ℐ𝒱. 𝒟𝓏𝓌ℴ𝓃́, 𝓀𝒾ℯ𝒹𝓎 𝒸𝒽𝒸ℯ𝓈𝓏

706 40 88
                                    

Victoria

Spodziewalam się wszystkiego, ale nie tego że w następny piątek Queen znów zrobi koncert i to w tym samym miejscu.
Było to dla mnie dziwne, ale te myśli zniknęły równie szybko jak się pojawiły - kolejny koncert w ciągu miesiąca!
Od razu poinformowałam o tym Erica, który również się ucieszył. Już się na niego nie gniewam, odkąd zorganizował dla mnie romantyczny piknik na dachu jakiegoś budynku - żeby było śmieszniej, przyłapała nas ochrona. Na całe szczęście unikneliśny konsekwencji, bo się rozpłakałam i dał nam tylko ostrzeżenie. Prawdziwa aktorka.
- Tori - szturcha mną Susan. Patrzę na nią przestraszona, bo wyrwała mnie z toku myśli.
- Tak? - wyrywam się z marmazu i trzęse głową.
- Postanowiłyśmy- patrzy na Paule i Juliet które podejrzanie się uśmiechają. - ...że pójdziemy z Tobą.
- Co? - wpadam w totalny szok.
Gwar w stołówce nagle wydaje się cichy.
- No tak, my z Paula chciałybyśmy zobaczyć za kim ty tak szalejesz - śmieją się.
- Jesteście cudowne! - nieporadnie nachylam się nad stołem i obejmuje je ramionami.
Trwamy tak kilka sekund, kiedy nagle czuje rękę na moich pośladkach. Za mną wybuchają saldy śmiechu.
Zrywam się i odwracam. Za mną stoi nikt inny, jak Adam Solveig. Razem z jego debilnymi kumplami nie mogą opanować śmiechu.
- Ty palancie! - wymierzam ręką w jego twarz i zdążam wymierzyć mu policzek. Jest on na tyle głośny, że tym razem stołówka naprawdę cichnie.
- Idiota - komentuje głośno Susan. Po chwili robi dokładnie to co ja, tym razem jednak Adam zdąża odskoczyć.
- Dzieciaki! Dajcie spokój! - do akcji wkracza Pan Crunch, który żwawo gestykuluje i nas rozdziela.
Gromię Adama wzrokiem. To typowy szkolny podrywacz, jakich pełno w każdej szkole na świecie. Kiedyś nawet próbował zaciągnąć mnie do łóżka - wolne żarty! To że kiedyś mi się podobał, nie oznacza że będę jego panienką.
Kiedy jednak na niego patrzę i dokładnie studiuje jego charakter, dochodzę do wniosku że kogoś mi przypomina.
Złote - co prawda krótkie - ale złote, blond włosy, niebieskie oczy, wieczny uśmieszek i paskudny stosunek do dziewczyn- Pan Taylor.
Może są uderzająco podobni, ale zauważam że Adam nie ma tego uroku. Tej tajemniczości kryjącej się w oczach i tak pięknego uśmiechu...
Kiedy jednak tekst z fankami wraca do mnie jak bumerang, zmieniam moje myślenie.
" To arogancki i chamski typ, pamiętasz " - mówię w duchu. Ale czy naprawdę chce tak uważać?

Roger, kilka dni później

Ostatnio z chłopakami byliśmy szukać wytwórni, która wydała by naszą płytę - ktoś tam się znalazł i powiedział że zadzwoni w ciągu kilku następnych dni, ale nic nie obiecał.
Zaczynam się stresować że nasze plany na prawdziwy rockowy zespół szlag trafi. Że niespodziewana pomoc Freddiego była tylko atrapą, zabawą na jakiś czas w kapele aby narobić sobie nadzieii że naprawdę robimy dobrą muzykę.
Mamy dużo fanów, lecz ma się to nijak do tego że nikt nie chce wydać naszej muzyki na rynek. Ale cóż, nie mogę się tak szybko poddawać - przecież wszystko może się zdarzyć.
Kiedy powiedziałem Brianowi, że znów chce wystąpić w Keingston Pub i to w tym samym miesiącu, od razu wiedział co jest na rzeczy. Chyba zauważył że naprawdę mi zależy i że staram się to pokazać.
Przejechałem chyba pół Londynu i więcej miejscowości w poszukiwaniu szkoły Veronicy, ale w żadnej nie chcieli podać mi żadnych informacji, dopóki nie pokaże dowodów że jestem kimś z rodziny. Teraz gdy wspominam moją trasę, dochodzi do mnie że mogli uznać mnie za jakiegoś porywacza, albo co gorzej- pedofila czy coś w tym rodzaju.
Cholera, nawet o tym nie pomyślałem, wykonując swój jakże interesujący pomysł. Poprawka- teraz gdy o tym myślę - wręcz idiotyczny.
- Roger, skarbie, co się dzieje? - Freddie zaczepia mnie na zapleczu.
- A co ma się dziać? - pytam, bawiąc się pałeczkami.
- No nie wiem, przez całą drogę miałeś jakieś tiki - wzdycha - No i do tego ciągle bawisz się pałeczkami, robisz mi smaka na sushi - teatralnie przewraca oczami i zakłada ręce na biodrach.
- Nieźle - śmieje się- Ale jeśli moje pałeczki wylądują kiedyś w ryżu to gorzko tego pożałujesz- grożę mu palcem przed nosem, na co on również się śmieje.
Moje emocje nagle lekko opadają, a co za tym idzie - uspokajam się. Oczywiście z tyłu głowy mam cichy głosik, który mówi mi że najprawdopodobniej będzie tu dziś Victoria, ale nie dopuszczam do tego by serce się o tym dowiedziało - o ile tak można.
Gdy dziesięć minut później wychodzimy na scenę i tym razem przedstawia nas Brian, od razu lustruje widownię - utrudniają mi to światła, więc mruże oczy. Muszę wyglądać jak jakiś kret, który pierwszy raz wyszedł na słońce.
Nie wiem jakim cudem ale znajduje ją - od razu widzę że tym razem, przyszła z jakimiś przyjaciółkami - łącznie jest ich chyba szóstka, bo Tori przyprowadziła tego swojego fagasa, a przy ich stoliku siedzi jeszcze jeden chłopak, który obejmuje jedną z dziewczyn ramieniem.
Zastanawia mnie czemu tym razem Victoria, nie przyszła tak blisko sceny. Już wyobrażałem sobie jak patrzę w jej wielkie, pełne uwielbienia, niebieskie oczy. Jednak nie wszystko idzie po naszej myśli.
A może to przez ten tekst? Co jeśli jedną rozmową, popsułem wszystko? I czy mogę to jeszcze naprawić...
- Zaczynamy! - Freddie krzyczy, aby zwrócić na siebie uwagę.
Zaczynam grać i w miarę orientuje się że to nie ta piosenka - szybko poprawiam mój błąd, mając nadzieję że nikt nie zauważył mojej gafy.
Dwie piosenki przebiegają w skupieniu - do czasu kiedy nie zauważam, że stolik Tori zajmuję tylko dwóch chłopaków. Zaczynam się denerwować, że coś poszło nie tak, że może przeszło jej bycie nasza fanką - moją głowę wypełniają czarne scenariusze, które znikają z całym strachem kiedy widzę Victorię i jej przyjaciółki w środkowym rzędzie. Świetnie się bawią, wymachujac rękami i głośno śpiewając.
W tym momencie bardziej się przykładam. Wkładam całe
serce w jedno malutkie uderzenie i szaleje na perkusji, jak nigdy wcześniej.
Po zagraniu " Keep Yourself Alive", Brian ogłasza przerwę.
- Stary, widziałeś to? - zwracam się do niego.
- A co ty wyskakujesz jak Filip z konopii? - marszczy brwi i wypija shota. Dziś prowadzi John.
- Cholera no, Victoria i jej przyjaciółki! - krzyczę energicznie.
- Ah, no tak. Ta w lokach jest całkiem ładna - nerwowo się śmieje.
- Czy ona Ci się podoba? - uśmiecham się i klapie go po ramieniu.
- Roger? Zapomniałeś już że mam dziewczynę? - znowu marszczy brwi, ale na jego policzkach gości rumieniec. - Chryste, z resztą to że jest ładna, nie znaczy że musi mi się podobać, ja jej nawet nie znam!
- Ja też nie znam Victorii i co ? - przygryzam wargę.
- Roger - wstaje i kładzie dłonie na moich ramionach. Patrzy mi w oczy, jakby był moim ojcem - Ty to inny temat. A teraz przygotuj się, zaraz wracamy- informuje mnie i odchodzi.
Teoretycznie zostały nam cztery piosenki, ale Freddie dawał wyraźne znaki że chce się czegoś napić i sam zarządził przerwę.
Kiedy wychodzę na scenę, od razu kieruje wzrok na widownię - robię to tak, jakby był to mój naturalny odruch.
Nie wierzę moim oczom kiedy tym razem widzę je w pierwszym rzędzie i niespodziewanie spotkam Jej spojrzenie. To chyba nie dzieje się naprawdę.
Szeroko się uśmiecham, po czym zasiadam za perkusją.

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz