36

334 12 0
                                    

- Morgan obudź się. - jęknęłam, gdy Barnes potrząsnął mną. - Luke o ciebie pytał. - otworzyłam szeroko oczy i opuściłam łóżko.

Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy i udałam się do łazienki. Włosy związałam w niedbałego koka i delikatnie się wymalowałam. Gdy byłam gotowa opuściłam pokój i zastałam szatyna, który opierał się o ścianę na korytarzu. Z uśmiechem do niego podeszłam, jednak on zamiast mnie pocałować jak zwykle w czoło, to rzucił mi wrogie spojrzenie.

- Jesteś nienormalna czy jak?! - wrzasnął a ja zmarszczyłam brwi.

- Ciebie też miło widzieć. - prychnęłam, a on przewrócił oczami.

- To nie jest śmieszne. - syknął.

- A możesz mi powiedzieć o co ci chodzi?

- A kurwa o to. - rzekłszy to pokazał mi zdjęcie, które wrzuciłam wczoraj na instagrama.

- Co z nim nie tak?

- Nie wierze, jaka jesteś niedoświadczona. - przejechał swoją dłonią po twarzy. - A pomyślałaś o tym, że ktoś od Harry'ego mógł to zobaczyć?

- Nie przesadzaj. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. - Nie ma tam żadnego znaku ani nic charakterystycznego, co miałoby im dać jakąkolwiek wskazówkę gdzie jesteśmy. - mruknęłam. - A poza tym Barnes nie powiedział, że nie mogę tego dodać. - wzruszyłam ramionami.

- O nim lepiej mi nie mów. - syknął. - Nie dość, że nas wszystkich narażasz, to jeszcze szlajasz się z tym dupkiem po nocach.

- Och, czyli chodzi ci o to, że byłam z nim na mieście, a nie o Harry'ego. - zaśmiałam się. - Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że jesteś zazdrosny.

- Coś ci się w tej pustej główce poprzewracało. - postukał się w czoło.

- Okej, przyjdź jak się uspokoisz, bo nie mam ochoty z tobą gadać. Nie lubię, jak się ktoś na mnie wyżywa. - dodałam i odwróciłam się od szatyna.

- Pewnie, idź do Bucky'ego i przeleć się z nim tak jak ze mną, a potem wyruchaj się z Khalil'em! - zatrzymałam się i zacisnęłam pięści. - To najlepiej ci wychodzi! Pieprzysz się z wszystkimi na prawo i lewo.

Otworzyłam lekko usta ze zdziwienia. Opisał idealnie jakąś dziwkę. Opisał tak mnie. Przecież nie mam zamiaru ani z brunetem, ani z czarnoskórym się przespać.

Myśli, że jestem dziwką.

Nie wytrzymałam. Odwróciłam się ponownie do szatyna i wymierzyłam mu najmocniejszy cios w policzek, na jaki było mnie aktualnie stać. Jego głowa gwałtownie odwróciła się w lewo. Zaczęłam szybko oddychać, a serce biło mi jak oszalałe. Miałam ochotę zrównać go z błotem, jednak wydusiłam z siebie tylko te słowa:

- Cofam to. Najlepiej to w ogóle do mnie nie przychodź i odpierdol się ode mnie. - powiedziałam ze łzami w oczach patrząc prosto w jego kamienną twarz.

Przygryzłam wargę i zaczęłam biec w nieznanym mi kierunku. Nie miałam ochoty iść na siłownię, bo dobrze wiedziałam, że spotkam murzyna albo innych, a musiałam pobyć chwilę sama. Dobiegłam do strzelnicy, którą wczoraj pokazał mi Barnes. Weszłam do środka i na szczęście nikogo nie było. Wzięłam odpowiedni sprzęt i ruszyłam w stronę ostatniego sektora. Ubrałam słuchawki i przycisnęłam przycisk i po chwili przede mną ujrzałam tarczę. Była ona biała, a na niej był namalowany czarny człowiek.

Wytraciłam już mnóstwo naboi i tarcz, jednak dalej nie byłam spokojna. Strzelałam jak leci i nawet nie przejmowałam się, że ani razu nie trafiłam w namalowanego człowieka, który bądź co bądź, był moim celem.

- Cholera! - krzyknęłam na cały głos.

- Hej, spokojnie. - usłyszałam i z przerażeniem popatrzyłam na źródło głosu. - Hoho, spokojnie! - zaśmiał się patrząc na spluwę, którą trzymam w jego kierunku.

Ja bym się na jego miejscu nie śmiała.

- Khalil, nie na siłowni? - spytałam powracając do wcześniejszego zajęcia.

- Gang Black zarezerwował ją na cały dzień. - mlasnął. - Więc, możemy tym razem postrzelać, wspólnie. - dodał a ja westchnęłam.

- Nie obraź się, ale specjalnie tu przyszłam, żeby pobyć sama. - skrzywiłam się, a on kiwnął głową w geście zrozumienia.

- Nie ma sprawy, każdy ma takie dni. - podsumował, a ja posłałam mu lekki uśmiech. - Pójdę po prostu na inny sektor. - rzekł i odszedł.

Gdy poczułam się wystarczająco spokojna i rozluźniona, postanowiłam jeszcze nie wracać do pokoju, więc ruszyłam w stronę ogrodu. Był piękne urządzony. Na środku stała fontanna, a wokół niej rosły róże i inne polne kwiaty oraz duże, kolorowe drzewa. Obok stał garaż. Nikt obcy nawet nie wie, że pod tą warstwą ziemi jest dziesięć razy większy od tego na zewnątrz. Na jednej z ławek ujrzałam swojego brata. Z lekkim uśmiechem zajęłam miejsce obok niego.

- Cześć John. - przywitałam się.

- Hej siostra. - skwitował nawet się na mnie nie patrząc. Zmarszczyłam brwi.

- Co jest? - spytałam.

- Chodzi o Luke'a. - rozwarłam wargi ze zdziwienia. - Od rana się jakoś dziwnie zachowuje. Zwyzywał Rose, gdy spytała się, co mu się stało, a mnie uderzył pięścią w twarz. - gdy się na mnie popatrzył, ujrzałam sporą śliwę pod prawym okiem.

- Rozpierdolę go. - syknęłam i nie zważając na nawoływania brata wstałam i ruszyłam do budynku.

Nerwowo zaczęłam szukać tego chuja. Byłam tak zdeterminowana, że krzyczałam na korytarzu jego imię. Na szczęście jeden chłopak wskazał mi drzwi, gdzie bez zastanowienia weszłam. Ujrzałam go. Siedział na fotelu przed, a na nim trzymał nogi. Jak pieprzony król. Pokój był mroczny, co dodało mi tylko więcej odwagi, aby mu dokopać.

- Wyjdź. - skomentował nawet się na mnie nie patrząc.

Zaśmiałam się histerycznie. Dopiero wtedy podniósł swój wzrok znad swoich dłoni. Nasze spojrzenia się spotkały. Zdenerwowana do granic możliwości podeszłam do niego, chwyciłam go za nogi i pociągnęłam z całych sił. Po chwili szatyn leżał na ziemi przed meblem zszokowany całą sytuacją. Popatrzył na mnie pytającym i równocześnie złowrogim spojrzeniem.

- Jeszcze raz zwyzywasz Rose i uderzysz mojego brata, to już nie będę taka milutka. - syknęłam.

- Już ci się naskarżył? Ciota. - dodał pod nosem a ja...

No co mogłam zrobić?

Zaczęłam go okładać pięściami po twarzy i krzyczeć wniebogłosy. On próbował się bronić, jednak treningi, jakie dawał mi murzyn i moja determinacja zrobiły swoje. Moje dłonie były we krwi, jednak nie przestałabym go bić, gdyby ktoś nie podniósł mnie w talii i wbił mi coś w szyję. Poczułam, jak słabnę i zdałam się na łaskę trzymającego mnie mężczyzny. Moja głowa opadła do tyłu. Próbowałam się oprzeć tej substancji, która pływała z moich żyłach, jednak zamknęłam oczy.


Future, not past.    ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz