1.56

312 16 8
                                    

Claude obudził się godzinę później. Leżąc w łóżku i gapiąc się bez celu w sufit, zaczął zastanawiać się, co powinien teraz uczynić. Zdawał sobie sprawę z tego, że policja wie, iż to on i Bryce stoją za porwaniem Shawna. Rozumiał też, że robią wszystko, aby ich nie wystraszyć, aby nie zrobili krzywdy Frostowi. Beacons zaśmiał się pod nosem. Przecież nie zamierzali go zabijać, no niech nie robią już z nich takich psycholi. Za kilka dni znajdą Shawna,a on i Bryce trafią do poprawczaka. Bryce...

Torch pomyślał o jasnowłosym przyjacielu. Może do niego pójdzie? Chociaż był godzinę temu, a niebieskooki nie wyglądał najlepiej. Pewnie śpi, nie będzie mu przeszkadzać. W takim razie pójdzie do swojego kuzyna. Wstał z łóżka i poszedł do drzwi, już ubierał buty i kurtkę, gdy ktoś za nim stanął.

- Dokąd się wybierasz?- spytał Aloïs, krzyżując ręce na piersi. Nastolatek popatrzył na ojca.

- Idę do szpitala, małego odwiedzić- odpowiedział złotooki chłopak. Mężczyzna wpatrywał się w niego przez chwilę w milczeniu.

- Dobrze - westchnął. - Ucałuj go ode mnie i matki- dopowiedział, uśmiechając się.

- Nie ma sprawy- Claude wyszedł z mieszkania i naciągnął na głowę kaptur. Ruszył w stronę szpitala, po drodze rozmyślając o przyjacielu. Gazelle ostatnio zachowywał się naprawdę dziwnie, jak nie on, no i byłoby słabo, gdyby się teraz pochorował. Ognistowłosy dotarł do celu, wszedł do środka i natychmiast skierował się na odpowiednią salę. Zapukał do drzwi i wszedł. Siedzący na łóżku chłopczyk o rudych włosach, uśmiechnął się szeroko na jego widok.

- Tojch!- zawołał. Claude usiadł obok i maluch mocno się do niego przytulił; karmazynowowłosy tulił go, delikatnie głaszcząc po pleckach. 

- Byłeś grzeczny?- spytał Torch, czochrając czuprynę malca.

- Tjak!- zaśmiał się Rudzik.

- Ty zawsze jesteś grzeczny- były kapitan drużyny Prominence uśmiechnął się do chłopczyka. - No, to na co masz ochotę?- dodał, zaglądając pod łóżko w poszukiwaniu jakiś zabawek, puzzli lub gier. Po chwili Rudzielczyk zadecydował, że będą układać puzzle. Claude wyciągnął pudełko z układanką, tym razem na obrazku nie był słynny Tsubasa, a słodkie małe labradorki. Kuzyni byli zajęci przez  następną godzinę, doskonale się przy tym bawiąc. Gdy układanka była już ułożona, Beacons schował puzzle z powrotem na miejsce. Spojrzał na zegar i westchnął.

- Późno już- rzekł, patrząc przez okno.

- Ziostań ze mnią na njoc- maluszek zrobił obok siebie miejsce. Złotooki młodzieniec zaśmiał się.

- Kochanie, nie mogę. Muszę wrócić do domu, bo rodzice będą się martwić- wyjaśnił.

- No dobzie...- Rudzik spuścił główkę. Torch objął go mocno.

- Wkrótce znowu przyjdę, obiecuję- ucałował go w oba policzki, cmoknął w czubek noska, pogłaskał po włoskach i wyszedł. Zadowolony maluch położył się spać, wiedział, że jego starszy kuzyn przyjdzie zgodnie z obietnicą. Rudowłosy chłopaczek nie przypuszczał jednak nawet, że to był ostatni raz jak widział karmazynowowłosego, i że już nigdy więcej go nie zobaczy. 

********

Minęły już ponad sześć dni, a Claude dalej nie przyszedł. Rudzik wypatrywał go każdego dnia, jednak jego starszy kuzyn nie zjawił się. Maluch czuł się bardzo samotny, brakowało mu czyjegoś towarzystwa. Nie miał z kim się pobawić, pogadać, całe dnie spędzał sam. No, codziennie rano i wieczorem odwiedzali go rodzice, jednak gdy pytał o Torcha, ci mówili, że jest czymś zajęty i nie może teraz go odwiedzić. Chłopczyk rozumiał to, ale bardzo tęsknił za nastolatkiem. Gdy tak leżał, z twarzą wtuloną w poduszkę, drzwi do jego sali otworzyły się. Podniósł się szybko, myśląc, że to karmazynowowłosy. Jednak to nie był on, a ktoś inny. Do pomieszczenia weszła pielęgniarka z małą dziewczynką o akwamarynowych włosach i ametystowych oczach. Rudasek obserwował jak kobieta sadza małą na łóżku, które stało na tej sali, ale zawsze było puste. Siostra oddziałowa powiedziała coś do dziewczynki i wyszła. Zaintrygowany obecnością nowej towarzyszki, chłopczyk zeskoczył ze swojego łóżka i podszedł do niej.

- Cjeść- przywitał się i wgramolił na górę. 

- Cjeść...- ametystowooka schowała się pod kołdrą. Rudzik przybliżył się i po chwili wszedł pod nakrycie. Dziewczynka odsunęła się, patrząc na niego dużymi oczami.

- Jestiem choja, zajaziś sie- szepnęła, zasłaniając usta. Maluch wzruszył ramionami.

- Ja teś jestiem chojy- odrzekł. Niestety, nie mówili o tym samym "jestem chory/chora". On miał na myśli chorobę, z której prawdopodobnie nigdy się nie wyleczy, ona chorobę, którą pokona po maksymalnie dwóch tygodniach. Akwamarynowowłosa uśmiechnęła się delikatnie, a po chwili ziewnęła. Rudowłosy wpatrywał się w nią, a gdy ta przyłożyła głowę do poduszki, ułożył się obok niej.

- Chcjesz potjem poukładiać ze mnją puzzle?- zapytał. Mała przytaknęła mu delikatnym skinieniem głowy, a po chwili zasnęła. Chłopczyk zasnął chwilę później. Dzieci spały obok siebie, a gdy do sali weszli rodzice dziewczynki, uśmiechnęli się.

- Słodko- powiedział mężczyzna i wraz z małżonką zbliżyli się do łóżka. 

- Trzeba go przenieść, nie powinien spać z naszą córką. Jeszcze się od zarazi, a wolałabym tego uniknąć- rzekła kobieta. Mąż przyznał jej rację, wziął Rudzika ostrożnie na ręce i przeniósł na jego łóżko. Małżeństwo popatrzyło na swoją córeczkę, a po chwili wyszli z sali i poszli porozmawiać z lekarzem. Następnego dnia, gdy Rudzielczyk się obudził, ametystowookiej już nie było. Maluszek był trochę rozczarowany, bo nawet nie zdążył zapytać jej o imię. Był pewien, że by się zaprzyjaźnili i że byliby dobrymi przyjaciółmi.

*****

Gregory Smith uśmiechnął się zadowolony pod nosem. Odkąd udało im się ustalić skąd podchodzi ten zakłócony sygnał, minął tydzień. Mieli już opracowany plan odbicia szarookiego, wszystko było przygotowane i mogli zrobić to w sumie w każdej chwili, nie chcieli jednak swoim zachowaniem skłonić porywaczy do jakiś drastycznych decyzji. Musieli zrobić wszystko na spokojnie. Greg przydzielił swoim ludziom zadania, a ci zaczęli je od razu wykonywać. Mężczyzna siedział w swoim gabinecie, sprawdzając jakieś papiery, gdy zadzwonił jego telefon. Odebrał już po pierwszym sygnale.

- Szefie, mamy Frosta- usłyszał po drugiej stronie. 

- Jak z nim?- spytał, obracając długopis między palcami.

- Cały i zdrowy, teraz jest w szpitalu na kontroli- odparł współpracownik Smitha. Gregory podziękował za tę jakże radosną informacje i rozłączył się. Shawn jest już bezpieczny, a co najważniejsze, cały i zdrowy. Detektyw Smith wezwał do siebie piątkę ludzi i kazał im pojechać po Claude'a i Bryce'a, oraz dowieźć ich na komisariat. Mężczyźni wyszli z jego biura i zaczęli się szykować.  Gregory uporządkował papiery związane z tą sprawą, wkładając je do odpowiedniej teczki, którą schował do odpowiedniej  szuflady. Usiadł za biurkiem i odetchnął z ulgą. Teraz najważniejsze, by przesłuchać śnieżnowłosego i złotookiego, i poznać ich motywy działania. Po piętnastu minutach rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę!- powiedział głośno Greg, a do środka wszedł jeden z jego podwładnych. Mężczyzna podszedł do biurka szefa. 

- Szefie, nie mam dobrych wieści- pracownik spojrzał na Smitha, a tamten zmarszczył czoło.

- Co się dzieje?- spytał. Miał złe przeczucia.

- Z przesłuchania chłopaków będą nici- odrzekł młodszy z mężczyzn.

- Dlaczego? Co się zmieniło?- jeszcze bardziej zdziwiony Gregory wstał i czekał na odpowiedź. Jego współpracownik wahał się przez chwilę, aż w końcu powiedział:

- Claude Beacons i Bryce Whitingale nie żyją, popełnili samobójstwo dzisiejszego ranka- 

I won't let you go || Inazuma Eleven || ✒️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz