LXI. Last Saturday Night

364 19 217
                                    


Już Was kiedyś o to pytałam, ale być może coś się zmieniło - która para jest Waszą ulubioną, albo która bohaterka? Nie zmuszam, ale powiem Wam że wasze komentarze to żyćko ♥ Ps. Możecie też liczyć Davida i Tori ahah

Roger

Przez chwilę myślę, że oszaleje, kiedy widzę jak ten dupek, dotyka mojej Tori i ją całuje. Mam ochotę do niego doskoczyć i udusić gołymi rękami, wyobrażam sobie nawet, jak biorę moje pałeczki i własnoręcznie wsadzam mu je tam gdzie słońce nie dochodzi.

Ale Tori wcale to nie przeszkadza, ba, ona go obejmuje i oddaje mu pocałunek. Na moich oczach. Miłość mojego życia, całuje się z moim dawnym najlepszym przyjacielem. A ja pozwalam sobie na to patrzeć, pozwalam sobie żeby to się działo.

Ale czy ja mam w ogóle prawo to przerwać? Może Tori po prostu robi to w emocjach, zbyt mnie kocha, aby od tak mnie zostawić i pobiec do innego. Inaczej tego nie widzę.

Choć mogłoby się wydawać, że ja tak zrobiłem, to nie jest to prawdą. Może naprawdę jestem uzależniony od seksu, ale Dominique to tylko k o l e ż a n k a. Nie chciałem, aby zaszła ze mną w ciążę, ja nawet sobie tego nie wyobrażłęm, nie wiem czy bym umiał.

Ale czasami jestem idiotą, być może tęsknie za starym życiem i nie wiem czy będe potrafił

- Kończycie już? - pytam zrezygnowany.

Odrywają się od siebie i rzucają mi wściekłe spojrzenia. Pozostają w objęciach.

- A co ci do tego? - syczy Tori, kiedy wstaje. Jad jaki ocieka w jej głosie, wręcz mnie praliżuje. Jest zła i smutna, a to u niej jak mieszanka wybuchowa. Najgorsze jest chyba to że z mojego powodu. Czuje ucisk w sercu.

- Tori, nie udawaj... Kochasz mnie...

Parska śmiechem, odwracjąc się w moją stronę, a David taksuje mnie wzrokiem z rękami na piersi. 

- Roger, zamknij się. Jesteś dla mnie facetem tylko z wyglądu, w środku jesteś zwykłą pizdą - kręci głową i znów płacze. Ukrywa twarz w dłoniach.

- Tori nie mogę bez ciebie żyć... - mówię w końcu. To prawda.

Kiedy pierwszy raz ujarzałem ją na naszym koncercie w siedemdziesiątym trzecim, w jednym z barów, pomyślałem że to kolejna dziewczyna na noc. Ale za każdym koncertem była bliżej, mogłem dokładnie jej się przyjrzeć i  wyczuć jaka inteligencja i piękno od niej biją.

Stało się, zgadałem do niej jak ostatni idiota, a mimo to wybrała mnie, porzucając tym samym Erica, swoją drogą niezłego psychola. To ze mną przeżyła swój pierwszy raz, to ze mną postanowiła spędzić resztę swojego życia... W teorii, bo gdyby nie pojawienie się Dominique, nie stałbym przed tą dwójką, tylko być może z Tori na ślubnym kobiercu.

- A ja latam na jednorożcach! - David rozkłada ręce, wyraźnie rozbawiony, jak i wkurzony. Chcę mu odpsyskować żeby stąd spierdalał, bo właściwie to nie może być tu bez mojej zgody, ale się powstrzymuje bo przypominam sobie o tym że jestem okrwawiony przez niego. Postanawiam skupić się na Tori. Przychodzi mi do głowy pewna myśl.

- Hej.. - spoglądam na nią. Na jej twrzy znów gości wściekłość, oczywiście dobrze udawana i pod tą maską, skrywa się ogromny smutek - Pauline mogła dostać drugą szansę, a ja nie?

- Trzymajcie mnie w trzech bo wyjdę z siebie i stanę obok! - Victoria wybucha gromkim śmiechem, łapiąc się za brzuch. David jest za to wyraźnie skonsternowany, bo jako jedyny nie wie o co chodzi - Czy ty w ogóle widzisz różnicę? Pocałunek a pieprzenie się? Jeszcze z finałem ciąży? Nie bądź śmieszny, myślałam że chociaż trochę myślisz... - patrzy na mnie z wyrzutem.

☆ 𝙰 𝙺𝚒𝚗𝚍 𝙾𝚏 𝙼𝚊𝚐𝚒𝚌 ☆ | 𝚁𝚘𝚐𝚎𝚛 𝚃𝚊𝚢𝚕𝚘𝚛 - 𝚃𝙾𝙼 𝙸Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz