34

935 81 112
                                    

Mężczyzna klęczał na środku obozu, był boso. Ubrany jedynie w koszulkę i krótkie szorty, jego standardowy strój do spania. Cały drżał. Nie tylko ziąb nocy był tego powodem. Z przerażeniem patrzył na swoje zakrwawione dłonie.

Gdyby nie przenikający go do szpiku kości chłód byłby pewny, że to koszmar. Jednak wbrew jego pobożnym życzeniom to nie był sen, tylko jawa. Porażająca swą brutalnością.

Był zmuszony, by pozbawić życia kolejną z osób będącą pod jego opieką. Walczył z łzami, gdy jego błądzący do tej pory wzrok padł na bezwładne ciało leżące obok niego. Z trudem panował nad sobą, by nie zacząć wrzeszczeć. Krzyk bezsilności był jedynym, na co go było stać w tej chwili, lecz nawet on nie był w stanie opuścić jego ściśniętego w trwodze gardła.

Obok pierwszego ciała leżało kolejne, wciąż nie mógł uwierzyć, że patrzy właśnie na nią. Osobę, którą uznał za straconą, jej nazwisko już od kilku tygodni gościło na stronach jego prywatnego cmentarzyska. Tymczasem pojawiła się w obozie, nie miał pojęcia, jakim cudem to się stało. Obecne przy jej śmierci osoby przysięgały, że zmarła, zanim jej ciało uderzyło o ziemię. Teraz gdy o tym myślał, nie był przekonany, tym bardziej że ginąc od kuli, nie miała prawa się przemienić!

Nie rozumiał, skąd wzięła się w obozie, wraz z co najmniej dwudziestką jej podobnych stworzeń. Jedyne czego był pewien to fakt, że weszli przez bramę, zauważył to wraz z chwilą, gdy alarm wyrwał go ze snu i wciąż lekko zamroczony wybiegł, tak jak stał z pistoletem i maczetą w dłoni.   

Poraziło go to. Zanim udał się na odpoczynek, sam osobiście sprawdzał wszelkie zabezpieczenia. Brama była zamknięta. Potwierdzili to strażnicy, którzy pełnili wartę. Zwiększył ich ilość według sugestii Aleca. Jednak jak to w bandzie dzieciaków bywa, nie do końca przykładali się do swoich obowiązków. Zamiast podzielić się zadaniami, razem poszli na cogodzinny obchód, a w tym czasie ktoś wpuścił truposzy na teren azylu. Kto to mógł być? Skoro główny podejrzany gnił w zamknięciu od kilku dni. Zdał sobie sprawę, że ma więcej wrogów, niż przypuszczał. Nie mógł się z tym pogodzić.

Na głównym placu leżało około trzydziestu ciał. Większość należała do zombie, reszta to mieszkańcy, którzy znaleźli się nieodpowiednim miejscu i padli ich ofiarą.
Wstał z kolan. Ledwo trzymał się na drżących nogach. Ostatni raz spojrzał, na dwóch zmarłych, którzy byli najbliżej niego. Po jego policzku potoczyła się łza. Gdyby wiedział. Gdyby choć przypuszczał, jak to się wszystko skończy, nigdy nie wypuściłby go z aresztu.

Na jego szyi widoczne były świeże ślady ukąszenia. Nie były przyczyną jego zgonu. To, co roztrzaskało mu czaszkę i rozbryzgało jego mózg w promieniu kilku metrów, leżało właśnie u stóp Magika. Kula z pistoletu przywódcy zakończyła jego żywot. Wciąż trzymał za dłoń swoją ukochaną. Nawet po śmierci nie wypuścił jej z uścisku.

Azjata polecił spalić wszystkie ciała. Nie było czasu ani chętnych do kopania takiej ilości grobów.
Odszedł do swojej przyczepy. Nie był w stanie dłużej przebywać na zewnątrz. Nie w obliczu tragedii, która ich spotkała.

Za zamkniętymi drzwiami pozwolił sobie na szloch. Jego marzenia waliło się w gruzach. Marzenie lepszego życia dla swoich podopiecznych. Podopiecznych, którzy go zdradzili.
Wiedział, że nie wszyscy są winni, że to może być jedna ewentualnie kilka osób, jednak nie potrafił rozgraniczyć tych dobrych od złych.

Znowu poczuł się osamotniony i pusty, prawie tak samo o ile nie mocniej, jak w dniu, kiedy stracił Mary.

###

Nie sądził, że tej nocy uda mu się jeszcze zasnąć. Wbrew swoim przypuszczeniom zapadł w sen, który dokładnie odzwierciedlał to, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej.

Plaga ( Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz