2

857 18 1
                                    

Obudziły mnie krzyki. Chwyciłam się za pulsującą głowę. Gdy otworzyłam oczy, na półce obok ujrzałam tabletkę i szklankę z wodą. Od razu ją wypiłam, jednak byłam przerażona. Miałam na sobie piżamę i byłam w swoim pokoju, a pamiętam, że... o mój boże. Luke. Czy ja prawie się z nim przespałam? O matko. Będzie mi to wypominał przez całe życie.

Po chwili znowu usłyszałam krzyki. Teraz rozpoznałam głos mojego ojca i matki. Kłócili się. Postanowiłam pójść wziąć świeże ciuchy i pójść się wykąpać. Po długim prysznicu i ubraniu się, umalowałam się i wyczesałam włosy. Gotowa zeszłam na dół aby zjeść śniadanie.

W kuchni ujrzałam zapłakaną mamę. Użalała się nad sobą, jak zwykle. Nie zauważyła nawet kiedy weszłam do środka. Przewróciłam oczami. Ojca nie było widać, więc pewnie zaszył się w gabinecie albo poszedł do kolegów się upić.

Po chwili mojej rodzicielki również nie było a ja zasiadłam do stołu z herbatą i kanapkami z masłem orzechowym. Potem pozmywałam naczynia i zadzwoniłam do Rose.

- Cześć kochana. - powiedziała. Chyba nie miała kaca, bo nie dało się tego wyczuć po jej głosie.

- Hej, hej. Jak po imprezie? - spytałam biorąc łyka herbaty, której jeszcze nie wypiłam.

- Nawet spoko. Luke mnie odwiózł, a ciebie gdzieś straciłam z oczu.

- Świetnie się bawiłam. - mruknęłam.

- Co dziś robisz? - spytała mając coś w buzi. Pewnie również jadła śniadanie.

- Chyba pójdę do brata. Dawno go nie widziałam. - wzruszyłam ramionami.

- Okej, będę pisać jak coś. Buzi. - rozłączyłyśmy się.

Około południa wyszłam z domu. Świeże powietrze otuliło moją twarz. Poczułam się znacznie lepiej. Po dziesięciu minutach marszu byłam pod domem John'a. Bez pukania weszłam do środka.

- John! To ja! - krzyknęłam nie zastając go w salonie.

Po chwili usłyszałam kroki na schodach. Popatrzyłam w tamtym kierunku z uśmiechem na ustach, jednak po sekundzie on zniknął. 

- Morgi, co tu robisz? - spytał Luke. Zacisnęłam pięści, aby się opanować.

- Przyszłam do brata, nie do ciebie. - skrzyżowałam ręce na piersiach. On uśmiechnął się i podszedł do mnie bliżej.

- Nadal chcesz się ze mną wyruchać? - przygryzł wargę.

- Byłam pijana, okej? Nigdy nic między nami nie będzie. - warknęłam i usiadłam na sofie.

- Nigdy nie mów nigdy, złociutka. - mrugnął do mnie i zniknął gdzieś w kuchni.

- Luke! - krzyknął mój brat wchodząc do domu. - Morgan! Super, że jesteś. - przytulił mnie mocno.

- Co jest? - spytał szatyn wychodząc z pomieszczenia z jabłkiem w ręku.

- Nie uwierzycie. - pisnął. - Wygrałem konkurs!

- Jaki? - spytałam nie wiedząc o co mu chodzi.

- U mnie w szkole był taki organizowany. Stwierdziłem, że pójdę, bo ominie mnie matma i geografia. - zaśmiałam się. Tak, to zdecydowanie jego słabe punkty. - No i wygrałem! Wygrałem kurwa! - krzyknął i ponownie mnie przytulił. Za mocno.

- Co wygrałeś? - spytałam uwalniając się z jego ramion.

- Oprócz szósteczki na koniec roku z fizyki to... - przeciągnął. - Trzy bilety na wyspę Boracay na Filipinach!

Future, not past.    ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz