24

1K 79 93
                                    

Witam.

Zapraszam na kolejny rozdział.

Miłego czytania :)



Alec od godziny miotał się przed namiotem pełniącym funkcję szpitala. Znachorka kategorycznie zabroniła mu pozostania w środku.

On sam czuł, jakby umierał od środka. Wciąż miał przed oczami Izzy, która leżała nieprzytomna obok ich auta. Coś wybuchło, tylko nie miał wtedy pojęcia, co.

Jechali, złapali gumę i nagle świat oszalał. Latające wszędzie odłamki świstały mu nad głową, a on mógł tylko czekać, aż to wszystko się skończy. W całym tym okropieństwie miał tyle szczęścia, że nie został ranny.

W przeciwieństwie do dziewczyny. W jej ciało wbite były metalowe fragmenty, które były niegdyś częścią ładunku wybuchowego. W pełni zdawał sobie sprawę, że to właśnie była bomba. Pocisk własnej produkcji, wypełniony żelastwem. Wiedział, że to musiało być to. W czasie pisania jednego ze swoich opowiadań doszkolił się w Internecie na ten temat, a jego podejrzenia potwierdziły gwoździe i fragmenty prętów, które scaliły się z ich samochodem. Nie chciał nawet myśleć, że te same przedmioty tkwiły w ciele jego siostry.

Pozostawało pytanie, kto i dlaczego to zrobił?

Nie miał czasu, musiał jak najszybciej ją przetransportować, do miejsca, gdzie ktoś udzieli jej pomocy. Azyl. Miejsce, które przyprawiało go jeszcze kilkanaście minut wcześniej dreszcze, było jedynym, które znał.

Auto nie nadawało się do dalszej jazdy, nawet gdyby zmienił przebite koło. Było wrakiem, bardziej przypominającym w tej chwili jeżozwierza niż pojazd. Wziął ją na ręce i z ulgą odebrał cichy jęk bólu, który się z niej wydobył. Oznaczało to, że jeszcze żyje. Od niego i jego determinacji w dotarciu do celu zależało czy to się nie zmieni.

Szedł, trzymając w ramionach osobę, na której zależało mu najbardziej na świecie. Z każdym kolejnym krokiem czuł, jak ubywa mu sił.

Pięć kilometrów. Dystans, który normalnie nie robił na nim wrażenia, tym razem okazał się drogą przez mękę. Ból wszystkich mięśni dawał się we znaki, był bliski omdlenia, ale nie mógł się poddać. Nie, kiedy od niego zależało jej życie.

Wiedział, że gdyby nie mordercze treningi z Deanem, niebyłby w stanie dotrzeć tak daleko. Jednak teraz na jego korzyść przemawiała dobra kondycja, wrodzony upór i cel, jaki mu przyświecał. Nie mógł sobie pozwolić na stratę siostry, którą dopiero, co odzyskał. Choć ze zmęczenia ciemniało mu przed oczami, upał doskwierał niemiłosiernie, a on nie miał przy sobie wody, parł naprzód.

Chwiał się, potykał, lecz za nic nie mógł odpuścić. Nawet przez myśl mu nie przyszło, że mógłby ją gdzieś zostawić i iść po pomoc. Na pewno byłoby szybciej i mniej wyczerpująco. Jednak gdyby to zrobił i napatoczyłby się jakiś truposz albo, co gorsza ludzie, którzy podłożyli bombę i skrzywdziliby ją, nigdy by sobie nie wybaczył.

Nie dopuszczał do siebie faktycznego powodu, dla którego wciąż brnął przed siebie z dziewczyną w objęciach. Skonałby, gdyby pozostawiona sama umarła. Choć izolował się od prawdy, ta nieustannie do niego powracała. Wolał mieć ją przy sobie, by w razie konieczności pomóc jej przejść na drugą stronę. Odprowadzić cichym szeptem i kojącym dotykiem do krainy, w której nie ma już cierpienia.

Przełknął głośno łzy, które od samego początku ich wędrówki nieustannie wypływały z jego oczu. Nic nie mógł na nie poradzić, jakby tama blokująca je nagle pękła i zalała go gorycz, której doświadczał przez ostatnie lata.

Plaga ( Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz