć przypomina to szept. Muszę zamknąć powieki, aby uciec od jej wzroku. Czuję się winna, choć sama nie wiem czy powinnam.

- Victoria, nie masz za co! - czuje wzburzenie w jej głosie - To nie twoja wina i mimo że nie popieram wszystkich twoich decyzji, to chcę żebyś była szczęśliwa - kiedy otwieram oczy, uśmiecha się do mnie. Tak bardzo ją za to kocham.

W końcu wybiera się ze mną i nie pewnie wchodzimy do budynku. Okazuje się że w środku są tylko dziewczyny. Paula siedzi na kanapie, jedząc pizzerinkę i wyraźnie nad czymś dumając. To że je to przereklamowany widok, ale widok jej zamyślenia mnie szokuje. Susan za to chodzi nerwowo po pomieszczeniu, a kiedy nas zauważa staje jak wryta.

- Dziewczyny co się stało? - pytam i pomagam Juliet dojść do kanapy. Pauline dopiero wtedy zauważa naszą obecność, kończąc jedzenie. Patrzę na Susan.

- Te sekskasety... To prawda. Roger zostawił je w domu rodzinnym - marszczę brwi, a ona chyba to zauważa bo mówi - Clare tu zadzwoniła. Po prostu przeglądała kasety i natknęła się na tą... No z sama wiesz czym - wzdryga się i spuszcza wzrok. Po chwili namysłu kontynuuje - Za tym stoi coś więcej, tylko cholera... Nie mam na to sił.

Podchodzę do niej i mocno do siebie tulę. Widząc swoje cierpienie i wściekłość, przeoczyłam moich bliskich. Zachodzili w głowę jak mi pomóc i sami bywali bezradni, tak jak teraz Susan. A ja zachowuje się niedorzecznie - jednego dnia, ryczę w poduszkę, czemu Roger to zrobił, co takiego zawiniłam, a na następny dzień jestem bezwzględną suką. Moje emocje są sprzeczne, jak zadania matematyczne w mojej głowie. 

Jedno jest pewne - być może ktoś uzna mnie za głupią i naiwną dziewuchę, ale muszę przyznać przed samą sobą że kocham Rogera. Ból jaki mi zadał pozostanie na zawsze, ale uczucie do niego jest silniejsze ode mnie. Może naprawdę to naprawi? Przecież wcześniej zdarzały mu się jakieś wpadki i mimo że ta to grube przegięcie i nie wybaczę mu tego do końca życia, ja nie mogę go zostawić. Z całych sił się starałam, cały czas odtrącałam od siebie myśl że jeszcze kiedykolwiek będziemy razem, tymczasem ona wróciła do mnie ze zdwojoną siłą. 

Za te sekskasety, też mu nie wybaczę. Będzie musiał żyć z tą świadomością, do końca świata i jeden dzień dłużej, ale może właśnie wtedy coś się zmieni? 

Nagle słyszymy donośne walenie w drzwi i to ostatnia rzecz jakiej się spodziewamy. Wszystkie spoglądamy w ich stronę ze zdziwionymi minami. Susan posyła mi pytające spojrzenie, ale ja tylko wzruszam ramionami. 

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz