Victoria
Ten dzień zapowiadał się cudownie. Ale zapowiadał, ma się nijak do słowa " był taki".
Przez wysokie szyby, wpadało poranne słońce, które otualało nas swoim ciepłem. Chociaż ciepła nam chyba wystarczało.
Leżałam połową swojego nagiego ciała, na torsie Rogera i bawiłam się jego włosami, odpoczywając po upojnej nocy. Na samą myśl, mam chmarę motyli w brzuchu.
Co prawda, powinniśmy już dawno wstać bo Roger wspomniał o tym, że na piętnastą jest przyjęcie u Freddiego i Mary, ale nie mogliśmy się od siebie oderwać.
Przeleżeliśmy jeszcze godzinę, po czym Roger wstał i zostawił mnie samą w łóżku. Mruknęłam z niezadowlenia, chowając twarz w poduszkach i rozwalając się na całej wolnej przesztrzeni.
Poczułam że jeśli zaraz nie wstanę, to ogarnie mnie zmęczenie i ponownie zasnę. Dlatego powoli dźwigłam się na rękach i nadal z zamkniętymi oczami, usiadłam na łóżku, zakrywając się pościelą.
- Śpiochu - mruknął Roger. Czułam że jest blisko, więc otworzyłam oczy. Założył tylko jeansowe spodnie trzy-czwarte i trzymał ręce z tyłu.
- Ja - uśmiechnęłam się do niego.
Nie wiedziałam co knuje, bo stał i głupio się na mnie patrzył. Już chciałam spytać co tam chowa, lecz wtedy uklęknął na jedno kolano, a mnie odebrało mowę. Otworzyłam usta i czekałam na dalszy tok wydarzeń.
- Victorio Magdhaleno Lucy Cross - mówił to z takim przekonaniem i swoim łobuzerskim uśmiechem, że miałam wrażenie że szczęka opadnie mi z zawiasów. Ledwo co powstrzymywałam łzy szcześcia, zauważając jak dużo ostatnio ich wylewam - Wiem że byłem dupkiem i na twoim miejscu odrzuciłbym tą propozycję - kręci głową ze śmiechem - Ale... - patrzy mi w oczy i pokazuje mi pudełko, które otwiera. Jest tam pierścionek.
Zakrywam usta dłońmi, a z mojego gardła wydaje się pisk.
- Uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa, więc pokiwałam tylko głową na znak że się zgadzam. On widząc to, szeroko się uśmiechnął.
Wyjął pierścionek i zapytał:
- Ma zostać w pudełeczku?
Natychmiast wystawiłam prawą ręke, a on wsunął mi pierścionek na palec wskazujący. Podniosłam ręke, przygladając się mu, skąpanemu w słońcu. Ręka mi się trzęsła.
Nie mogłam w to uwierzyć, kiedy zobaczyłam że jest w dokładnie takim samym kształcie co Susan i Juliet, i mieni się w moim ukochanej zieleni.
Rzuciłam się na Rogera i natychmiast go pocałowałam, obejmując jego szyję.
- Udusisz mnie! - zaczął się śmiać.
- Kocham cię - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
- Ja ciebie też skarbie - oddał mi szybki pocałunek - Co powiesz na zaręczynowe śniadanie?
- Wrzucę coś na siebie i widzimy się na dole.
- Po co? Jesteś taka piękna bez jakiś ciuchów - sięgnęłam po poduszkę i zdzieliłam mu ją w twarz - No co? To prawda!
Ubrałam się w spódnico-spodenki - sukienki niestety nie posiadam* - czarne rajstopy, oliwkowy podkoszulek i skórzaną kurtkę w kolorze butelkowej zieleni.
Musiałam ładnie wyglądać, w tak wyjątkowym dniu.
Nadal myślałam że śnię i że jak się obudzę, to wszystko okaże się fikcją. Idealną bajką, wykreowaną przez moją głowę. Dla pewności wystawiłam dłoń i popatrzyłam na pierścionek. Zamknęłam na chwilę oczy, lecz kiedy je otworzyłam on nadal lśnił na moim palcu. Uśmiechnęłam się tak szeroko, że miałam wrażenie że pękają mi policzki.
CZYTASZ
☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸
FanfictionVictoria to zwyczajna siedemnastolenia dziewczyna żyjąca w późnych latach siedemdziesiątych w Londynie. Uważa swoje życie za niemal perfekcyjne - kochająca rodzina, chłopak, trzy najlepsze przyjaciółki z dzieciństwa i wielka pasja do pisania. Za dni...