𝒳ℒℐ𝒳. 𝒦ℯ𝓉𝓉𝓁ℯ 𝒾 ℬ𝓊𝒷𝒷𝓁ℯ

263 22 54
                                    

Victoria

Rok wcześniej...

Los Angeles 

- Nakupiłaś tego tyle, że myślałem że siatki pękną w szwach - komentuje Roger, odkładając siatkę i powala się na łóżko. Ja sięgam po jedną z pamiątek, którą zakupiłam.

To notes z napisem Los Angeles, w kolorach zachodu słońca. Roger stwierdził, że na pewno kupiłam go do notatek pisarskich, ale bardzo się myli. Zamierzam razem z nim wykorzystać ten notes i sama idea tego pomysłu jest co najmniej poruszająca.

Kładę się obok niego, na brzuchu i chwilę przyglądam się zeszytowi, po czym sięgam po pióro na szafce nocnej. 

- Co robisz? - pyta, odwracając się na brzuch.

- Zobaczysz - uśmiecham się podstępnie, po czym otwieram notes na pierwszej stronie - Ale teraz nie patrz - przekręcam jego głowę w drugą stronę, na co on jęczy i kładzie się na bok. Śmieje się.

Pisząc krótki tekst, jak zwykle rozkoszuje się tym, jak tusz gładko jedzie po papierze i przeistacza się w słowa. To niby taka zwykła czynność, a zarazem tak ekstycująca. 

Przysuwam notes do Rogera, gdy mam pewność że tusz odpowiednio wysechł, po czym mówię:

- Możesz zobaczyć.

Ponownie przerwaca się na brzuch i zanim odczytuje słowa, badawczo mi się przygląda.

- Co ty kombinujesz? - a potem spogląda na stronę notesu.

Wcale nie jesteś tak przystojny jak ci się wydaje, Bubble. No i przydałaby ci się nowe okulary.

- Tori, to wstęp do jakiejś książki? Bo nic z tego nie rozumiem - marszczy brwi, a ja wybucham śmiechem.

- Nie - wstaje i siadam po turecku. Łapię go za ręke i rozkoszuje się ciepłem, jakie przeze mnie przepływa - To o tobie.

- Co? - wstaje jak poprzony i przyjmuje moją pozycję - Chyba żartujesz?! 

- Uspokój się - jego nerwy, przyprawiają mnie o kolejne saldy śmiechu - To tylko żarcik. Wymyśliłam kilka dni temu, że kupię tu jakiś notes i będziemy tu sobie pisać takie teksty w różnych sytuacjach, na przykład przed waszymi trasami. I nie zawsze bedą one miłe, jeśli ciągle miałby być to pochwały to zaczęlibyśmy pompować sobie nasz ego - znów się śmieje, widząc jego zdumioną minę - To jest akurat prześmiewcze, sam rozmumiesz? 

- Prześmiewcze mówisz? - unosi brwi i robi ten łobuzerski uśmiech, który zawsze doprowadza moje myśli do szleństwa. Nie są już tak logiczne, są raczej niesforne i tym razem muszę z nimi walczyć. Wzdycham, kiedy on odwraca się ode mnie i bazgrze coś w notesie.

- W takim razie masz - po krótkiej chwili, daje mi zeszyt i znów posyła mi ten uśmiech. 

Słuchaj Kettle, nie bedę czytał steku bzdur które piszesz. Widzę że mi zazdrościsz, a twoje książki są do dupy. PS. Bańka? Sugerujesz że jestem gruby, kochanie?

- Czajnik?! - krzyczę i tym razem to on śmieje się ze mnie - Czemu czajnik?

- Może pierwsza odpowiesz na moje pytanie?

- Oh Bubble, bo jesteś taki uroczy! - tarmoszę jego okrągłe policzki, na co się krzywi.

- Nazwałem cię czajnikiem, bo zawsze jak myjesz się w lodowatej wodzie, to wydajesz okrzyki i piski, zupełnie jak czajnik.

Wybucham śmiechem tak ogromnym, że muszę się złapać za brzuch, który mnie od niego boli. Muszę być cała czerwona.

- Ej, Kettle! - łapie mnie nagle za oba nadgarstki i powala na łóżko. Pochyla się nade mną.

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz