29

1K 87 64
                                    

Magik nie był sobą. Po raz pierwszy w całym życiu miał kaca, moralnego kaca.
Czuł podskórnie, że skrzywdził Aleca. Widział, jak pomału przygasa, jak ogień, którym płonął. Niknie.
Nie sądził, że tak mocno przeżyje tę ich jednorazową przygodę. Nie do końca brał to pod uwagę, w chwili kiedy zaciągał go do łóżka, tudzież na kocyk.
Myślał, że będzie taki jak wielu przed nim. Że po ugaszeniu pragnienia zapomni albo chociaż przejdzie z tym do porządku dziennego. Widział, że tak się nie stało, było mu go żal, ale jednocześnie nie pozwalał sobie, by to okazać. Zbyt mocno mógłby się wtedy odkryć, zbyt bardzo mogłoby mu zacząć zależeć, a on nie chciał czającego się za rogiem uczucia.

Pamiętał go jak przez mgłę, tego małego chochlika, który wkradł się niepostrzeżenie w jego życie. Zwał się miłość i był najgorszym, czego mógł doświadczyć.
Nie uczucie zapędziło go na skaj depresji, a jego finał. Tak nieoczekiwany i bolesny. Dziewczyna miała na imię Mary, poznali się w sierocińcu i od razu zapałali do siebie sympatią. Wraz z czasem ich znajomość przerodziła się w miłość i tak trwali przy sobie nawzajem się wspierając.
Tragedia, która ich rozdzieliła, zdarzyła się, kiedy Magik był na pierwszym roku studiów. Mary zostało jeszcze kilka miesięcy do opuszczenia placówki. Jak się okazało, nigdy nie było jej to dane. Popełniła samobójstwo. Zastawiła po sobie tylko, krótki list, który poza słowami „Magnus wybacz" nie zawierał nic więcej. A on przez wiele lat nie mógł sobie darować, że nie zauważył, żadnych symptomów, które mogły wskazywać, że ma takie plany. Nigdy też o niej nie zapomniał. Była jego pierwszą i jak dotąd jedyną miłością. Nikogo więcej nie dopuścił do siebie na tyle blisko, by mogło pojawić się między nimi to szczególne uczucie. Nie chciał kolejny raz ryzykować takiej straty, lepiej nie rozpalać ognia, by się potem nie sparzyć.

Po powrocie do obozu czuł się jeszcze gorzej, nie mógł liczyć na wsparcie Izzy z prostej przyczyny, nie chciał, by się o tym dowiedziała. Za kogo by go wzięła, gdyby wyszło na jaw, jak bardzo skrzywdził jej brata.

Myślał, że z moralniakiem jest podobnie jak ze zwykłym kacem. Czym się strujesz, tym się, lecz, jednak nie przewidział, że pierwsza z brzegu dziewczyna napawać go będzie wstrętem.
Bo czymże jest marne tanie wino w porównaniu z wykwintną czterdziestoletnią whisky.

Dlatego tuż po przybyciu do przyczepy przegnał ją na cztery wiatry, nie chciał substytutu, chciał dziewiczego ciała Snajpera, które wyzwalało w nim nieznane dotąd podniecenie. Nie zrobił w tym kierunku nic. Nie mógł pozwolić, by po raz kolejny chuć przesłoniła mu zdrowy osąd. Postanowił więcej nie zbliżać się do Aleca, a przynajmniej nie zbliżać się nago i z niecnymi zamiarami.

Przepełniony frustracją, wyjął butelkę ze swoich zapasów i po osuszeniu jej zapadł w niespokojny sen.

###

Obudził się rano prawie na równi zmęczony jak w chwili kiedy zasnął. Postanowił iść do Izzy, poprzedniego dnia wolał zejść z widoku. Prawdę mówiąc, czuł się tam niepotrzebny, chociaż ganił się w myślach za tak durne pomysły.
W końcu był jej obrońcą, bratem. Przez dwa lata upierdliwego życia. Też miał swoje prawa.
Unikanie Aleca odeszło na drugi plan, a może zrobił to celowo. Raczej wiadome było, że będzie czuwał przy łóżku dziewczyny. Zdziwił się, kiedy po wejściu do namiotu nie zastał go tam.

Zmora spała na jednym z łóżek, a Znachorka zapisywała coś w zeszycie. Gdy go zobaczyła, zerknęła pospiesznie na chorą i przystawiając palec do ust, nakazała mu wyjść, sama podążyła w jego ślady.

- Jest źle – zakomunikowała. A serce Magika drgnęło niebezpiecznie. Sądził, że wszystko jest już na dobrej drodze.

- Leki nie podziałały? – zapytał zmartwiony.

Plaga ( Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz