- Morgan, wszystko dobrze? - usłyszałam w swojej słuchawce.
- Tak, wszystko gra. Jestem już z Luke'iem i John'em.
- O mój boże, to wspaniale. - odetchnęła z ulgą.
- John, ty idziesz z nimi. - wskazał na grupkę mężczyzn. - Ja idę z Morgan.
- Tylko w dwójkę? - spytał mój brat patrząc na Luke'a.
Nagle usłyszałam głosy dobiegające z końca korytarza. Jako, iż chciałam się popisać przed John'em wyciągnęłam nóż z kieszeni i ruszyłam do przodu. Muszę przyznać, że albo oni byli jacyś słabi, albo ja jestem taka dobra.
Nóż którym się posłużyłam, był cały we krwi podobnie do moich dłoni. Wzięłam głęboki oddech, schowałam przyrząd na swoje miejsce i wróciłam do grupki.
- Okej, poradzicie sobie. - skwitował mój brat i wraz z grupą innych facetów ruszyli w przeciwnym kierunku.
- Słuchaj, wiesz, że to walka. Nie byle jaka...
- Dobra, nie pierdol. - rzekłam.
Chwyciłam za jego bluzkę i przyciągnęłam do siebie. Popatrzyłam mu w oczy i po chwili złączyłam nasze usta w krótkim pocałunku. Gdy się oderwałam od niego, szatyn uśmiechnął się do mnie i ucałował w czoło. Bez słowa ruszyliśmy w stronę salonu.
- Czy wy się właśnie pocałowaliście? - usłyszałam głos Rose.
- Cicho siedź. - usłyszałam jej śmiech a ja przewróciłam oczami.
- Po co idziemy do salonu? - spytałam po chwili.
- Jest tam na pewno Harry. Musimy z nim pomówić. - syknął.
Serce ponownie mi mocniej zabiło. W bojowych pozycjach weszliśmy do pomieszczenia. Tak jak się spodziewał chłopak, zastaliśmy tam aż dziesięć mężczyzn w tym tego dupka.
- Morgan, ty... och, już wiem czemu telewizja mówiła o jakieś babci. - zaśmiał się a ja zaczęłam mierzyć do niego z karabinu. - Radzę ci tego nie robić. - pstryknął palcami i wszyscy skierowali spluwy w naszą stronę.
- Harry, miałem cię za przyjaciela. - odezwał się Luke. - A ty tak mnie zdradziłeś!
- Świat jest podły, tak jak i ja.
- Bardziej mi wyglądasz na pizdę niż na wielkiego diabła. - syknęłam w jego stronę.
- A to niby czemu? - spytał.
Grę czas zacząć.
- Po prostu. Od zawsze wiedziałam, że z ciebie taka wodnista cipciusia. - uśmiechnęłam się do niego cynicznie. Zdenerwowałam go.
- Ja na twoim miejscu uważałbym na słowa. - syknął i zaczął iść w moją stronę. - Mam was na muszce.
- Nie ty, tylko twoi ludzie. Sam byś sobie nie poradził. - Luke zrozumiał co chcę osiągnąć i włączył się do małej zabawy. - Jak myślisz, dlaczego przyszliśmy sami? - zadał pytanie retoryczne szatyn.
- Bo jesteście głupi?
- Bo jesteś za słaby i nie będę marnował na ciebie moich najlepszych ludzi.
Harry zacisnął pięści i wykonał gest dłońmi. Wszyscy jego żołnierzyki opuścili pomieszczenie i zostaliśmy w trójkę. Ściągnął on broń i położył na stoliku. Wykonaliśmy to samo i stanęłam gotowa do ataku.
- I co? Jak za dawnych lat. - rzekł do Luke'a.
- Nie będziesz ze mną walczyć. - rzekł, a ja się uśmiechnęłam.
Szatyn cofnął się i kiwnął do mnie głową, sugerując, że sobie poradzę. Stanęłam przed tym łajdakiem. Popatrzyłam mu głęboko w oczy i nie przerywając kontaktu wzrokowego wyciągnęłam zakrwawiony nadal nóż. Chłopak nie przejął się tym i po chwili w jego dłoni ujrzałam podobny.
- Zabiłeś moją matkę. - syknęłam, gdy zaczęliśmy chodzić w kółko.
- Uwierz mi, to miałaś być ty, więc to w sumie twoja wina. - zaśmiał się.
Krzyknęłam i ruszyłam do ataku. Najpierw zadałam mu ranę na pliczku a on uderzył mnie dość mocno w żebra. Złożyłam się w pół, lecz po chwili ponownie zaatakowałam. Kątem oka ujrzałam Luke'a, który spokojnie stał w rogu i trzymał pistolet w dłoni.
Był gotowy do ataku.
Nagle usłyszałam krzyk. Dobrze znany mi krzyk. Harry wykorzystałby okazje, aby mnie zaatakować, jednak Luke postrzelił go w ramię.
- To John, na pewno to był on. - powiedziałam do szatyna.
Zaczęliśmy biec w kierunku krzyków. Po drodze nie patrzyłam nawet po czym chodzę.
A raczej po kim.
Rzuciłam się na ziemię, gdy spostrzegłam John'a, który leżał na ziemi.
- Bracie, braciszku. - potrząsnęłam nim i popatrzył się na mnie oraz uśmiechnął. - Boże, nie strasz mnie tak ty pojebany idioto!
- Żyje? - usłyszałam głos Rose w głowie.
- Tak, ten pajac chciał zrobić żart. - uderzyłam go lekko w ramię i pomogłam mu wstać.
W słuchawce usłyszałam huk. Poderwałam się na równe nogi.
- Rose? Halo? - spytałam. Nie odezwała się.
Wszyscy pędem ruszyliśmy do pomieszczenia, w którym aktualnie znajdowała się blondynka. Zacisnęłam pięści, gdy ujrzałam jakiegoś fagasa trzymającego ją zbyt mocno i jeszcze dwóch pomagierów. Mieli w rękach karabiny. Tak jak i my. Każdy mierzył do swojego celu. Mnie przypadł łysy gnój z krzywą mordą. John trzymał na muszce drugiego z nich, a Luke zajął się środkowym.
- Teraz! - usłyszałam i dużo się nie zastanawiając zastrzeliłam tego mężczyznę.
Blondynka miała ranę na szyi od noża. Mój brat szybko do niej podszedł i wyprowadził ją. Spojrzałam na Luke'a. Objął mnie ramieniem i skierowaliśmy się również na wyższe piętro.
- Wszystko mnie boli. - zajęczałam wchodząc do swojego pokoju.
Ściągnęłam ten cholerny strój i kamizelkę zostając w samej bieliźnie. Poszłam do łazienki a za mną kroczył Luke. Spojrzałam do lustra i ujrzałam sporego siniaka na żebrach. Szatyn przyłożył swoją dłoń na fioletowe miejsce.
- Pamiątka po Harry'm. - syknęłam. - Muszę wziąć prysznic i ty też powinieneś.
- Przyjdę za dziesięć minut. - oznajmił i pocałował mnie w czoło.
Przygryzłam wargę i rozebrana weszłam pod prysznic. Nie miałam pojęcia, co teraz jest między mną a Luke'iem. Fakt, pocałowałam go, ale nie miałam pojęcia, co to zmieniło.
Bo zmienić to na pewno coś zmieniło.
Cieszyłam się z tego pocałunku. Nie był on jakoś bardzo namiętny, ale przepełniony uczuciami. Wątpię, że zrobiłam to pod wpływem emocji. Myślę, że tego chciałam, a co więcej, myślę że chciał to również Luke.
Odświeżona i w bluzie od Khalil'a i rzecz jasna nowych dresach opuściłam łazienkę. Tam zastałam siedzącego szatyna na moim łóżku. Usiadłam obok i popatrzyłam na niego, a on na mnie.
- Ubierz ciuchy ode mnie, nie od tego geja. - skwitował, a ja otworzyłam szeroko oczy. - Nie tylko baby mają szósty zmysł. - zaśmiałam się i podał mi torbę z ubraniami.
- A teraz się odwróć! - krzyknęłam.
Z niechęcią wymalowaną na twarzy wykonał mój rozkaz jednak wiedziałam, że podglądał, więc cały czas się śmiałam. Po chwili ponownie usiadłam obok niego w podkoszulku i krótkich spodenkach.
- O wiele lepiej. - skomentował i pocałował mnie w czoło.
CZYTASZ
Future, not past. ✓
RomanceMorgan. Siedemnastolatka. Dumna obywatelka Stanów Zjednoczonych, zamieszkująca Los Angeles. Dowiaduje się szokującej prawdy o swoim bracie i jego przyjacielu. Jej życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Czy na lepsze? ...