Następnego dnia zaczęliśmy przygotowywania do opuszczenia siedziby. Namówiłam Luke'a, aby zadzwonił do mniemanego szefa gangu Black, czyli Bucky'ego Barnes'a. Zgodził się on na ich przyjazd, jednak nie był zbytnio z tego zadowolony. Pomagałam właśnie bratu pakować broń do wielkich toreb i zanosiliśmy je do odpowiedniego auta.
- Morgan. - zagadał .- Trzymasz się jakoś?
- Tak. - odparłam. - Nie jest źle. Rose mnie spiera, to samo ty, Khalil i Luke. Daję radę.
- Szczególne Luke. - zaśmiał się, a ja uderzyłam go w ramię. - Jesteście parą? - spytał a ja przygryzłam wargę.
Szczerze, to nie miałam pojęcia. Całowaliśmy się, i uprawialiśmy już raz seks, jednak nie wiem, czy mogę to nazwać związkiem. Nawet się mnie nie zapytał, a ja już krok w jego stronę zrobiłam całując go parę dni temu, więc teraz nich on się wykaże.
- Nie, raczej nie. - zmarszczyłam brwi. - Och no dajże mi spokój! Sama nie wiem co się między nami dzieje. - mruknęłam.
- Rozumiem, ale cieszę się z twojego szczęścia. - zachichotał, a ja dałam mu w łeb. - Pamiętaj, kto tu jest starszy. - skarcił mnie.
- A ty pamiętaj, kto mądrzejszy. - wystawił mi środkowego palca, a ja cmoknęłam w powietrzu.
- Morgi, możemy pogadać? - usłyszałam głos Luke'a.
Brat posłał mi dwuznaczne spojrzenie, a ja przewróciłam oczami. Odstawiłam broń i poszłam za szatynem. Gdy upewnił się, że nikt nas nie widzi pocałował mnie w czoło, a potem zaczął mówić.
- Nie możesz nikomu ufać, wiesz...
- Wiem jaka jest sytuacja, rozumiem. - przerwałam mu.
- Nie możesz nic nikomu mówić. Jedyne pewne osoby to Ja, John i Rose.
- A Khalil? - spytałam marszcząc brwi.
- Nawet jemu. - zmarszczył brwi.
- Myślisz, że to on? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Oczywiście, że nie. - zapewnił. - Ale on może znać kreta i może mu przekazać informacje, nawet nie wiedząc z kim rozmawia.
- Rozumiem. - szepnęłam. - Kiedy będziemy jechać?
- Nocą, wtedy będzie trudniej zorientować się w terenie.
- Muszę zdążyć się spakować. - mruknęłam patrząc jak mój brat pakuje broń.
- Spokojnie, zająłem się tym. - uśmiechnął się do mnie i położył swoją dłoń na moim ramieniu. - Mamy teraz czas dla siebie.
- Ale muszę pomóc John'owi.
- Poradzi sobie. - rzekłszy to wziął mnie w stylu panny młodej i wyszliśmy z ukrycia.
Każdy się na nas patrzył i nie obyło się bez wścibskich spojrzeń. Śmiałam się jak oszalała, podobnie do szatyna. Zaniósł mnie do tylnego ogrodu i odstawił mnie przy oczku wodnym. W zbiorniku pływały kolorowe ryby. Wokół niego było dużo drzew, krzaków i mnóstwo kwiatów.
- Pięknie tu. - szepnęłam patrząc przed siebie.
- Rose to urządzała. Ja tu chciałem urządzić coś w stylu siłowni na świeżym powietrzu, ale ona się uparła. - zaśmiał się i spojrzał na mnie. - Ale nie przyszedłem tu podziwiać ładne widoki.
- Domyślam się. - mruknęłam i stanęłam centralnie przed szatynem. - Słucham. - klasnęłam dłońmi o uda.
- Twoje życie bardzo się zmieniło, rzecz jasna przeze mnie. - zmarszczyłam brwi. - Teraz musisz uciekać z mojego powodu, a twoja matka...
- Nawet nie próbuj dokończyć. - syknęłam i pogroziłam mu palcem wskazującym. - Nic, co się teraz dzieje nie jest twoją winą. - położyłam swoje dłonie na jego policzkach i nieco się do niego przybliżyłam.
- Czyżby? - mruknął i odwrócił się do mnie plecami. - Gdyby nie ta głupia impreza u mnie w domu nie wkurwiłby się na ciebie Harry i siedziałabyś sobie w domu z mamą, bratem i z Rose. To byłoby życie idealne, a tak to je zjebałem...
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Nigdy w jego głosie nie słyszałam tyle smutku, żalu, gniewu i prawdy. Przygryzłam wargę i ze łzami w oczach obeszłam jego ciało i ponownie stanęłam naprzeciw niego. Miał zaciśnięte powieki i pięści. Po prostu się do niego przytuliłam. Totalnie się wtedy rozluźnił i objął mnie w pasie.
- Nie obwiniaj się, proszę. - szepnęłam po chwili. - To wina Harry'ego nie twoja, czy John'a. Nikogo, tylko tego zakochanego w sobie dupka.
- Miałabyś życie idealne... - nawiązał do swojej wcześniejszej wypowiedzi a ja westchnęłam.
- Co to za życie idealne bez ciebie? - spytałam a Luke otworzył lekko wargi. - Nie chcę być z nikim innym tylko z tobą. - szepnęłam.
Po chwili cała moja twarz oblała się rumieńcem. Przygryzłam wargę zdając sobie sprawę, co ja tak na prawdę powiedziałam! Zasugerowałam mu, że chce, aby był moim chłopakiem. Luke stał już rozluźniony i lekko rozbawiony. Uśmiechał się do mnie ukazując swoje słodkie dołeczki. Zmarszczyłam brwi i uderzyłam go w bok.
- Nie o to mi...
- Wiem, wiem. - zaśmiał się głośno całując mnie w czoło. - Chodźmy już.
Przygryzłam wargę i ruszyłam za szatynem. Byłam zawiedziona, na prawdę. Miałam nadzieję, że wziął mnie w tak romantyczne miejsce, bo chciał się mnie zapytać, czy zostanę jego dziewczyną.
Ale ze mnie idiotka.
Przecież on się tylko ze mną przespał. Fakt, zachowuje się inaczej, całuje mnie w czoło dość często co jest mega słodkie, ale to nie znaczy, że od razu coś do mnie czuje. Ale przecież sam mi mówił, że dla niego to nie zabawa, więc dlaczego tego nie zrobił? Może to ma związek z tą Alice? Ach, to wszystko pogmatwane. Po prostu narobiłam sobie nadziei...
A gdyby mnie spytał? Czy odpowiedziałabym mu twierdząco, czy negatywnie? Jak bym zareagowała? Nie wiem sama czego chce od życia, a domagałam się tego ważnego pytania od Luke'a. To zmieniłoby wszystko, a nie wiedziałam, czy coś do niego czuje.
Może on nie czuje?
- Morgan, musimy się wyspać, bo o trzeciej wyruszamy, chodźmy do mnie. - rzekł.
- Wiesz, dzisiaj chcę pobyć sama. - zmarszczył brwi. - Muszę przemyśleć pewne... kwestie.
- Wszystko dobrze? - spytał kładąc dłonie na moich ramionach. - Wiesz, że możesz powiedzieć mi wszystko...
- Tak, wiem Luke, ale wszystko gra. - uśmiechnęłam się do niego ciepło. - A teraz lecę, odpocznij. - pocałowałam go w policzek i ruszyłam w stronę swojego pokoju.
Po dość długim, gorącym prysznicu położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. Próbowałam usnąć, jednak w moich myślach był tylko jeden facet ze słodkim, melodyjnym głosem.
CZYTASZ
Future, not past. ✓
RomanceMorgan. Siedemnastolatka. Dumna obywatelka Stanów Zjednoczonych, zamieszkująca Los Angeles. Dowiaduje się szokującej prawdy o swoim bracie i jego przyjacielu. Jej życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Czy na lepsze? ...