XXXVI. Zimne usta

332 26 163
                                    

Zdjęcie do góry jest z sylwestra ( o ile się nie mylę) 2018-2019 i jestem tam ja, z prawdziwą Paulą która serio dałaby sie pokroić za jedzenie :') Wybaczcie, musiałam wstawić tą fotę. 

Pauline

- Ty kanalio jedna! - bez ostrzeżenia wbiegam do pokoju, rzucając się na łóżko. Odciągam go od Victorii i bez żadnych pohamowań, walę go pięściami po twarzy.

Nie ma chwili na jakąkolwiek reakcję, a ja z każdą chwilą uderzam coraz mocniej.

- Paula! - słyszę z tyłu krzyk Susan, ale jestem jak w amoku. Nie mogę i nie chcę przestać.

Nagle silne ręce łapią mnie w pasie i skutecznie odciągają od Noah, którego zaczęłam właśnie nie nawidzić.

- Puść mnie! - wrzeszczę i zaciskam dłonie na przedramieniach chłopaka.

To chyba Jack, bo widzę na nich tatuaże. 

Naraz zauważam krew na moich kłykciach. Jest jej za mało, zdecydowanie za mało....

Odpuszczam, starając się uspokoić oddech i spoglądam na Susan, która pomaga ubrać się Victorii.

- I'm inn lofee with my carr? - bełkocze Tori, siadając na łożku. Susan zapina jej koszulę, jak małemu dziecku - Śpiewamy? The machinnnne of... of the dream! - wręcz ryczy, na co Susan się krzywi. Chyba z bólu.

- To nie alkohol - stwierdza rzeczowo Jack, kiedy rozlega się dźwięk telefonu. Rzucam się na słuchawkę.

- Halo? - ledwo to mówię, a słyszę krzyk po drugiej stronie:

- CO TAM SIĘ ODPIERDALA PAULA?! GDZIE JEST TORI? - krzyczy Roger, tak głośno że mam wrażenie że swoim głosem zrobi dziurę w mojej słuchawce, a przy okazji wypluje płuca.

- Kurwa, nie drzyj tak tej kopary - słyszę stłumiony głos Freddiego.

- Wszystko mamy już pod kontrolą - zapewniam.

- To Rogerrr?! - spoglądam na Victorię i jej rozszerzone źrenicę - Ja goo chceeeee! 

- Nikogo nie będziesz chciała, jedziemy do szpitala - mówi Susan i z Jackiem pomagają jej wstać.

- Jaki szpital?!

- Uspokój się - spogladam na Noah. Leży nieprzytomny, już dobre pięć minut - Jakiś typ dosypał jej czegoś do drinka i...

- Gdzie jest, kurwa, mój paszport?! Lecę do Angli! - znowu krzyczy, przez co moje wcześniej storturowane ucho, cierpi jeszcze bardziej.

- Pojebało cię? Siedź na miejscu, my wszystko załatwimy - mówię do niego ostro. Rozłączam się.

- Co się stało?! - do pokoju wbiega Juliet. Za nią wchodzi Viktoria.

- Jedziemy do szpitala - mówię.

- Ale po co? - pyta nerwowo, patrząc na łóżko - I kto mu to zrobił?

- Mmmm.. Spital, mój Rogerr jest po medycynie... - Victoria zamyka oczy i kołyszę głową, z uśmiechem. Susan musi ją podtrzymywać.

- Obiłam mu mordę! Ten dupek dał jej jakieś gówno, sama chyba widzisz - wskazuje na naszą przyjaciółkę.

- To nie gówno,po jej zachowaniu myślę że to pigułka gwałtu - mówi Jack i spogląda na mnie. Mimo zaistniałej sytuacji, odwzajemniam jego spojrzenie z figlarnym uśmiechem.

Być może jestem dla innych straszną suką, wykorzystując tak chłopaków, ale nic nie poradze na to, że oddają mi się w całości, obsypują prezentami i oczywiście jedzeniem, sprawiając tym sposobem moją idyllę. Nie wiem czy ktokolwiek i kiedykolwiek, zmieni moje myślenie.

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz