46

294 13 0
                                    

Obudziłam się około siódmej. Postanowiłam oczyścić umysł i pójść pobiegać z John'em, z którym się umówiłam wczoraj wieczorem. Starałam się nie wracać do tej sytuacji z Richard'em, jednak nie potrafiłam.

Potrząsnęłam głową i popatrzyłam w wielkie okno. Słońce już świeciło, jednak wolałam wziąć ze sobą bluzę. Ubrałam się w czarny stanik sportowy, dresy z adidasa i wzięłam z tej samej firmy przewiewną kurtkę. Włosy związałam w wysokiego kucyka i delikatnie się wymalowałam. Na stopy wsunęłam wygodne buty z nike i poszłam do salonu.

Zamiast mojego brata, ujrzałam tam Luke'a. Był w koszulce na szelkach i szarych spodenkach. Miał okulary przeciwsłoneczne na głowie i robił coś na telefonie. Westchnęłam i podeszłam do niego. Od razu odłożył smartfona i przejechał mnie wzrokiem od stóp do głowy.

- Widziałeś John'a? Byłam z nim omówiona na bieganie. - zmarszczyłam brwi patrząc na zegar widzący na ścianie. - Spóźnia się.

- John ma ogromnego kaca, bo nieźle się wczoraj zabawił. - zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami.

- No to pójdę sama. - skrzywiłam się.

- Nie, bo ja idę z tobą. - posłał mi wielki uśmiech a ja jęknęłam.

Bez jakiegokolwiek sprzeciwu czy wybuchu gniewu ruszyłam do windy. Szatyn stanął obok mnie i szczerzył się pod nosem. Skrzyżowałam ręce na piersiach i stukałam nerwowo nogą o podłogę. Gdy się zatrzymała, posłałam mu krzywe spojrzenie, a kiedy opuściłam budynek, zaczęłam biec.

- Gdzie biegniemy? - spytał po chwili.

- Nie wiem. - skwitowałam po krótkim namyśle.

- Możemy pobiec do parku. - zaproponował, a ja się zgodziłam.

Dobiegnięcie do celu zajęło nam około trzydziestu minut. Nie byliśmy zmęczeni, jednak i tak postanowiliśmy usiąść na jednej z ławek. Byłam poirytowana, bo Luke miał rację, co do intencji Richard'a. Odgoniłam te myśli, gdy ujrzałam blondynkę po drugiej stronie. Przypatrywała się ona mojemu towarzyszowi, kręciła pasmo włosów na palcu wskazującym i przygryzała wargę. Zaśmiałam się cicho pod nosem i odwróciłam do szatyna.

- Też to widzisz? - mruknął. - Denerwuje mnie. - ponownie wybuchnęłam śmiechem.

- Możemy stąd iść. - wzruszyłam ramionami.

- Świetny pomysł. - rzekł i wstał.

Gdy uczyniłam to samo, objął mnie szybko w talii. Popatrzyłam się na niego ze zmarszczonymi brwiami, jednak on wskazał wzrokiem tą dziewczynę. Zrozumiałam jego zamiary i również go objęłam.

- Poszła stamtąd. - odetchnął z ulgą i oddalił się ode mnie. - Dzięki. Wiem, że to nie było na miejscu. - podrapał się po karku.

- Spoko. - uderzyłam go lekko w ramię. - A tak w ogóle to miałeś rację, co do Harmon'a. - przyznałam i spuściłam wzrok.

- Za moment wracam. Czekaj! - dodał.

Ujrzałam jak biegnie do jakiegoś sklepu spożywczego. Czekałam w tym samym miejscu z lekko poirytowaną miną. Otworzyłam usta ze zdziwienia, gdy spostrzegłam szatyna idącego do mnie z wielkim lizakiem. Wręczył mi go, a ja zaśmiałam się.

- Na pocieszenie. - popatrzyłam się na niego i podziękowałam mu.

Byliśmy niedaleko Chrysler Building, gdy Luke zatrzymał się na pustej uliczce.

- Chciałem cię przeprosić, za te słowa. - zmarszczył nos.

- Nie ważne. - rzekłam na odczepne i chciałam ponownie ruszyć, jednak mnie zatrzymał.

- Czuję taką potrzebę wytłumaczenia ci tego. - powiedział z przejęciem.

Zobaczyłam w jego oczach skruchę. Próbowałam wyczytać coś z jego mimiki twarzy, ale nie ujrzałam nic innego prócz poczucia winy. Westchnęłam i przeniosłam ciężar ciała na lewą nogę.

- Dobrze, słucham. - klasnęłam dłońmi o uda.

- Nie tutaj, przyjdziesz do mnie o... dziewiątej? - spytał patrząc na zegarek na ręce, który wskazywał ósmą dwadzieścia jeden.

- O dziesiątej. - poprawiłam go, a on przytaknął głową.

Końcówka drogi minęła nam w ciszy. Nawet na mnie nie spojrzał, a ja czasami na niego zerkałam. Z windy wypadł jak oparzony i od razu ruszył do pokoju. Przekręciłam oczami na jego zachowanie i spokojnym krokiem szłam przez korytarz. Nie spotkałam nikogo znajomego, więc dość szybko znalazłam się w moim pokoju. Od razu poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Owinięta ręcznikiem wyszłam z pomieszczenia i podeszłam do szafy. Wyjęłam czystą bieliznę, którą ubrałam i również czarną bluzkę, którą włożyłam do różowych spodenek. Włosy przeczesałam i związałam w niedbałego koka. Z twarzą nic nie robiłam, bo makijaż się trzymał. Miałam jeszcze trochę czasu więc zjadłam jabłko, które leżało od paru dni na moim stoliku i wyrzuciłam ogryzek do kosza. Zaciekawiona wyjaśnieniami szatna ruszyłam w stronę jego pokoju. Bez pukania weszłam do środka. Luke chodził po pokoju i lekko podskoczył na moje nagłe wtargnięcie. Zdziwiona jego zachowaniem zamknęłam drzwi i usiadłam na fotelu, a on naprzeciw mnie.

- Odrobinę się stresuję.

- Tak, troszkę. - zaśmiałam się, aby nieco rozluźnić atmosferę.

- Po prostu boję się, że powiem coś nie tak i znienawidzisz mnie jeszcze bardziej. - rzekł cicho, a ja zmarszczyłam brwi.

- Luke, ja cię nie nienawidzę. - odparłam. - Zabolały mnie jedynie twoje słowa, nic więcej. - zapewniłam go.

- Nigdy nic nas nie łączyło. - powiedział wpatrując mi się w oczy. - To najgorsze zdanie, jakie kiedykolwiek wypowiedziałem. - rozwarłam lekko usta. - Powiedziałem tak bo był tam Bucky. - zmarszczyłam nos - Wcześniej miałem z nim rozmowę, dość poważną, na twój temat.

- Na mój temat?

- Proszę, nie przerywaj mi. - westchnęłam i oparłam się o oparcie. - Mówił, że jako szef nie mogę nic do kogoś innego poczuć, bo ciąży na mnie wielka odpowiedzialność. Że miłość w tym co robię nie sprawdza się i te dwie rzeczy wykluczają się nawzajem. - powiedział, a ja od razu przypomniałam sobie rozmowę z Barnes'em.

- Mi mówił to samo. - skomentowałam. - Chciał nas skłócić? - rzekłam po chwili ze zmarszczonymi brwiami.

- Możliwe. - odpowiedział. - Czyli jednak dobrze, że to ci powiedziałem. Tak to dalej byś się na mnie gniewała.

- Moment. - zaśmiałam się. - Kto powiedział, że nie jestem na ciebie wkurzona?

Szatyn westchnął i rozłożył swoje ramiona. Uśmiechnięta podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach. Luke objął mnie szczelnie, a ja położyłam głowę na jego miękkiej czuprynie.

- Teraz już się nie gniewam. - dodałam, a on się zaśmiał.

- Chcesz tu dziś spać? - spytał, a ja przygryzłam wargę. - Nie, że chcę się...

- Wiem. - przerwałam mu. - Chcę tu spać. - odpowiedziałam i zeszłam z kolan szatyna.

Future, not past.    ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz