25

1K 87 171
                                    



Alec nie rozumiał, dlaczego Magik zachowuje taki spokój.
Byli w pułapce jak dwie sarny otoczone przez stado wilków.

Widział, jak truposze falami nadciągają z każdej możliwej strony. Z niepokojem chodził od jednego do drugiego krańca dachu, by się o tym przekonać. Było ich tak wielu. Mógłby przysiąc, że co najmniej setka. Obległy budynek jak stado szarańczy.

Był rozdarty, siedział tutaj bez nadziei na ratunek, a kilkanaście kilometrów dalej jego siostra walczyła o życie. Miał jej pomóc. Przywieść leki, które jej to ułatwią, tymczasem utknął z mężczyzną, który zdawał się mieć na to wyjebane.

Usiadł po przeciwnej stronie i spod na wpółprzymkniętych powiek obserwował jego poczynania. Azjata jakby nigdy nic skonsumował swój zapas jedzenia, popił wodą z butelki i rozciągnął się wygodnie na rozłożonym kocu. Lightwood nawet nie zauważył skąd i kiedy go wyjął.

Ręce drżały mu z nerwów, byli udupieni, a on odpierdalał sobie piknik na dachu. Potem, co wkurwiło go jeszcze bardziej, mężczyzna zaczął pochrapywać. Jak on tak mógł po prostu zasnąć?

Zerwał się na równe nogi, kiedy usłyszał hałas dochodzący z klatki schodowej. Jedyna droga ucieczki, ta sama, która zaprowadziła ich na górę.

Spojrzał zdenerwowany na śpiącego Azjatę, przez chwile w głowie pojawiła mu się myśl, by go tak zostawić i samemu zająć tym, co spowodowało rumor na schodach. Jednak tak szybko, jak się pojawiła, tak szybko ją wyparł. Gdyby go tu zostawił, a on nie poradził sobie z niebezpieczeństwem, to Magik zostałby pożarty we śnie. A to była chyba najgorsza z możliwych opcji. Chciał dać mu, chociaż szansę na obronę dlatego podszedł do niego i szurnął go w ramię.

Ten jednak, zamiast się obudzić, wymruczał coś niezrozumiałego i odwrócił się na drugi bok. Przy tym ruchu koszulka, którą miał na sobie podwinęła mu się, odsłaniając wyrzeźbione mięśnie brzucha. Alec przełknął głośno ślinę. Nie spodziewał się, że mężczyzna ma takie ciało. Widział co prawda jego fragment, ale tamten element skutecznie odwracał uwagę od reszty.

Przyklęknął na jedno kolano i ponowił próbę zbudzenia przywódcy. Z bliska wydawał się jeszcze bardziej niezwykły, zachodzące słońce muskało jego oliwkową skórę ostatnimi promykami, nadając mu niesamowitą aurę. Lightwood przełknął głośno ślinę, niebywałe, że ktoś może wyglądać tak niewinnie, jednocześnie mając tak niewyparzoną gębę.

Klęczał przy nim, podziwiając spektakl barw odbywający się na jego obliczu. Zupełnie zapomniał o czyhającym na nich zagrożeniu. Z trudem powstrzymywał się, by go nie dotknąć. Miał ochotę sprawdzić, czy skóra na policzkach jest tak delikatna, na jaką wygląda. Fascynowały go jego włosy. Miał fryzurę na tzw. samuraja. Zazwyczaj idealnie spięte, tym razem kilka pasm wymknęło się spod gumki do włosów i swobodnie spływały na jego twarz. Kosmyki łaskotały Magika w nos, przez co zmarszczył go zabawnie.

Alec nie chciał zostać przyłapany na przyglądaniu mu się, wiec postanowił uwolnić go od niesfornych włosów. Wyciągnął dłoń w calu odsunięcia ich, wtedy Azjata; nadal z zamkniętymi oczami, sprawiający wrażenie, że nadal śpi, chwycił go za nadgarstek.

- Możesz mi wyjaśnić, co właśnie miałeś zamiar zrobić? – zapytał złowrogo. Jego ton był podejrzliwy.

Alec zaskoczony próbował wyrwać rękę. Nie spodziewał się, że mężczyzna ma tyle siły. Był bezbronny wobec natarczywości jego spojrzenia.

- Ja tylko... ja chciałem... - zaczął się motać. Nie wiedział jak, ma wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Wtedy przypomniał sobie o powodzie, dla którego znalazł się przy nim – chciałem cię obudzić. Coś jest na klatce schodowej. Słyszałem hałas – odpowiedział, wyrzucając z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego.

- Aha – odpowiedział Magik i odwrócił się z zamiarem ponownego zaśnięcia.

- Chyba kurwa żartujesz – uniósł się Alec – coś tam jest, zaraz na zażre, a ty sobie spokojnie śpisz.

Plaga ( Malec)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz