4

1.1K 92 99
                                    

Ta noc nie należała do najprzyjemniejszych.
Zdążył przywyknąć do spania w ciepłym, wygodnym łóżku. Bolały go wszystkie kości. Naciągnięte mięśnie nie chciały współpracować. Kabina starego Forda Shelby nie nadawała się na sypialnię, szczególnie dla ludzi o jego wzroście. Miał dziewiętnaście lat i wciąż rósł, ale już mógł się uważać za bardzo wysokiego.
Kiedy pierwsze promienie słońca nieśmiało zaczęły przejmować władzę nad ciemnością, wyszedł z auta. Przeciągnął się, uruchamiając lawinę trzasków w swoim kręgosłupie, gdy nadwerężone stawy dały o sobie znać.

Zajrzał do komory silnika zepsutego auta. Nawet nie oczekiwał, że będzie wiedział, co ma robić. Wszelkie pogadanki na temat napraw wpadały do niego jednym uchem, by nie zapisując się w pamięci wypaść drugim. Pod tym względem był totalnym ignorantem. Popatrzył chwilę i z warknięciem zamknął pokrywę. Wiedział, że dalej już nie pojedzie.

Wziął ze sobą łuk i kołczan, który położył na dachu samochodu. A sam wraz z prowiantem, który dostał od Deana i ulokował się na masce. Jadł niespiesznie, podziwiając wschód słońca. Zawsze był niepoprawnym romantykiem i widok ten sprawił, że zupełnie odpłynął myślami.

Powrót do rzeczywistości był nagły i niespodziewany. Tak jak uczucie, że coś chwyta go za stopę. Naraz przypomniał sobie swoje koszmary z dzieciństwa. Zawsze przed spaniem szczelnie otulał się kołdrą. Nie mógł dopuścić by choć skrawek ciała nie był zabezpieczony kołdrą, magicznym przedmiotem chroniącym przed wszelkim złem. Zwłaszcza tym spod jego łóżka, które tylko czekało, aż jego bosa stopa wychynie się ze swej kryjówki, by ją pochwycić i wciągnąć w otchłanie piekielne.

Spojrzał w dół na zwisającą swobodnie nogę i zamarł. Miał uwieszone do stopy dziecko, małego, kilkuletniego zombiaka, który z zapamiętaniem próbował dostać się do jego kostki. Gdyby nie wysokie wojskowe buty, które miał na sobie już byłoby po nim. Dzieciak mamlał cholewkę, jakby od tego zależało jego życie. Alec parsknął śmiechem, gdy o tym pomyślał. Był to jednak histeryczny śmiech prowadzący do obłędu. Machał nogą zajadle, ale stworzenie ani myślało odczepić się od niego. Próbował go strząsnąć, zatrzeć jak odchody z buta, ale nic nie dawało rezultatu. Skakał po masce na jednej nodze, próbując ogarnąć chaotyczne myśli i znaleźć jakieś rozwiązanie.
W końcu, kiedy prawie pogodził się z myślą, że przez wieczność będzie chodził z przyczepionym do niego zombiakiem, przypomniał sobie o łuku położonym na dachu. Nigdy nie miał okazji strzelać do celu z tak bliskiej odległości, ale musiał zaryzykować. Wszak lepiej chodzić ze strzałą w stopie niż ze śliniącym, rozkładającym się potworkiem.

Naciągnął cięciwę, wycelował i... chybił. Nie było to proste zadanie. Do jego rozgorączkowanego umysłu nie wpadł najprostszy z możliwych sposobów pozbycia się natręta.
Po kolejnych trzech nieudanych próbach. Złapał strzałę i wbił ją w oczodół nieproszonego gościa. Grot gładko przeszedł na wylot, skutecznie eliminując zagrożenie.
A przynajmniej tak w tamtej chwili myślał.

Rozejrzał się niespokojnie wokół i zaklął pod nosem.
Był tak zaaferowany jednym osobnikiem, że nie zauważył reszty, która już otaczała samochód. Nie był nawet w stanie policzyć, ilu ich jest, ale jeśli miałby na to oszacować, to obstawiałby gdzieś w okolicach trzydziestki.

Stał na dachu, w panice rozglądając się za drogą ucieczki. Małe zombie wyciągały do niego zachłannie rączki, jak dzieci proszące, by wziąć je na ręce. Sprawdził szybko, ile strzał zostało mu w kołczanie. Cztery marne sztuki. Z taką ilością mógł sobie, co najwyżej postrzelać w niebo, bo na to samo by wyszło.
Zapas bełtów został w kabinie, tak jak i cały arsenał, w który zaopatrzył go Dean. Nie miał wyboru. By ujść z życiem, musiał porzucić cały swój "dorobek". Nawet nie chciał myśleć o notatniku, który leżał na dnie plecaka. Tylko on był namiastką jego dawnego życia. To w nim podczas pierwszych dni w piekle i rocznej samotnej podróży zapisywał swoje myśli i uczucia. Nie chciał nazywać go pamiętnikiem. Dlatego rozterki, które nim miotały, przypisał fikcyjnym postaciom. Na czas pobytu w bunkrze z rzadka do niego zaglądał. Zwyczajnie brakowało mu czasu, ale teraz mając w świadomości, że będzie sam miał być jego ostoją. Z bólem serca, tęsknym spojrzeniem obrzucił krajobraz przed sobą.

Plaga ( Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz