XIX. Czas się pożegnać - część pierwsza

369 26 146
                                    

Roger

Nie wiem która była godzina, ale słońce było jeszcze na niebie, a ja już byłem pijany.

Wielu rzeczy nawet nie pamiętam, lecz gdzieś w połowie imprezy, zaczepiła mnie Victoria. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Jej włosy były jaśniejsze niż zwykle, ale pomyślałem że to przez słońce które od kilku dni nie miłosiernie piecze lub słabe oświetlenie w stodole.

- Victor..ia - wybełkotałem, po czym złapałem ją w pasie.

Nie musiałem długo czekać i to ona pierwsza wpiła się w moje usta. Jednak od pierwszej chwili pocałunku, poczułem że coś jest nie tak.

Jej usta były przeszyte lodem, tak zimne że aż się wzdrygnęłam. Jej dłonie które miała przy mojej twarzy, były dziwnie ciepłe chociaż zawsze miała je przyjemnie zimne, a dodatkowo czułem że nie ma tych krągłości które zawsze czuje kiedy przytula się do mojej piersi. No i była tak cholernie niska.

To nie była Victoria, to nie była ona.

- Ty... - wskazuje na dziewczynę przede mną- Ty nie jesteś Victoria - ledwo to wymawiam i lekko zataczam się do tyłu. Jestem tak zalany. - Victoria, nie ma... takkk ... simnych ust ani... tak ciepłych... rąk - śmieje się, sam nie wiem z czego - i nie jest taka płaska - dodaje niepotrzebnie.

Nadal dochodzi to do mnie jak przez mgłę. Nadal nie ogarniam, ale chyba właśnie zdradziłem Victorię.

Kurwa.

Ktoś nagle wpada do stodoły, ale mało mnie to obchodzi bo chwiejnym krokiem podchodzę do belek siana i wręcz upadam obok nich. Czuję się okropnie, fizycznie i psychicznie i chciałabym aby to wszystko okazało się fikcją.

Ukrywam twarz w dłoniach i płacze.

Veronica

Siedzę na fotelu, kurczowo zaciskając dłonie na jego oparciach.

- Kiedy mnie wypuścicie? - pytam, patrząc na palącego Paula. Zapach tytoniu uderza do mojego nosa tak bardzo, że kicham.

- Nie wiem - bąka, zaciągając się papierosem - Dopóki cię nie znajdą czy co tam - gdy spogląda w moje oczy, mam ochotę zwymiotować.

Przeraża mnie to, że muszę siedzieć z tym człowiekiem w jednym pokoju. Mimo że zadeklarował że mnie nie skrzywdzi, samo jego spojrzenie jest zabójcze. W duchu błagam moją siostrę, dziewczyny i chłopaków, aby zauważyli że mnie nie ma. Jak najszybciej.

Proszę również o to żeby choć trójka z nich była trzeźwa - domyślam się że będzie to Tori, Juliet i John. Nie wiem jak z resztą.

- Muszę mieć pewność że nic nie powiesz - parska.

Paul jest tak wielkim idiotą, że aż boli mnie mózg.

Zaciągnął mnie do domu techników, nagadał dziwnych rzeczy, gróźb czy propozycji, a teraz chcę, żebym zapewniła mu alibi, myśląc że nic nie powiem.

Paul wpadł do pokoju muzycznego wraz z jakimś jego fagasem i obaj przekazali mi informację że Freddie wyszedł z imprezy i udał się do nich, po czym powiedział że ma mi coś do przekazania. A ja głupia poszłam z nimi, choć już przed wyjazdem mówili mi żebym nie ufała temu " Zawszawianemu, fałszywemu typkowi" zwanemu również Paulem Prenterem.

- Mam nadzieję że wpłata ci odpowiada i pamiętaj że jeśli piśniesz słówko, znjadę cię - wskazuje na mnie palcem.

Może bym się bała, ale wiem że nic nie może mi zrobić. Dodatkowo moja siostra, nauczyła mnie jak radzić sobie ze stresem w takich sytuacjach. Dała mi również krótki kurs samoobrony, a mama kupiła mi gaz pieprzowy. Można powiedzieć że moja rodzina dobrze przygotowuje mnie na takich debili jak Paul. 

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz