Krzyczałam cały czas. Łzy lały mi się wodospadami po policzkach. Biłam pięściami w worek treningowy i w inne przyrządy do boksu. Byłam wściekła. Byłam tak wkurwiona, że miałam wszystko w dupie. Nienawidzę kłamców, a wszyscy się nimi okazali. Nie mam oparcia nawet w najbliższych.
Dwie godziny wcześniej.
W towarzystwie uzbrojonych po zęby czterech mężczyzn siedziałam w salonie i cierpliwie czekałam na przyjazd mojego brata wraz z Rose. Miałam ochotę wypłakać się w jej ramię i wspólnymi siłami zemścić się na nich, że nam nic nie powiedzieli. Czułam się nieswojo, gdyż było tu bardzo mało kobiet a jak już, to żadna nie wydawała się uprzejma, czy sympatyczna, więc po prostu ich unikałam.
W ogóle wszystkich unikałam.
Gdy usłyszałam warkot samochodu wstałam uśmiechnięta z kanapy i czekałam, aż wejdą do środka. Ku memu zdziwieniu w drzwiach pojawił się kolejny facet. Był on murzynem o muskularnej postawie. Nasze spojrzenia się na chwilę spotkały i gdy myślałam, że po prostu sobie pójdzie, to on przygwoździł mnie do ściany swoim ogromnym cielskiem a do mojej szyi przyłożył chłodny, metalowy nóż. Zaczęłam szybko oddychać, jednak nie dałam po sobie poznać, że trochę się go obawiam.
- Kim do cholery jesteś i co tu robisz? - spytał a ja się zaśmiałam.
- Jeśli chcesz przeżyć, to lepiej mnie puść. - wysyczałam i szarpnęłam się, jednak on wzmocnił uścisk.
- Nie tak prędko. - uśmiechnął się, a ja ujrzałam słodkie dołeczki. - Co taka marna dziewczyna może mi zrobić?
- Nie ja, on. - kiwnęłam głową w stronę idącego do nas Luke'a.
Szatyn chwycił ciemnoskórego za kurtkę i jednym ruchem odciągnął go ode mnie. Po chwili Luke dał mu w mordę z pięści a ja zarechotałam na cały salon. Jednak później mój znajomy podał murzynowi rękę i uścisnęli się i potem spojrzeli na mnie.
- To jest Khalil Payne. - powiedział. - A to moja przyjaciółka, Morgan Johnson.
- Cześć. - powiedział i wystawił do mnie rękę, którą niechętnie uścisnęłam. - Jestem szefem gangu Black.
- Ciekawe, czemu Black? - uśmiechnęłam się a on prychnął.
- On ma mi pomóc zlokalizować obecną kryjówkę Harry'ego. - wtrącił Luke a ja nie komentując jego wypowiedzi podeszłam do drzwi, bo ujrzałam w nich Rose.
- Boże, wreszcie. - uściskałyśmy się.
Popatrzyłam na nią. Nie była zaskoczona widokiem tego domu jak i mężczyzn z broniami. Uśmiechała się do mnie sztucznie, co nie jest do niej podobne. Nikt nie odezwał się jakimkolwiek słowem. Panowała gęsta atmosfera, a ja nie rozumiałam co się dzieje. Zorientowałam się w sytuacji, gdy do blondynki uśmiechnął się jeden z ochroniarzy.
- Wiedziałaś. - wysyczałam przez zaciśniętą szczękę. - Wiedziałaś i nic mi nie powiedziałaś?!
- Obiecałam im. - szepnęła i spuściła wzrok wraz z głową.
- Nie wierze. - przygryzłam wargę. - Wszyscy mnie kurwa oszukiwaliście! - wrzasnęłam na całe pomieszczenie w stronę moich przyjaciół.
To znaczy tych, którzy nimi byli.
Zacisnęłam pięści i podeszłam do Luke'a. Patrzył na mnie ze swoją obojętną miną i nawet nie drgnął, gdy dałam mu z całej siły w twarz. Zdenerwował mnie tym jeszcze bardziej, więc dałam mu w drugi policzek. Potem w następny i tak byłoby przez długi czas, gdyby nie chwycił mnie za ramiona John. Wyrwałam się mu i jemu również dałam w mordę. Po chwili moje i Rose spojrzenia się spotkały. Wiadomo, że jej nie uderzę, więc zrobiłam coś, co zabolało ją tak samo, jakbym jej przywaliła.
Zerwałam z nadgarstka naszą bransoletkę, którą nosiłam codziennie wraz z blondynką. Popatrzyłam na tą cenną rzecz i rzuciłam nią w przyjaciółkę. Ujrzałam w jej oczach łzy, jednak nie miałam zamiaru przepraszać. Popatrzyłam się jeszcze złowrogo na wszystkich zgromadzonych i udałam się na siłownię.
Krzyczałam cały czas. Łzy lały mi się wodospadami po policzkach. Biłam pięściami w worek treningowy i w inne przyrządy do boksu. Byłam wściekła. Byłam tak wkurwiona, że miałam wszystko w dupie. Nienawidzę kłamców, a wszyscy się nimi okazali. Nie mam oparcia nawet w najbliższych.
Upadłam na kolana i schowałam twarz w dłoniach. Po chwili wstałam i uderzyłam pięścią w ścianę. Knykcie miałam całe we krwi i rzeczy, które biłam również były nią pokryte.
Gdy się uspokoiłam i trochę chociaż wyżyłam, usiadłam na podłodze i oparłam się plecami o ścianę. Dłonie miałam zmasakrowane, ale nie obchodziło mnie to. Nagle zauważyłam, że do środka wchodzi pół nagi Khalil. Zapewne przyszedł poćwiczyć, lecz zamiast tego usiadł obok i siedzieliśmy w ciszy.
- Po co tu siedzisz? - spytałam patrząc przed siebie.
- Wolisz, żeby przyszedł tu Luke, John albo ta blondi?
- Nie. - odpowiedziałam szybko, na co murzyn się zaśmiał.
- No właśnie. Chciał tu przyjść, ale stwierdził, że musisz pobyć sama jednak...
- Co jednak? - ponagliłam, gdy nie skończył swojej wypowiedzi.
- Patrząc na twój stan psychiczny oraz fizyczny. - wskazał palcem na moje kostki. - Potrzebujesz towarzystwa.
- Jednakże patrząc na okoliczności jakie mi sprzyjają, aktualnie mam ochotę ich wszystkich zabić, więc lepiej, żebym takowego towarzystwa nie miała. - zaśmialiśmy się cicho.
- Okej, wygrałaś. - powiedział i wstał. - Masz krzepę, Gen. - rzekł i podał mi rękę.
- Gen? - spytałam podając mu dłoń.
- Od Morgen. - wzruszył ramionami, a ja strzeliłam sobie face palma.
- Jestem Morgan, przez a, nie e. - przewróciłam oczami a on zmarszczył brwi. - Takie imię jak Morgen nawet nie istnieje! - wykrzyczałam.
- Trudno. - wzruszył ramionami. - I tak dla mnie jesteś już Gen. - puścił mi oczko i udał się na ring, który znajdował się na środku sali. - Ile mam na ciebie czekać? Właź. - przewrócił oczami a ja niepewnie stanęłam naprzeciw.
- Masz zamiar mnie pobić? - spytałam a on zachichotał.
- Jasne, że nie. - ubrał rękawice i drugą parę podał mi. - Widzę, że wyładowujesz emocje przez różnorakie ciosy, więc nauczę cię walczyć.
- Poważnie? - otworzyłam lekko usta. Byłam podekscytowana!
- A owszem. - klasnął. - Masz w sobie siłę, jednak nie wiesz totalnie nic o taktykach walki. - powiedziała a ja skinieniem głowy przyznałam mu rację.
- Zawsze biję w furii...
- I to twój błąd. - powiedział i chciał mnie uderzyć, lecz zrobiłam unik. - Dobrze. Gdy się schylasz, aby uchronić się przed atakiem od razu zadaj cios w nogi.
Zrobiłam tak jak kazał i po chwili leżał na ziemi
- Dobrze. - pochwalił mnie. - Jeszcze raz.
CZYTASZ
Future, not past. ✓
RomanceMorgan. Siedemnastolatka. Dumna obywatelka Stanów Zjednoczonych, zamieszkująca Los Angeles. Dowiaduje się szokującej prawdy o swoim bracie i jego przyjacielu. Jej życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Czy na lepsze? ...