80

700 59 80
                                    


Przedzierali się przez zakurzone korytarze od jakiś piętnastu minut, a Alec już miał dość. Kurz osadzał się na nim, a w szczególności ulubił sobie jego gardło, przez co bez przerwy pokasływał. Wiedział, że do miejsca w którym tunel się rozdziela, zostało im dokładnie tyle samo czasu co już przeszli, a dalej jedna wielka niewiadoma. Denerwował się. Podświadomie czuł, że odkryją tam coś złego, jednak nie mógł odpuścić. Nie, teraz kiedy byli już tak blisko.

Westchnął ciężko i zaniósł się kaszlem. Z jego oczu popłynęły łzy, wytyczając na jego brudnej twarzy dwie jaśniejsze ścieżki. Słyszał za sobą ciężki, świszczący oddech Magika. Wiedział, że on także odczuwa dyskomfort spowodowany zapyleniem tego miejsca.

- Już ci lepiej? - zapytał Azjata, kiedy Snajper przestał kaszleć. Alec uśmiechnął się, chociaż mężczyzna nie mógł tego widzieć. Było mu miło, że tak się o niego troszczy.

- Tak. Dużo lepiej - dodał, kiedy poczuł na swoich plecach dłoń, która zaczęła go gładzić, jakby chciała dodać mu otuchy.

- Jeszcze trochę i stąd wyjdziemy - usłyszał przyjemny dla ucha głos. Był lekko zachrypnięty, co zrzucił na karb tego, że kurz pewnie też podrażnił gardło Magnusa.

Pokiwał głową, potwierdzając, czego mężczyzna nie mógł widzieć. Ruszyli dalej, a dająca mu wsparcie dłoń oddzieliła się od jego ciała. Poczuł pustkę, tak dotkliwą, że nie mógł nad nią zapanować. Zatrzymał się i wyciągnął rękę w stronę Azjaty, ten po chwili konsternacji podał mu swoją i splatając dłonie razem, kontynuowali przedzieranie się przez tunel.

O dziwo teraz Alecowi było o niebo lepiej. Nie przeszkadzał mu pył ani inne niewygody. Z Magnusem za rękę mógłby iść choćby na koniec świata.

Uśmiechał się nieprzytomnie, wspominał dzisiejszy poranek i uświadomił sobie, jak wiele traci przez swój upór. Przecież mógłby codziennie budzić się obok, całować na dzień dobry i zasypiać wtulając się w jego ciepłe ciało.

Pocałunek rozniecił w nim płomień z którym walczył, aż do tej pory. Był tak zagubiony w swoich fantazjach, że z trudem potrafił przypomnieć sobie, o czym rozmawiał z Klechą. Pamiętał, że było coś o Helen i tym, że jeszcze się nie obudziła. Pytał też o ich wczorajszą wyprawę, a potem... potem patrzył na niego tak jakoś dziwnie, ale nie miał teraz ochoty zastanawiać się dlaczego. Najważniejsza była w tej chwili ciepła dłoń Magika i jego palce, co jakiś czas zaciskające się na własnych.

Dotarli na rozstaje, został im ostatni tunel do zbadania. Alec liczył na to, że nie będzie to aż tak wyczerpująca podróż jak wczorajsza, jednak nie miał złudzeń, lekko nie będzie.

Spojrzał na Magnusa, który stał tuż obok. Był zamyślony i z zapamiętaniem przegryzał swoją dolną wargę. Snajper jęknął w duchu na ten widok. Tygodniowa abstynencja siała spustoszenie w jego wygłodniałym ciele. Czuł, jak cała krew spływa w jedno istotne miejsce. Bezwiednie oblizał usta. Nie mógł oderwać oczu od zębów Magika zaciśniętych na jego wardze, tak bardzo chciał je zastąpić swoimi, a potem... potem przycisnąć go do najbliższej ściany i całować wszędzie, gdzie byłby w stanie dosięgnąć.

W chwili kiedy zielone oczy spotkały się z jego własnymi, wiedział, że w mężczyźnie też płonie ten sam ogień. Trudno stwierdzić, kto wykonał pierwszy krok, ale w chwilę później ich usta się spotkały z taką gwałtownością, że zatoczyli się i upadli na ziemię. Niespecjalnie im to przeszkadzało. Stęsknione dłonie z niebywała wręcz łatwością odnalazły drogę pod ubranie.

Chłodne palce sunęły po rozpalonej skórze, zostawiając za sobą pożogę. Każdy najlżejszy dotyk, odbierał mu zmysły, każde muśniecie, wyrywało z płuc oddech.

Plaga ( Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz