53

740 68 43
                                    

Dwaj mężczyźni przedzierali się przez ciemny las. Był środek nocy, jednak omijali główną trakt z obawy, że natrafią na wroga. Nie była to łatwa przeprawa. Alec po dwóch tygodniach przebywania w zamknięciu i po ciężkim pobiciu z trudem nadążał za Jimmym, który szedł żwawym krokiem. Wiedział, co go napędzało. Strach przed ludźmi Valentina, których zdradził. Obawa o własne życie, które postawił na szali w chwili kiedy zdecydował się pomóc mu w ucieczce.

Mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę, że taka akcja nie przejdzie bez echa. Słyszał jakie plany miał przywódca względem więźnia. I właśnie dlatego, że je poznał, nie mógł pozostać obojętny. Tym bardziej że sposób, w jaki blondyn mówił o tej egzekucji; myśląc, że nie słyszy go nikt poza jego przydupasami, powodował, że Jimmy miał ciarki na plecach. Okrucieństwa, jakie miał w planach wypowiadał niemal w ekstazie, jakby został natchniony, a za swe popieprzone czyny miał zostać żywcem wzięty do nieba. Wtedy, właśnie postanowił uwolnić Alec'a. Zrozumiał, że Valentine naprawdę jest zdrowo jebnięty.

Nie mógł pozwolić, by ten chłopak, którego tragiczną historię życia poznał, został w tak brutalny sposób zbezczeszczony. Nikt nie zasłużył na taki los. Nikt nie powinien zostać nieludzko okaleczony tak, by błagał o śmierć, a potem celowo zamieniony w zombie. Po to, by jako prezent – niespodzianka zostać dostarczony do swojej dawnej grupy w celu unicestwienia ich.

To było chore! Nie mógł zrozumieć jak ktoś, kogo miał za wzór cnót, może być tak dwulicowy. Jak udawało mu się ukrywać swoją prawdziwą twarz i jakim cudem sporo ponad setka osób miała o nim nieskazitelne zdanie. Właściwie już samo to, że został pobity przez jednego z jego najbliższych współpracowników tylko dlatego, że zapytał, co takiego zrobił Alec, że został skatowany, powinno dać mu do myślenia. Jednak ani to, ani odsunięcie go od sprawowania pieczy nad więźniem nadal nie było wystarczającym bodźcem do działania. Dopiero ta rozmowa podsłuchana przypadkiem dała mu kopa.

Szedł zagubiony we własnych myślach. Pot skraplał się na czole, serce tłukło mu się w piersi z wysiłku i stresu. Był rozdarty. Z jednej strony chciał uciec jak najszybciej. Biec przed siebie nie patrząc na nic, byle jak najdalej stąd. A z drugiej miał ochotę skulić się pod pierwszym lepszym drzewem i czekać na śmierć. Jego życie legło w gruzach. Życie, które tak naprawdę dopiero się zaczęło. Jakby miesiąc temu narodził się na nowo, a to, co było wcześniej, zostało wymazane. Zaczynał z czystą kartą i choć nie wiedział jakim człowiekiem był, teraz na pewno nie chciał mieć na rękach krwi niewinnej osoby.

W uszach mu szumiało tak bardzo, że z trudem wyłapał hałas za sobą. Obejrzał się za siebie i ze zdziwieniem dostrzegł, że Lightwooda za nim niema. Sapnął zaskoczony. Cofnął się o kilka kroków, ale nigdzie go nie widział, co nie było specjalnie trudne, gdyż zewsząd otaczała ich ciemność. Nawet księżyc w pełni nie był w stanie jej rozproszyć. Wtedy usłyszał ciężki oddech i jęk bólu. Podskoczył zaskoczony, kiedy zorientował się, że podłoże, na którym stoi się poruszyło. Spojrzał w dół. Alec leżał na ziemi, a on nieopatrznie na niego nadepnął. Nie mógł się podnieść przez skrępowane dłonie i leżał tam zupełnie bezbronny.

- Wybacz – wyszeptał skruszony. Pomógł mu wstać i ruszyli w dalszą drogę. Tym razem jednak Jimmy bardziej zważał na swojego towarzysza, a gdy widział, że ma trudności z pokonywaniem coraz gęstszych zarośli, objął go ramieniem.

Dzięki wsparciu się na mężczyźnie Alec mógł iść odrobinę szybciej. Nie zmieniało to jednak tego, że z trudem łapał oddech. Nie tylko z powodu wysiłku, ale też obrażeń, jakie posiadał. Miał wrażenie, że żebra wbijają mu się w płuca. Starał się nie okazywać zbytnio, jak bardzo cierpi, jednak nie był w stanie zapanować nad cichymi jękami, które wyrywały mu się co jakiś czas. Miał dosyć. Bolało go wszystko. Najchętniej pozostałby tam, gdzie upadł i już się nie podnosił. Marzył o, chociaż kilku minutach snu. Jego wycieńczony organizm, przyzwyczaił się do częstych drzemek, które uskuteczniał w swojej celi. Teraz nie było na to miejsca i czasu, jednak jego ciało zdawało się mieć na to wyjebane. Słabł oraz bardziej. Chwilami odpływała od niego świadomość. Wtedy to Jimmy, praktycznie wlókł na sobie niemal niewładnego Lightwooda. Zdarzało się to coraz częściej, a chwile te trwały coraz dłużej. Dlatego nie minęło dużo czasu, a mężczyzna sam był u kresu sił.

Plaga ( Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz