65

675 61 30
                                    


Namówienie Aleca do wyjazdu było dużo trudniejsze, niż Jimmy przypuszczał. Zaparł się jak osioł, który ugrzązł w błocie i żadne argumenty do niego nie docierały. Chłopak był rozbity i pogubiony. Miotał się w zeznaniach. Twierdząc, że nie wychodzi, bo się nie chce spotykać z tymi ludźmi innym razem, że nie chce ich narażać, wyjeżdżając. Wyciągnął też dość znaczący fakt, który mógłby uzasadniać jego niechęć. Stracił swój łuk, co za tym idzie, nie miał się, czym bronić.

Mężczyzna jednak nie poddawał się. Wiedział, że zmiana miejsca, do tego w odpowiednim towarzystwie wyjdzie mu tylko na dobre. Dlatego zostawił sobie asa w rękawie w postaci informacji o tym, kto mu będzie towarzyszył.

Dopiero gdy Snajper usłyszał, że Magik będzie kompanem jego podróży, zmiękł. Jimmy widział, jak kruszeją mury jego twierdzy, jak chęć pobycia z Azjatą niszczy je doszczętnie. Finalnie po pięciu godzinach urabiania Ligtwood zaczął pakować swój skromny dobytek. Nie miał wiele, większość spłonęła w azylu. A to, w czym przybył do rezydencji, po przymusowych wczasach u Valentina nadawało się tylko na szmaty. Miał tylko dwie sprane koszulki i dres znalezione przez Izzy w którejś z szaf i nieco za krótkie spodnie – podarowane mu przez Jace'a. Dzięki ich nałożeniu zdał sobie sprawę, że koniecznie musi odwiedzić jakiś sklep z odzieżą. Czuł się jak żebrak, który wygrzebał ciuchy z pojemnika na odzież.

Wcześnie rano zeszli razem do piwnicy. Czekał tam na nich Magik, który nie ukrywał niezadowolenia z obecności osób trzecich. Jednak rozpogodził się, kiedy zauważył szczerą radość w oczach, Ligtwooda, gdy zobaczył, co trzyma w dłoniach. Miał dla niego już od dawna przygotowany prezent. Czekał z nim na odpowiednią okazję, a ta wydawała mu się idealna. W końcu wyjazd na misję był wymarzonym ku temu pretekstem.

Zaraz po tym, gdy Jimmy się z nimi pożegnał, życząc powodzenia, wręczył łuk Alecowi. Chłopak był podekscytowany. Długo oglądał go i ważył w dłoniach, a to chwili namysłu z pasją przywarł do ust Azjaty, w ten sposób dziękując mu za otrzymany prezent.

Jimmy obserwował tę scenę ze schodów prowadzących do rezydencji. Wyczuwał podskórnie, że wszystko im się poukłada. Trochę dziwnie się czuł, że wtrąca się w nie swoje sprawy, ale wiedział też, że bez jego ingerencji ta dwójka sama się nie ogarnie.

***

Minęły trzy dni od ich wyjazdu, a Jimmy'ego z każdym kolejnym czuł, że wszystko idzie zgodnie z jego planem. Miał dobre przeczucia. Nie mogło być inaczej. Po prostu nie mogło. Widział ich pocałunek. Gdyby ktokolwiek wiedział, co łączy tę dwójkę, z chęcią by się założył o własną rękę, że wrócą z tej wyprawy, jako oficjalna para.

No i kurwa straciłby rękę!

Czwartego dnia, w czasie śniadania jego złudzenia rozprysły się jak bańka mydlana. Najpierw usłyszał warkot silnika. Potem ten ucichł, by zaraz na schodach rozległ się odgłos ciężkich butów. Drzwi trzasnęły, a następnie ktoś wbiegł na piętro. Zdziwiony Jimmy wstał od stołu i wyszedł z salonu. Na górze mignęła mu sylwetka Magika. Gdzie w takim razie był Alec?

Coraz bardziej przerażony pognał go garażu. Zastał chłopaka siedzącego wciąż na motorze. W jego oczach błyszczały łzy, a dłonie kurczowo zaciskały się na rękojeści łuku.

Podszedł do niego zszokowany. Serce biło mu jak szalone. Nie miał pojęcia, co się stało, ani jak się zachować.

- Alec? – odezwał się cicho i wyciągnął dłoń w jego kierunku jak do dzikiego zwierzęcia, żeby go nie spłoszyć – co się stało? – zapytał strwożonym głosem.

Miliony scenariuszy przelały się przez jego umysł. A kiedy chłopak w końcu na niego spojrzał, miał wrażenie, ze serce stanęło mu ze strachu.

Plaga ( Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz