1.31

447 28 6
                                    

Dwa dni później Claude Beacons szedł w towarzystwie swojego najlepszego przyjaciela do szpitala, aby odebrać młodszego kuzyna. Lekarze zgodzili się wypuścić malca na tydzień do domu. Rodzice Rudzika byli tego dnia na ważnym spotkaniu, więc to Torch musiał go odebrać. Na miejsce dotarli przed dwunastą. Weszli do środka i wjechali windą na odpowiednie piętro. Już z dala słychać było radosny głos chłopczyka. Maluch cieszył się, że opuści szpitalne mury na chociaż parę dni. Był tym tak podekscytowany, że buzia mu się nie zamykała i bez przerwy powtarzał pielęgniarkom "Dzisiaj wracam do domu. Znowu będę bawił się z Claude'em". Teraz też nawijał bez przerwy.

- Jak będziesz tak dalej gadał, to nie będziesz miał sił, by się ze mną bawić- powiedział Torch, wchodząc do sali. Rudzielec od razu rzucił się na niego i mocno przytulił.

- Siema, młody- zza ramienia karmazynowowłosego wyjrzała głowa Bryce'a.

- Hej- odrzekł mały chłopiec. Po kilku minutach i wzięciu wypisu, wyszli w trójkę ze szpitala. Najpierw wrócili do mieszkania, w którym mieszkał maluch i zostawili tam torby. Potem poszli na plac zabaw znajdujący się na osiedlu. Chłopczyk miał dużo, niespożytej energii, raz był na huśtawce, raz na zjeżdżalni a raz na drabikach. Nie mógł się zdecydować, gdzie być jak najdłużej. Złotooki musiał mieć oczy dookoła głowy, jego młodszego kuzyna wszędzie było pełno. Wiedział, że chwila nieuwagi i wypadek gwarantowany (wiem coś o tym. Raz spuściłam młodszego brata na moment z oczu, to się dobrał do vegety).

- Masz ochotę na lody lub gofry?- spytał Gazelle. Beacons posłał mu mordercze spojrzenie.

- Płacisz ze swoich- mruknął.

- Tak! Chodźmy! Chodźmy!- chłopiec zaczął ciągnąć ich za ręce. W końcu wstali i podeszli do pobliskiej budki z lodami. Wzięli sobie po jednej gałce i usiedli sobie na ławce w cieniu drzewa. Dzień był niezwykle ciepły, więc taki lód na ochłodę był dobrym pomysłem.

****
Podczas gdy Rudzik i Torchelle mieli udany dzień, Axel leżał w łóżku i ani myślał, aby się z niego ściągnąć. Nie chodził do szkoły, lekcje przynosili mu na zmianę Mark, Jude i Nathan. Jeżyk także jadł mniejsze porcje, ale na całe szczęście nie groziło mu niedożywienie. Może porcje były mniejsze, ale dalej dostarczał odpowiednią ilość kalorii do organizmu. Gdy zegar wybił dwunastą, uznał, że musi się czymś zająć. Tak szczerze, to nie poznawał samego siebie. Całodniowe leżenie w łóżku...nie, to nie on. Takie zachowanie nie było do niego podobne. Usiadł i przetarł twarz dłońmi. Zrozumiałe było to, że martwił się o Shawna, ale przez to wszystko odchodził od zmysłów. Ogarnął wzrokiem biurko. Talerze z kilkudniowymi, niedojedzonymi posiłkami, kubki po kawie, herbacie, puste butelki po wodzie i napojach gazowanych.

- Muszę to sprzątnąć, bo jak tak dalej pójdzie, to będę miał tu istne wysypisko śmieci- powiedział do siebie blondwłosy. Wstał z łóżka, poszedł do kuchni po worek na śmieci i zaczął sprzątać bałagan, jaki zdążył się zrobić. Nastolatek starł też kurze, umył i poodkurzał podłogę, zmienił pościel i przejrzał ciuchy. Te, w których już nie chodził, schował do pudła i wystawił do przedpokoju. Był tym tak pochłonięty, że nie zauważył jak doszła już dwudziesta pierwsza. Jonathan wrócił do domu pół godziny temu i był zaskoczony widokiem pudła wypchanego po brzegi ciuchami Axela. Wpadł w jeszcze większe zdziwienie, gdy wszedł do kuchni, a tam Ax zmywający naczynia.

- Czyżby gosposia nie przyszła?- zapytał, podchodząc do syna.

- Przyszła, ale...kazałem jej wrócić do domu i zrobić sobie przerwę. Zasłużyła na to- odpowiedział ciemnooki młodzieniec. Jon uśmiechnął się. Następnie, mimo później pory, ojciec i syn siedzieli w salonie, oglądając jakiś film. W połowie seansu, granatowowłosy mężczyzna spojrzał na Jeżyka.

- Widziałem, że sporo swoich ciuchów dałeś do jakiegoś pudełka- zagadnął.

- Tak- potwierdził Płomienny Napastnik.- I tak już w nich nie chodzę. Chcę oddać je sierocińcowi, niech dzieciaki je mają. Przynajmniej dam im drugie życie- dodał.

- Jutro pojedziemy tam po południu- rzekł doktor Blaze.

- Wybacz mi, tato, ale beze mnie. Nie mam ochoty na odwiedziny- Jeżyk spuścił głowę.- Powiedz dzieciakom, że jestem chory i że je kiedyś odwiedzę- wstał i poszedł do siebie. Zamknął drzwi i położył się na łóżku. Co on ma zrobić, by nie oszaleć? Miał nadzieję, że Shawn żyje i jest bezpieczny. Wierzył, że wkrótce go odnajdą, wierzył w to, że wkrótce będzie go do siebie tulił. Ale ile jeszcze samotnych nocy przed nim, tego nie wiedział.

Przepraszam za tak długą nieobecność tej książki. Jak wiecie, pisałam książkę dla Shirou_Star z okazji jej urodzin.
Wiem, że rozdział jest do dupy, wybaczcie mi to.

I won't let you go || Inazuma Eleven || ✒️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz