25

413 13 5
                                    

Następnego dnia obudziłam się o jedenastej a o dwunastej opuściłam łóżko. Wymyłam się i ubrałam bluzę Alec'a i czarne getry. Postanowiłam, że nic produktywnego dziś nie będę robić, więc udałam się do salonu z paczką popcornu i włączyłam film na netflix'ie.

Gdy skończyłam oglądać już drugi film, zadzwoniła do mnie mama.

- Cześć mamuś. - skwitowałam.

- Hej skarbie, co u ciebie?

- Wszystko po staremu. A u ciebie?

- Również. Morgan, mam do ciebie prośbę. - dodała po chwili. - U mnie jest jakaś awaria kanalizacji i nie będę mieć wody do jutra. Mogłabym umyć się dziś u ciebie?

- No pewnie. Nie zapominaj, że to dalej twój dom i możesz przychodzić kiedy chcesz. - uśmiechnęłam się.

- Dziękuję. Będę za dwie godziny.

- Możesz zostać na noc. - dodałam zanim zdążyła się rozłączyć.

- Jesteś kochana. - cmoknęła.

Gdy miałam włączyć następny film, ponownie ktoś do mnie zadzwonił.

- Morgan. - wysapał John zanim zdążyłam pierwsza się przywitać.

- Co jest? - spytałam ze zmarszczonymi brwiami.

- Luke spotkał się z Harrym.

- Nie żyje, prawda? - spytałam z lekkim uśmiechem na ustach wyobrażając sobie śmierć tego dupka.

- Morgan! - na pewno przewrócił oczami. - Jest gorzej.

- Żyje?! - krzyknęłam do słuchawki.

- Siostra...

- Dobra, będę poważna. - zacisnęłam pięść. - To mów co się stało.

- Luke go postrzelił i teraz szuka go policja.

- Że co kurwa? - wstałam z wrażenia aż z kanapy. - Jak to postrzelił? Skąd miał kurwa broń?

- To innym razem. - szepnął a ja wiedziałam, że nie spodobają mi się wyjaśnienia. - Musimy go ukryć i przydałaby nam się twoja pomoc.

- A niby jak mam wam się przydać? - zmarszczyłam brwi.

- Trudno mi to powiedzieć, ale. - kaszlnął. - Jeździsz samochodem lepiej od nas i z łatwością uciekłabyś psom.

- Czekaj. Powtórz to jeszcze raz a ja dam sobie to na dzwonek. - zapiszczałam a John prychnął.

- Przyjdź jak najszybciej do domu Luke'a. - powiedział i rozłączył się.

Nie przebierając się zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę mojego celu. Po drodze napisałam wiadomość do mamy.

Ja: Mamke, może mnie nie być w domu. Klucze zostawiłam tam gdzie zawsze. Wejdź i czuj się jak u siebie :)

Mamka: Dobrze kotku.

Wpadłam do środka jak oparzona. W salonie zastałam John'a wraz z Luke'iem. Zmarszczyłam brwi i dałam szatynowi po mordzie.

- Okej, zasłużyłem. - odpowiedział.

- Zasłużyłeś na o wiele więcej. - syknęłam w jego stronę. - Co ci wpadło do głowy, żeby go kurwa zastrzelić?! Ja z tym zabiciem żartowałam! - skłamał z tym drugim...

- Teraz to nie ważne. - przerwał mi. - Musimy się zmywać. Gliny na pewno wpadną do mojego ojca, a ta menda powie im gdzie mieszkam.

- Gdzie pojedziemy? - spytałam idąc do ogrodu za chłopakami.

- Do kryjówki rzecz jasna. - odpowiedział mi John.

- No co ty... o kurwa. - powiedziałam i otworzyłam szeroko usta.

Gdy weszliśmy do garażu ujrzałam stare auto, jednak szatyn coś wystukał i otworzyło się w podłodze wejście. Ruszyłam niepewnie za chłopakami. Gdy przeszliśmy schody stanęłam w miejscu i zamarłam. Znajdowałam się w dość dużym pomieszczeniu o jasnych kolorach. Na jednej ścianie wisiała broń i inne gadżety, a w drugim rogu stały piękne i pewnie drogie auta.

Szybko podeszłam do jednego z nich i poczułam, jak dostaje orgazmu.

- To Panamera Turbo S E-Hybrid! - zapiszczałam. - Zawsze o nim marzyłam.

- Tak, to jedno z moich ulubionych. - skwitował Luke a ja od razu spadłam na ziemię.

- Moment. Co to wszystko ma kurwa znaczyć?! Jakieś bronie kurwa, auta kurwa i to zajebiste auta. - krzyknęłam.

- Nie czas na wyjaśnienia. - przewrócił oczami szatyn. - Musimy zwiewać.

- Ale wszystko mi opowiecie tak? - zmarszczyłam brwi.

- Tak, a teraz jedźmy. - odezwał się John trzymając w rękach cztery, czarne torby.

Wsiadłam za kierownicę do tego cacka, a miejsce obok zajął szatyn. Z tyłu siedział mój brat i trzymał w rękach karabin. Postanowiłam tego nie komentować i po prostu odpaliłam silnik. Jechałam najpierw przez dość długi korytarz. Luke przycisnął jakiś przycisk na telefonie i ujrzałam jak światło słoneczne wpada do środka. Wyjechałam na jakąś uliczkę i wtedy chłopak zaczął mnie kierować gdzie mam jechać.

Po dwóch godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce. Zaparkowałam obok innych, pięknych aut i w ciszy udaliśmy się do ogromnego budynku, który bez problemów mógł robić za motel. Przy drzwiach stali dwaj napakowani faceci z tatuażami. Trzymali oni również jak mój brat karabiny. Kiwnęli głowami do Luke'a, a na mnie nawet nie spojrzeli. W środku było dość sporo ludzi i byli to sami mężczyźni. Zaprowadzili mnie do pokoju, gdzie zostaliśmy w trójkę. Usiadłam na łóżku i posłałam im spojrzenia mówiące macie mi się tłumaczyć. Oni jedynie westchnęli.

- Jesteśmy w gangu. - powiedział prosto z mostu mój brat.

- To już wiem. - przewróciłam oczami. - Nie trudno się domyśleć.

- Nazywa się on gang LS. - zignorował moje zdanie i kontynuował. - Szefem jest oczywiście Luke a ja jestem jego zastępcą.

- Zrozumiałe. - wzruszyłam ramionami. - LS, czyli Luke Smith.

- A Harry należy do przeciwnej drużyny, do gangu Shadow. - zmarszczyłam brwi. - Dowiedzieliśmy się o tym dzisiaj, gdy próbował mnie zabić. - dodał szatyn a ja otworzyłam lekko usta.

- Och, czyli nie prędko wrócimy do domu. - skwitowałam.

- No nie. - zmarszczył brwi mój brat. - Nie jesteś zła?

- Oczywiście, że jestem! - krzyknęłam. - Nic mi nie powiedzieliście, ale trudno. Widocznie nie ufaliście mi wystarczająco. - wzruszyłam ramionami. Chłopaki posłali sobie dziwne spojrzenia a ja wyciągnęłam telefon i napisałam do mamy.

Ja: Mamo, chciałam ci to powiedzieć osobiście, ale nie dam rady :( Dostałam się na ten kurs medycyny, na który tak bardzo chciałam iść! Złą wiadomością jest to, że musiałam już tam dziś zostać, więc się nie spotkamy. Ale pamiętaj, kocham cię i możesz u mnie zostać tak długo, jak zechcesz. Buziaczki :*

Przygryzłam wargę. Nie lubiłam kłamać mamy, jednak nie miałam wyjścia. Nie odpisała mi, więc stwierdziłam, że się myje albo śpi. Spojrzałam na brata.

- Czy Rose wie? - spytałam a on zaprzeczył. - Ma tu jutro być! Nie możesz jej zostawić samej. - powiedziałam i wyszłam z pokoju.

Nie wiedziałam dokąd idę więc po chwili się po prostu zgubiłam. Warknęłam i otworzyłam pierwsze lepsze drzwi. Na moje szczęście ukazała mi się siłownia i postanowiłam się odstresować bijąc w worek treningowy i chwilę pobiegać na bieżni.

Future, not past.    ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz