XXV. Chcę poznać twoich rodziców

347 26 109
                                    

Victoria

Dwa dni wcześniej...

Pójście do restauracji z Rogerem, nie było dobrym pomysłem.

Po pierwsze - czułam się jakby wszyscy ludzie wokół nas, byli jakimiś pieprzonymi paparazzi. Wszyscy wlepiali w nas ciekawskie spojrzenia lub szeptali na nasz temat. Gdzieś usłyszałam nawet " To ten perkusista, ten od Bohemian Rhapsody".

Po drugie, kilka osób nawet do nas podeszło! W większości przypadków były to dziewczyny, które piszczały na widok mojego chłopaka  i zachwycały się jego złotymi włosami i niesamowitymi oczami.

Mam okres, więc wkurzyło mnie to podwójnie - obrzucałam je tylko wściekłymi spojrzeniami, zjadając się swoim chińskim makaronem i przeklinając w duchu kiedy na mnie spojrzały.

" Tak suki, to ja siedzę na przeciwko tego przystojniaka i zajadam z nim obiad. Tylko ja mogę dotknąć tych aksamitnych włosów i spoglądać w jego oczy. A teraz wypad"

Moja złość była właściwie nieuzasadniona - wściekałam się na to że mój mężczyzna jest rozpoznawalny i odnosi sukcesy wraz z przyjaciółmi? Muszę przyznać, że w tamtym momencie zazdrość wzieła górę, tym bardziej że Rogerowi nie przeszkadzały komplementy czy pochwały. Wiem że uwielbia być w centrum uwagi, ale mógł pomyśleć, kto siedzi na przeciwko niego.

Z drugiej strony, schlebiał mi fakt że pokazuje się ze mną na mieście i przyznaje się do naszego związku. Gorzej jeśli złapie nas jakieś paparazzi i zaczną plotkować lub stwarzać jakieś historie z kosmosu.

Co do domu, który chcę kupić Roger -jest piękny. Mieści się na obrzeżach Londynu, jest z wielkimi oknami i widokiem na panoramę miasta. Ma również ogródek, gdzie znajduję się basen a sam budynek jest wzniesiony na wzgórzu i ma biały kolor z ciemnym dachem. Znajduje się nieopodal studia co jest cudownym faktem.

Jakoś przeżyliśmy obiad, po czym postanowiliśmy pojechać do mieszkania Rogera, które już za niedługo miało trafić z powrotem w ręce najemców.

Roger kupił wino, które miło sączyliśmy leżąc wtuleni na kanapie i wsłuchując się w dźwięki muzyki. Lubiłam takie momenty, kiedy byliśmy razem i nic nie robiliśmy i po prostu byliśmy w swoich objęciach, przy dobrym napoju i muzyce.

Jednak pewien temat nie dawał mi spokoju od kilku tygodni i musiałam go poruszyć.

- Roger? - pytam i odwracam się, żeby spojrzeć mu w oczy.

- Hmmm? - mruczy głaszcząc mnie po włosach i unosząc kieliszek do ust.

- Kiedy poznam twoich rodziców?

To pytanie tak go zaskakuje, że krztusi się winem. Kiedy odkłada kieliszek, klepię go po plecach i po krótkiej chwili dochodzi do siebie. Patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

- Moich rodziców? 

- Tak - łapię go za ręke.

On prostuje się i wbija wzrok w nieokreślony punkt przed sobą.

- To nie jest dobry pomysł...

- Ale czemu? - jestem zawiedziona jego odpowiedzią. 

- Nie wiesz jacy są moi rodzice. Oni nie są tak uprzejmi i wyrozumiali jak twoi... Oni uważają się za jakąś cholerną szlachtę...

- Wstydzisz się mnie?

- Co? - patrzy na mnie zaskoczony - Nie skarbie - odwraca się do mnie i drugą reką, nakrywa nasze dłonie.

- To twoi rodzice Roger, nie uważasz że powinnam ich poznać? Nawet jeśli są tacy straszni jak opisujesz...

- Straszni? Oni się zachowują jakby mieli kija w dupie! - wstaje i zaczyna chodzić po pokoju. Po chwili przystaje i mówi - Chodzi o to że... Oni oceniają ludzi już po samym wyglądzie. Jeśli ktoś ma ubrania z lumpeksu, to od razu musi być biedakiem i brudasem...

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz