LXVII. Nowa szansa

270 16 58
                                    

Victoria

Budzą mnie ostre promienie słoneczne i po otwarciu oczu, niemal natychmiast je zamykam. Promienie ogrzewają moje odkryte ramiona, ale głównym powodem mojego ciepła wcale nie jest pogoda, czy koc którym w nocy się okryliśmy, a ciało na jakim leżę. Mokre od potu i przesiąknięte zapachem truskawek ciało Rogera. 

Czuję metaliczny smak w ustach i miejscowy ból na języku. Ale nie przeszkadza mi to. 

Przez chwilę sama nie mogę uwierzyć w jakiej sytuacji się właśnie znalazłam i serce bije mi szybciej. Miałam to przemyśleć, miałam podjąć prawidłowe decyzje, MY mieliśmy porozmawiać, tymczasem kochaliśmy się w jego nowiutkim samochodzie, jak gdyby nic się między nami nie stało. Lekko podnoszę głowę i patrzę na jego twarz, skąpną w promieniach poranka, na jego włosy które przyklejają mu się do twarzy, na jego gęstą firankę rzęs i to jak jest z nimi uroczy. Nie mogąc się powstrzymać, przejeżdżam wierzchem dłoni po jego policzku. Przekręca tylko głowę, lecz się nie budzi, ale to dobrze bo kocham patrzeć jak śpi. 

Jestem naiwną dziewczyną. Naprawdę, nie wiem co on ze mną wyprawia, ale to jest bardzo złe. Powinniśmy stopniowo ( a właściwie on ) próbować odbudować naszą relację, a nie rzucać się na siebie przy pierwszej lepszej okazji. To było niedpowiednie, głupie i nieprzemyślane, a mimo to tego nie żałuję. To chyba źle, skoro wciąż czuję ból tego co zrobił i jeszcze go nie przyswoiłam oraz tego że jego pierwsze dziecko, będzie miało inną matkę niż ja. 

Nie przyswoiłam do wiadomości że jednak chcę z nim być, że jednak go kocham. Czasami szczerze się nienawidzę za to, że potrafię namieszać innym w głowach, bo nie umiem podjąć jednej, konkretnej decyzji. 

Kładę z powrotem głowę na jego piersi i czuję oraz słyszę bicie jego serca. Puka w równomiernym tempie, spokojnie a ja zaczynam się zastanwiać nad tym czy to właśnie ono sprawia że się zakochujemy.

No dobra, może bije szybciej kiedy widzimy osobę którą bardzo kochamy, dla której zrobilibyśmy wszystko ale czy to właśnie ono jest odpowiedzialne za nasze zakochanie? Przecież oczami widzimy naszą ukochaną osobę, to w głowie rodzi się to słowo "Kocham cię" albo "Podobasz mi się" i to ustami je wypowiadamy. Ustami możemy doprowadzić naszą ukochaną osobę do szaleństwa, fizycznym kontaktem i robimy to za pomocą mózgu. To w umyśle przeżywamy katusze, kiedy ukochana osoba nas zrani, to umysłem stwierdzamy czy z nią będziemy, czy nie. Serce tylko na takie rzeczy reaguje, ale chyba nic więcej...

Nagle słyszę cichy pomruk, więc ponownie podnoszę głowę i widzę jak Rog się przebudza. Mruży oczy i biorąc dłoń z moich pleców, przeciera twarz.

- Dzień dobry śpiący królewiczu - mówię, a on patrzy na mnie, prawie że zaskoczony. Po chwili jednak szeroko się uśmiecha, a potem kładzie mi palec na ustach.

- Ciii, jeśli nie zauważymy poranka, to może sobie pójdzie - szczerzy zęby, muskając palcem moje wargi. Przechodzi mnie znajomy dreszcz. 

- No ta - śmieje się - Fajnie by było... - po krótkiej chwili poważnieje - Ale nasz wybryk już nie...

- Co masz na myśli? - kładzie ręke pod głowę, a ja nerwowo przygryzam wargę. Odwracam wzrok.

- Tą noc, Roger. To było nieodpowiednie... 

- Kettle - używa naszego pseudonimu, ściagając tym samym moją uwagę - Może i było, ale nie żałuję ani jednej pieprzonej sekundy tego, co się stało... Tęskniłem za tobą i... - chwilowo przerywa - Ty chyba za mną też...

Nie chcę mu dawać tej satysfakacji i mu przytakiwać, ale czyta ze mnie jak z otwartej księgi, nie mam więc gdzie uciekać. Przewracam oczami i moja głowa znów opada.

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz