XVIII. Podróż życia - część pierwsza

297 28 54
                                    

Juliet

Zaręczyny zakończyły się wielką imprezą w domu Susan. Szampan lał się litrami, popękało połowę balonów z helem, a słone przekąski były wszędzie- praktycznie wszyscy byli pijani, nawet rodzice Susan i nie wpłynęło to dobrze na stan domu.

Lecz nawet rano, mimo że wszyscy byli z kacem i sprzątanie zajęło nam prawie godzinę, każdy miał banana na twarzy.

Jestem jednak w szoku że Brian zrobił tak odważny krok i oświadczył się mojej przyjaciółce w gronie tak naprawdę obcych osób- oprócz nas oczywiście.

John postanowił ze jeśli zajdzie taka potrzeba, przyjedzie do Londynu aby wesprzeć Veronice. Termin wypada co prawda akurat wtedy, kiedy chłopcy będą mieli przerwę, jednak ciąża nie jest tak łatwa, jakby mogło się wydawać. Mam tak cudownego mężczyznę...

Zgłosiłam się do zadania, aby sprawdzać co u niej co tydzień- to dla mnie nie problem, tym bardziej że jest wspaniałą koleżanką na pogaduchy przy herbacie.

Ułatwiłyśmy sobie również życie i w końcu przeniosłyśmy się do akademika, który jest zaraz obok naszej uczelni.

Niestety od naszych domów droga na uczelnię, zajmuje pół godzinki i nie jest to fajne kiedy mamy zajęcia na siódmą dziesięć i musimy wstawać o piątej, aby odpowiednio się wyszykować.

Teraz się to zmieni, a moi rodzice w końcu zaznają spokoju - mój brat, już od dwóch lat mieszka w akademiku, a ja idę tam teraz więc chata należy już całkowicie do rodziców. Chyba że wpadniemy z niespodziewaną wizytą.

Chłopcy zaczęli już trasę na poważnie, przed tym jednak nagrali teledysk do Bohemian Rhapsody, który przed ich wyjazdem został wyemitowany w Top Of The Pops. Nie byli chętni na kolejny występ z playbacku, bo profesjonaliści go nie potrzebują, lecz na wideo promujące ich dzieło oczywiście tak.

Poszło na to mnóstwo pieniędzy, ale to nie równało się z efektami pracy.

Ich cztery głowy, śpiewające teskt piosenki, a potem pojedyncze partie z efektami specjalnymi, przyprawiają mnie o przyjemne ciarki i jestem pod ogromnym wrażeniem.

Obecnie siedzimy na naszej pierwszej lekcji z wzornnictwa i jak zwykle uważnie zapisuje notatki. Uważam że pierwsze wrażenie jest ważne, potem można ewentualnie się obijać.

Susan nie robi nic innego, jak przyglądanie się swojemu pierścionkowi - jest złoty z fioletowym diamentem w elpipsie i Brian wyznał nam, że wydał na niego fortunę.

Pauline agresywnie marzę ołówkiem po kartce, aby uzyskać dobry efekt na rysunku, jednak widzę na niej małe pęknięcia i wiem że zaraz zrobi w niej dziurę. Uśmiecham się i postanawiam nic jej nie mówić.

Victoria tak jak ja robi notatki i przysłuchuje się słowom Profesorki Bunch.

Gdy patrzę na nie wszytkie, widzę wiele lat wspomnień. Tyle budzi się we mnie scen, widzę przed oczami małą zagubioną Victorie, w pierwszej klasie podstawówki i towarzyszącą jej żywą jak piorun Susan. Potem widzę Pauline i Tori, wracające z pucharem dla naszej szkoły, jeszcze potem widzę mnie i Susan, słuchające po kryjomu muzyki na lekcji.

A teraz widzę nas wszystkie. Widzę silne dziewczyny, które pokonały wszytkie sztormy i przeciwności losu, które się nie złamały. Które z małych dziewczynek, zmieniły się w prawdziwe kobiety.

- Co? - pyta cicho Victoria, kiedy zauważa że na nie spoglądam.

- Nic. Tylko patrzę jak piękne mam przyjaciółki- szeroko się uśmiecham.

Victoria
Miesiąc później...

Grudzień miał być wspaniały- cały mikołajkowy weekend spędziłam w domu i kontynuowaliśmy tradycje prezentów w butach. Piekliśmy ciasto, wychodziliśmy na spacery.

Mój kontakt z Rogerem był wspaniały- codziennie rano dzwonił aby powiedzieć mi że jestem piękna i że życzy mi miłego dnia, a wieczorem - jeśli miał czas - gadaliśmy dłużej i zawsze mówił mi że życzy mi miłych snów i że bardzo mnie kocha.

Oczywiście ogladałyśmy każdy koncert, jak zagorzałe fanki, zupełnie jak kilka lat temu. Chłopaki dawali czadu i czasem zrywałyśmy się z zajęć, aby obejrzeć ich występ - ah, te strefy czasowe.

Zazdrościłam tym wszystkim dziewczynom przed sceną.

Jednak nasza dzisiejsza rozmowa telefoniczna, nie należała to tych przyjemnych.

- Wszystko okej? - szykuje się do snu i poprawiam sobie poduszki oraz odkładam książki na szafkę nocną.

Roger już od kilku minut, jest jakiś niespokojny i ton jego głosu, jest co najmniej smutny.

- Co? - ziewa - Po prostu jestem zmęczony kochanie- znowu ten smutny ton. To nie zmęczenie.

- Roger co się dzieje? - siadam prosto.

Paula patrzy niespokojnie w moją stronę z piętrowego łóżka.

Nasz pokój akademicki jest naprawdę duży - jest w kształcie prostokąta i przy ścianie po lewej, znajduje się ogromne i porządne łóżko piętrowe, pod którym jest biurko i wszytkie graty Pauline.

Zaraz obok, przy przeciwległej ścianie, jest duża komoda, a obok niej moje łóżko, nazywane również " małżeńskim" - całe dla mnie. Na przeciwko pod prawą ścianą jest moje biurko oraz regał na książki. Na przeciwko mojego łóżka znajduje się telewizor, a ściana jest pokryta naszymi osiągnięciami- medale, dyplomy, wyróżnienia  i dużo ważnych zdjęć.

Wszędzie jest mało uroczych żarówek-lampek, które tworzą niesamowity nastrój i które działają na mnie wręcz kojąco.

Dziś jednak, ani trochę mnie nie uspokajają.

- Skarbie, my... My nie wrócimy na święta.. Ani na wasze urodziny z Juliet - mówi w końcu.

Jestem w ciężkim szoku, ponieważ doszliśmy do porozumienia że w te święta poznam rodziców Rogera i jego siostrę. Z początku myślę że się wykręca, ale potem karcę się w duchu - miałby nie wrócić z takiego błahego powodu? Nie możliwe, tym bardziej że chodzi o całą czwórkę.

Nie obwiniam go, nie mam pretensji, zadaje tylko jedno kluczowe pytanie:

- To kiedy was zobaczymy?

- Najbliżej na wiosnę- mówi z rezygnacją w głosie.

Kocham pracę chłopaków. Są wspaniali w tym co robią, mają do tego ogromne pokłady talentu i zapału. Ich koncerty odrywają od rzeczywistości i sprawiają że człowiek, dopiero po kilku godzinach dochodzi do siebie. No i to ich pasja.

Ale w każdej pracy znajdują się minusy, a rozłąka do nich należy. Długo miesięczne trasy, bedą ciągnąć się dla nas w nieskończoność i naszym marzeniem, będzie i jest dołączyć do naszych mężczyzn. Mieć ich przy sobie, oglądać koncerty z backstag'u i czuć ich bliskość.

Te rozłąki to próba. Nasze związki są wystawiane na próbę, poddawane testom które musimy przezwyciężyć. A miłość zawsze zwycięża.

- Obiecujesz że będziecie na wiosnę? - pytam.

- Obiecuję z ręka na sercu.

- Wierzę Ci. Dajcie dziś czadu.

Nie pytam czemu nie wracają na zimę do domu, takie pytania są zbędne kiedy sobie ufamy. Tak poza tym domyślam się czemu nie przylatują.

- Kocham cię- szepcze, a ja mam wrażenie jakby był obok i robił mi to w prost do ucha.

- Ja ciebie też Roger.

                          ☆☆☆☆☆☆☆☆

Wstawiam tak krótki, ponieważ nadchodzący tydzień ma być intensywny i nie wiem za ile znajdę czas żeby napisać kolejny rozdział. Następny rozważam na 3000-4000 słów.

Z początku był dla mnie kijowy, ale teraz chyba nawet mi się podoba ❤

                                       Wasza WigaCroftTaylor 🥁

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz