𝒳ℒ𝒱ℐℐ. 𝒲ℯ 𝒲𝒾𝓁𝓁 ℛℴ𝒸𝓀 𝒴ℴ𝓊

338 20 173
                                    

Victoria

Nikt nie był przygotowany na to co się stało, więc zanim pozwolili nam wejść zobaczyć Susan z dziećmi, popędziliśmy z Rogerem kupić najpotrzebniejsze rzeczy na przykład butelki, pieluchy czy jakieś olejki.

Prawie całą drogę milczeliśmy i nie wiem czy potrafilibyśmy normalnie rozmawiać po tym wszystkim co się stało - w domu udawaliśmy że wszystko jest w porządku i uważaliśmy minione wydarzenia za czysty przypadek. Przypadek że Susan i Brian znaleźli się razem z nami na drugim końcu świata oraz że cała nasza czwórka kłamała jak z nut. Nie, to nie jest w porządku.

Ale to chyba nic w porównaniu z tym co stało się nie całą godzinę temu. Susan wielokrotnie mówiła nam że nie znają płci dziecka, ale wiedzą że jest jedno, jeden chłopiec lub dziewczynka.

Lekarzowi chyba coś się pomyliło.

- Ej, Tori - Roger nie spuszcza wzroku z drogi, kładąc mi dłoń na nodze - Co my byśmy zrobili w takiej sytuacji?

- Jakiej?

- No, bliźniaków.

Zbija mnie tym pytaniem z tropu.

- No jak to co? - patrzę na niego zdumiona - Od razu byłoby rodzeństwo i...

- Czekaj - przerywa mi i rzuca mi zdumione spojrzenie - Chcesz dwójkę dzieci?

- Chyba sam wiesz że rodzeństwo to skarb. Tak poza tym z tym twoim "bogactwem" jedno dziecko byłoby w cholerę rozpieszczone.

Wzdycha ciężko.

- Myślałem że będziemy mieli jedno...

- Aż tak bardzo ci to przeszkadza?

- Może źle to ująłem... Ja po prostu się boję. 

- Roger, na razie nie masz czego. Biorę przecież tabletki - całuje go w policzek - Mamy jeszcze czas. I to pełno czasu.

- Mów za siebie Victoria, mam już dwadzieścia pięć lat - burka i jego ciało się spina.

- Ale nie jesteś stary! - syczę - Daj mi skończyć chociaż dwadzieścia lat.

Komepletnie nie rozumiem jego zachowania i wydaje mi się że zmienia zdanie jak rękawiczki, a do tego wścieka się jak jakaś laska z okresem. Czemu w ogóle zaczął ten temat, a potem ma pretensje do całego świata włącznie ze mną?

- Już jesteśmy -jego głos jest lodowaty i czuje jak przechodzi mnie dreszcz. Parkuje pod dużym marketem i bez słowa wychodzi z auta. 

Susan

Nie wiem czy kiedykolwiek czułam tak wiele emocji i odczuć, niż podczas porodu.

Wkuwiałam się, przeklinałam i krzyczałam na całe gardło, a ból był tak ogromny że myślałam że lada moement, a padnę na tym łóżku.

Odczułam ulgę kiedy lekarz z uśmiechem stwierdził że to chłopiec i nawet sama się uśmiechnęłam. Ale była to chwilowa ulga, bo nadal czułam się pełna i już po chwili znów poczułam skurcz. Musiałam zacisnąć dłonie na pościeli, a kiedy lekarka krzyknęła że to bliźniaki, znów krzyknęłam - tym razem ze wściekłości. Sądziłam że tego nie przeżyje i w pewnym momencie korciło mnie, aby poprosić lekarzy o kartkę i długopis abym mogła spisać testament. 

Ale jednak żyję.

Po wszystkim zemdlałam, a kiedy się obudziłam, byłam już czysta, w czystej koszuli i leże teraz w sali poporodowej z jakąś babką, która dostała już dziecko i wręcz płacze na jego widok.

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz