XLIII. Somebody To Love - część druga

368 21 176
                                    

Do góry moja piękna przyjaciółka Julia, czyli Juliet - abyście lepiej wyobrazili sobie ją w stylizacji.

Ps. Komuś przeszkadza że wstawiam zdjęcia bohaterek czasami, zamiast Queen?😆

Freddie

Kiedy zobaczyłem człowieka który wszedł do studia, krew momentalnie odpłynęła mi z twarzy. Miałem nadzieje go już więcej nie spotkać. Nie po tym co zrobił mi i Roni.

- Paul? - wstaje i obrzucam go gniewnym spojrzeniem.

Jego wiecznie zapadnięte oczy wyglądają jeszcze gorzej, gdy są pod nimi wory wielkości jego ego. Cuchnie od niego marychą, ma niechlujne ubranie, a jego wąs jest nierówno przycięty. W skrócie - od naszego ostatniego widzenia, zmienił się w jeszcze większego menela.

- Freddie, tak się cieszę że cię widzę - mówi i wyciąga ręce do uścisku, ja jednak szybko go odpycham.

- Czego chcesz? - warczę.

- Fred... - zaczyna.

- Nie nazywaj mnie tak.

- Freddie - poprawia się - Czy nie sądzisz, że nie byłoby nam cudownie? - zatacza się do tyłu i jest wyraźnie naćpany. I pomyśleć że chciał mnie w to wciągnąć... - Tylko ty i ja, twój solowy album - wzdycha, zamykając oczy.

- Dobra, koniec teatrów. Wypad - Roger wstaje i ostentacyjnie wskazuje na drzwi.

- Może Fred coś powie? - śmieje się Paul.

- Ja ci powiem to samo, wypad stąd i znikaj z mojego życia kanalio - czuje jak wzbiera się we mnie złość.

Nie wiem jakim prawem tu przebywa i czego tu chce, ale lepiej żeby szybko się stąd wynosił bo inaczej mu przywale.

- Wrócisz do mnie. Obiecuje ci to - niby groźnie wymachuje palcem, po czym łaskawie wychodzi, mijając się z dziewczynami.

- Czego ten barani łeb tu chciał? - warczy Pauline.

- Kurwa! - krzyczę i walę w pobliską ścianę.

- Freddie - słyszę melodyjny i gładki głos mojej narzeczonej, co sprawia że moje nerwy nagle odpływają. Odwracam się i widzę jak uśmiecha się z nosidełkiem w ręku.

Myśli o Paulu i wspomnienia jakie wróciły do mnie, wraz z zobaczeniem jego fałszywej twarzy - jego pocałunek, przekonywania że sam mógłbym odnieść większy sukces, to co nagadał Veronice - ulatują tak szybko, jak się pojawiły.

- Cześć kochanie - całuje ją w usta i schylam się do naszego maleństwa, małej Sonyi, usłanej w krainie snu.

Patrzę na jej niewinną buźkę, poruszające się rączki i zauważam, jak wolna od problemów jest. Nie musi podejmować żadnych decyzji, do szczęścia potrzebne jej tylko miłość, jedzenie, przewijanie i sen. O nic nie musi się starać, nic nie musi mówić.

Ale kiedyś się to zmieni. Na swojej życiowej drodze, może spotkać wielu złych ludzi, takich jak Paul, którzy mogą spróbować skutecznie zniszczyć jej życie, jej drogę do jakiegoś celu i teraz zauważam jaki ciężar odpowiedzialności na mnie spadł. Muszę chronić moje dziecko od zła tego świata, zapewnić jej bezpieczeństwo i sprawić, żeby była najszczęśliwszą osóbką na świecie. No i miała gadane, zupełnie jak tatuś.

- Kochani - mówi nagle Juliet. Patrzę w jej stronę i widzę jak z Johnem trzymają się za ręce - Pobieramy się.

Juliet

Trzy tygodnie później...

Na samą myśl o ślubie, dostaje palpitacji serca, białej gorączki i duszności zarazem. Boje się że coś pójdzie nie tak, że gdy tata będzie prowadzić mnie do ołtarza, nagle się potknę, albo zemdleje z wrażenia, a wtedy nici ze ślubu.

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz