🎂Specjał🎂

638 25 4
                                    

Cała akcja dzieje się 10-11 lat później!!!

Wpadające przez okno promienie słoneczne oświetliły twarz blondwłosego mężczyzny. Odwrócił się na bok i delikatnie uśmiechnął. Zaczął bawić się końcówkami włosów osóbki, która spała spokojne obok. Wyglądał tak uroczo, gdy spał. Nawet mimo upływu tych dziesięciu lat. Uwielbiał patrzeć na tę twarzyczkę i mógłby robić to godzinami. Po chwili jednak obudził się i cała zabawa włoskami się skończyła.

- Dzień dobry- powiedział liliowowłosy, przeciągając się.

- Dzień dobry- ciemnooki dał mu na powitanie mocnego całusa.- Jak się spało?- spytał, wspierając się na łokciu i patrząc ukochanemu prosto w oczy.

- Tak jak zawsze- odpowiedział szarooki.- Przy tobie codziennie śpi mi się cudownie- dodał, siadając. Axel również się podniósł i przez chwilę nadsłuchiwali czy ich podopieczny jeszcze śpi, czy też nie.

- Jeszcze śpi- stwierdził z ulgą Shawn.

- Na szczęście- zaśmiał się cicho Blaze. Mężczyźni możliwie jak najciszej wyszli ze swojej sypialni i wolnym krokiem udali się do kuchni. Wypili jedynie kawę i szybko szybko się oporządzili. Zanim wyszli z mieszkania, zostawili swojemu podopiecznemu karteczkę na stole w kuchni, żeby wiedział gdzie przyjść jak się obudzi. Axel i Frost zeszli na dół i błyskawicznie zapakowali się do samochodu ciemnookiego. 

- Mam nadzieję, że nic nie podejrzewa- wyznał były trener drużyny Hokkaido.

- Spokojnie- rzekł adwokat.- Wszystko jest tak starannie zaplanowane, że nawet się nie domyśla- dopowiedział.- No, musimy już jechać. Trzeba im tam pomóc-

- Boże, Celia to nam nogi z dupy powyrywa za to, że mało co tam robiliśmy. Jedynie nadzorowaliśmy przygotowania- westchnął Shawn.

- Pewnie się na Hectorze wyżywa- mruknął Ax, odpalając auto. Po chwili ruszyli w drogę, wciąż żartując o małżeństwie Celii i Hectora.

******

Po dotarciu na miejsce, mężczyźni wzięli kilka głębokich wdechów i dopiero potem wysiadli z auta. Bali się efektów końcowych. Tak naprawdę pojawiali się tu bardzo rzadko, może z dwa lub trzy razy. A to wszystko przez to, że Axel jako adwokat miał mega trudną rozprawę rozwodową (szkoda gadać o tym, co się działo), natomiast Shawn musiał dojeżdżać do Alpine pomimo tego, że zrezygnował ze stanowiska trenera w tamtym gimnazjum. Zgodził się trenować dzieciaki, póki dyrekcja nie znajdzie nowego trenera dla drużyny. Trochę to im zajęło i odpowiednią osobę na te stanowisko znaleziono zaledwie kilka dni temu. Weszli do restauracji i rozejrzeli się. Cała sala przystrojona różnokolorowymi balonami, na stołach różne przysmaki i napoje. Mieli nadzieję, że ich wychowankowi będzie podobać się ta niespodzianka. 

 -Hej- usłyszeli. Odwrócili się i odpowiedzieli na powitanie. Podszedł do nich nie nikt inny jak Mark Evans, a wraz z nim pięcioletnia dziewczynka. 

- Hej- uśmiechnęła się nieśmiało do nich. 

- I jak? Pomagasz w przygotowaniach?- zapytał Axel, patrząc na dziewczynkę.

- Tak!- odrzekła entuzjastycznie Hope. Evans pogłaskał córkę po główce.

- A jak tam nasz jubilat?- zapytał, patrząc na jego opiekunów.

- Pewnie jeszcze śpi- Blaze skrzyżował ręce na piersi. Jak tego młodzieńca nikt nie obudzi, będzie spać do południa. Tak bynajmniej sądzili, prawda jednak była zupełnie inna.

**************

Nastolatek wychowywany przez Axela i Frosta obudził się godzinę po tym jak mężczyźni wyszli z mieszkania. Leżał jeszcze przez jakieś pół godziny w łóżku, potem poszedł do kuchni zrobić sobie śniadanie. Usiadł przy stole i jedząc kanapki, przeglądał swojego Instagrama. Nowe polubienia i komentarze, heh. Uwielbiał takie powiadomienia. Po chwili odłożył telefon na bok i zauważył leżącą na stole karteczkę. Wziął ją do ręki i przeczytał:

Jak się obudzisz i wyszykujesz, przyjdź do restauracji Heaven.

Odłożył ją z powrotem na miejsce. Był to jeden z najlepszych lokali w mieście. Dlaczego więc ma tam iść? Nie miał najmniejszego pojęcia, ale cóż, pójdzie tam. Co ma innego do stracenia? Jednak najpierw chciał trochę pograć w piłkę. Zadzwonił do Ariona i Victora, ale oni byli zajęci przygotowywaniem referatu na historię. Ricardo miał lekcje gry na fortepianie, Gabriel, Aitor i Lucian musieli zaliczyć zaległe sprawdziany i przez się uczyli. Nawet Bailong i Tezcat byli zajęci przygotowywaniem prezentacji na chemię. Reszta też nie miała czasu. Nawet Bay i Preston. Zrezygnowany chłopak skończył śniadanie, posprzątał po sobie i poszedł do łazienki. Szybko się ogarnął. Założył ciemne jeansy i granatową koszulę w kratkę. Skoro idzie do full wypas restauracji, to wypadałoby się ubrać jakoś stosownie, prawda? Założył swoje ulubione Nike'i, wyszedł z mieszkania i zamknął je na wszystkie cztery spusty. Zszedł na dół schodami i spacerkiem ruszył w stronę wyznaczonego celu. Po jakimś czasie zatrzymał się, wsadził słuchawki w uszy i odpalił Two Steps From Hell. Dalszą część drogi przeszedł, wsłuchując się w utwór. Po dotarciu na miejsce schował je do plecaczka. Wszedł do środka i zatrzymał się. Było ciemno jak w dupie murzyna. Zmarszczył czoło. Czyżby zrobili sobie z niego kawał? Nie podobała mu się ta myśl. Odwrócił się na pięcie, żeby opuścić to miejsce, ale po chwili światło się zapaliło i wszyscy wyskoczyli z ukrycia, głośno krzycząc:

- Niespodzianka!!!- wystraszony chłopak aż podskoczył i dostał akcji serca level hard.

- Co do cho...- zaczął i rozejrzał się. Był zdezorientowany i nie za bardzo rozumiał, co się dzieje. Zaraz też spojrzał w dół. Uśmiechnął się.

- Sto lat- mała Hope Evans uczepiła się jego nogi. Sto lat? Wtedy mu się przypomniało. No przecież dziś są jego urodziny! Wokół niego zgromadził się tłum wiernych, każdy wręczył mu prezent i złożył życzenia. Nawet mali Mia i Martin wręczyli mu własnoręcznie wykonane laurki. Zaś mały Paul dał mu kartkę z przyklejonymi do niej żelkami. Hmmm, oryginalny prezent, to musiał przyznać. Odkładał akurat te prezenciki na stolik, gdy usłyszał radosne niemowlęce gaworzenie. Spuścił wzrok i wziął na ręce małą dziewczynkę.

- Co tam powiesz, Noi?- spytał. Pokazała mu grzechotkę.- To twoja ulubiona, prawda?- uśmiechnął się. Mała dziewczynka uderzyła go zabawką w bark. Nastolatek popatrzył na nią zdziwiony. 

- Daje ci prezent, to go weź- powiedział ojciec dziecka, stając obok nich. Jubilat uśmiechnął i wziął pd dziewczynki grzechoteczkę. 

- Dziękuję za tak wspaniały prezent- pocałował ją delikatnie w policzko. Zaraz też jęknął, bo mała Noi pociągnęła go za włosy. Oddał ją ojcu i podszedł do Shawna i Axela.

- I jak ci się podoba?- spytał liliowowłosy.

- Dziękuję- uśmiechnął się młodzieniec.- To najwspanialsze przyjęcie, jakie kiedykolwiek widziałem- dodał.

- I to w dodatku twoje przyjęcie urodzinowe- Blaze poczochrał go po czuprynie gęstych włosów. Impreza była udana i trwała do białego rana. Chłopak otrzymał górę prezentów, a około drugiej nad ranem rozegrano mecz piłki nożnej. Młodzieniec był naprawdę szczęśliwy.Spędził ten dzień w towarzystwie najbliższych i przyjaciół. Zadowolony i szczęśliwy położył się do łożka. Teraz będzie spać do późnych godzin popołudniowych.

I won't let you go || Inazuma Eleven || ✒️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz