84

620 55 58
                                    


Minął tydzień wnikliwych obserwacji Aleca. Starał się jak mógł, by być jak najbliżej Jace'a. Nie było to łatwe, bo chłopak najczęściej opuszczał posiłki, nie przesiadywał też tak jak miał wcześniej w zwyczaju z mieszkańcami w salonie. Cały swój czas poza drzemkami (które jak Snajper zdążył się zorientować, uskuteczniał poza swoim pokojem, ale nikt nie miał pojęcia gdzie), spędzał na wartach przy bramie. Dlatego też Lightwood kilka razy próbował mu w tym towarzyszyć, powołując się na Magika, który rzekomo miał zwiększać ilość strażników przy bramie. Nic to nie dało.

Blondyn nadal trwał w jakimś dziwnym marazmie, nieustannie pogrążony w myślach. Zbywał każdego, kto chciał z nim porozmawiać i Alec nie był wyjątkiem. Snajper miał bardzo złe przeczucia. Może nie wiązały się one bezpośrednio z tym, co spotkało Helen, ale dałby sobie rękę odciąć, że były powiązane z tym wydarzeniem. Tylko jak miał się tego dowiedzieć, kiedy dawny przyjaciel milczał jak grób, do tego wyglądem zaczynał przypominać mieszkańca owego przybytku. Ubrania na nim wisiały, chodził obdarty i brudny. Gdyby był zakrwawiony, z trudem można byłoby go odróżnić od zombie.

Nie miał wyjścia. Pozostało mu do zrobienia tylko jedno. Coś, co Donald niegdyś trenował z namaszczeniem, a teraz zwyczajnie nie było ku temu sposobności. Z tej okazji wymknął się na samotną misję i ku swemu ogromnemu szczęściu znalazł to, czego potrzebował. Następnym, o wiele trudniejszym krokiem było oderwać Jace'a od bramy i zamknąć się z nim gdzieś w ustronnym miejscu.

Tutaj z pomocą przyszedł Magik. Wszak blondyn nie mógł lekceważyć rozkazów Przywódcy. Pretekstem było posprzątanie piwnicy, co już samo w sobie powinno wzbudzić w chłopaku jakiekolwiek emocje, bunt, złość albo chociaż kapryszenie. On jednak bez słowa udał się za Aleciem do wspomnianego miejsca. Nie zareagował nawet na to, że gdy znaleźli się w pomieszczeniu, drzwi za nimi zamknęły się, a potem w zamku zachrzęścił klucz. Bez słowa rozejrzał się po syfie, jaki znajdował się w piwnicy, jakby zastanawiał się, od czego zacząć porządki.

- Jace zostaw to - odezwał się Alec, patrząc na niego z obawą. Nie poznawał swojego kumpla. Zachowywał się jak obca osoba w wyniszczonym ciele jego przyjaciela.

Blondyn podniósł swoje puste w tym momencie oczy na Snajpera, jakby nie wiedział, o co mu chodzi.

- Nie po to tutaj jesteśmy - wyjaśnił mu, a Donald wydawał się jeszcze bardziej zagubiony - musimy pogadać - dodał z mocą, żeby nadać powagi sytuacji.

- O czym? - wypowiedział pierwsze od bardzo dawna słowa. Jego zmieszany wzrok, jasno mówił o tym, że czegoś się obawia.

- O tobie i o tym, co się z tobą dzieje - odpowiedział Alec, w jego głosie słychać było troskę, ale umysł bacznie analizował każdy ruch byłego przyjaciela.

Usiadł na skrzynce, która stała w kącie pomieszczenia i wskazał na drugą, nakazując mu tym samym zająć to miejsce. Blondyn podszedł powoli, spoglądając na niego niepewnie. Snajper uśmiechnął się do niego zachęcająco, a przynajmniej tak to miało wyglądać. Wewnątrz niego szalała burza. Miał ochotę nim potrząsnąć i w ten sposób wydobyć z niego to, co chciał i potrzebował usłyszeć. Nie poznawał go. Nie chciał takim go widzieć. Tak drastyczna zmiana musiała mieć jakąś przyczynę i on musiał ją poznać, chociaż strasznie się tego bał.

Nie mógł patrzeć w te pozbawione wyrazu oczy, wyglądało to tak, jakby dusza chłopaka była martwa, a została po niej tylko powłoka, która krąży po świecie, czekając na swój koniec. Coś jak zombie bez apetytu na mózgi.

- Nie ma o czym - powiedział po dłuższej chwili blondyn. Wykręcając przy tym palce, tak mocno, że o mało ich sobie nie połamał.

- Chyba kpisz - warknął czarnowłosy i gwałtownie podniósł się z siedziska. Teraz górował nad blondynem, który skulił się w sobie, jakby czekał na cios - Widzę, że coś cię gryzie - powiedzał już spokojniej. Wiedział, że agresją tutaj nic nie zdziała.

Plaga ( Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz